Gabriella wiodła szczęśliwe życie, robiła karierę, wierzyła we wszechmoc nauki i techniki na tyle, że sama - jako człowiek, potrafi ująć sprawy swego życia we własne ręce i nieomylnie nimi kierować.
Bóg - ze swymi nakazami, zakazami, rytami religijnymi tak naprawdę nie był jej do niczego potrzebny. Nie szukała Go i wówczas, gdy ciąża okazała się poważnie zagrożona. Zaufała tylko i wyłącznie
medycynie, utwierdzając się w tym, gdy jej córeczka Helena urodziła się zupełnie zdrowa, pomimo tylu obaw. Kochała ją z całego serca, ale temu uczuciu towarzyszył tryumf - oto udało mi się, pomimo
wszystko. Ale była też spora dawka chłodu, wynikającego ze skrupulatności i sformalizowania życia z dzieckiem. Nie było spontaniczności, tylko - jak nakazywały podręczniki - rygorystyczne
pory i zasady karmienia, nakazy higieny, a przede wszystkim dyscyplina spania. Któż z nas, rodziców, nie zna udręki nieprzespanych nocy, bo noworodek, a potem niemowlę, płacze i krzyczy, a nikt nie potrafi
wyjaśnić, dlaczego? Tak było z Gabriellą i jej mężem Guido. Postanowili postępować „jak inni”, zostawiając płaczące dziecko i iść np. piętro wyżej - na kolację do sąsiadów. W takich
okolicznościach zmarła ich mała córeczka, z buzią w poduszce, zapewne z powodu syndromu SIDS (nagłej śmierci noworodka).
Ta śmierć przemieniła całe życie Heleny, zmusiła ją do rozpaczy, pytań, poszukiwań. Przełom przeżywany przez młodą kobietę nie był jakimś jednostkowym aktem, ale procesem trwającym przez kilkanaście
lat. Urodziła kolejne dzieci, robiła tzw. karierę zawodową, ale śmierć zaledwie dwumiesięcznej pierworodnej córeczki nigdy nie mogła się zabliźnić.
Książka stanowi zbiór autobiograficznych wyznań w formie wzruszających, obnażających autorkę duchowo listów, skierowanych do Mistrza, zapewne kierownika duchowego. Momentem zwrotnym tych zwierzeń
jest decyzja pielgrzymki do Lourdes, podczas której autorka - niepraktykująca, bardziej z urzędu niż z wyboru katoliczka, doświadcza duchowej przemiany, pozwalającej na odkrycie w sobie rezerw duchowych
i mocy płynącej z miłości i miłosierdzia. Odkrywa obszar swojej pietas, która powoli wchłania jej ból. W klimacie Lourdes ona, która nawet nie umiała modlić się na różańcu, dotyka refleksji płynącej z
krzyża i w tym kontekście - sensu krótkiego życia i śmierci córeczki.
Gabriella odnajduje swój obszar transcendencji i przemiany, ale zastrzega, że nie dla każdego musi to być właśnie - Lourdes. Tak jak każdy będąc w Lourdes inaczej je odczyta i inaczej zapewne
przeżyje. Przy lekturze bolesnych listów Gabrielli uderza czytelnika głęboki proces przemiany osoby ludzkiej w cierpieniu oraz chyba to, że dokonuje się on bardzo długo, zawiłymi drogami i nie jest tak
prosty, jak np. w wypadku filmowych bohaterek. Czas bolesnego dojrzewania - z buntem, złymi emocjami, desperacją i bezsilnością pozwalają tej młodej kobiecie na nowo stać się matką Heleny, może
nawet bardziej niż za jej krótkiego życia.
Gabriella przez przeżyte doświadczenie stała się osobą dorosłą, akceptującą różne przejawy życia i swój wewnętrzny konflikt, a także bogactwo pochodzące z nieustannego poszukiwania, przy świadomości
niemożności rozwikłania Tajemnicy. Przy lekturze uderza nas potężny ładunek emocji, głębia myśli i wzruszeń płynących z cierpienia i wielkiego trudu przemiany. Ładunek emocjonalny lektury to zapewne cząstka
oddźwięku losów nas wszystkich w życiu bohaterki, cząstka naszych własnych bojowań o przemianę, cząstka bólu tej Matki, która wiernie stała pod krzyżem, na co Gabrielli zabrakło odwagi i czego nie potrafiła
sobie darować.
Trudno przejść obojętnie obok tych głęboko autobiograficznych wyznań, które dobrze wpisują się w cykl proponowanych przez Wydawnictwo Jedność „Historii prawdziwych”. Szczególnie polecam
ją ludziom świeżo dotkniętym stratą kogoś bliskiego.
Gabriella Paudice; Straciłam moją córkę. Do Lourdes, aby wrócić do życia; Wydawnictwo Jedność, Kielce 2004.
Pomóż w rozwoju naszego portalu