Z ks. Sławomirem Kupcem o roli modlitwy-cierpienia w życiu kapłana rozmawia Magdalena Kozieł
Magdalena Kozieł: - Pracował Ksiądz z chorymi w hospicjum, widział ich zmaganie się z cierpieniem, odchodzeniem. Wielu z nich z tego doświadczenia zrobiło i robi użytek niezrozumiały dla logiki tego świata. Swoje wyniszczenie ofiarowują za innych, często za kapłanów...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Ks. Sławomir Kupiec: - Dla mnie cały ten czas, w którym miałem okazję pracować w hospicjum, był czasem wielkich rekolekcji. Tam mogłem dotknąć cierpiącego Chrystusa. Ludzie skazani w oczach świata na śmierć nagle odkrywali nowy sens swojego życia, odkrywali sens cierpienia. Nie szukali śmierci. Szukali miłości ludzi i na nowo odkrywali miłość Boga. Byli tacy, którzy zaczynali pisać wiersze, artykuły do gazet. Chcieli jeszcze wiele zrobić i robili - dla siebie, dla rodziny, dla innych ludzi, dla Boga. Każdy odkrywał jakieś miejsce dla siebie w cierpieniu i chorobie. Jak powiedziała jedna z chorych: „Odkryłam, że cierpienie to moje powołanie, by w ten sposób być blisko Jezusa… Czasami nie mam siły się modlić, ale mam cierpienie, które mogę Bogu ofiarować… Boję się tylko jednego, czy podołam do końca to cierpienie unieść”. Kiedy żegnałem się z chorymi, gdy odchodziłem na inną placówkę, usłyszałem słowa p. Zosi, których nigdy nie zapomnę: „Niech ksiądz się modli za nas, a my będziemy za księdza cierpieli”. Te słowa cały czas towarzyszą mi w nowych zadaniach mojej pracy duszpasterskiej.
- Czy dla Księdza jako kapłana ważna jest świadomość, że są tacy, którzy swoje cierpienie ofiarowują za piękno duchownego powołania. W jakich chwilach najczęściej Ksiądz o tym pamięta?
- Po tym, co doświadczyłem w hospicjum, sam doceniłem i jakby na nowo odkryłem potęgę modlitwy-cierpienia. Teraz, gdy dokonuję takiej refleksji nad tym, co doświadczyłem w hospicjum, mogę stwierdzić, że chorzy pełnią rolę swoistych klasztorów kontemplacyjnych, przedstawiając Bogu poprzez swoją modlitwę-cierpienia tak wiele intencji.
Świadomość, że jest ktoś, kto swoje cierpienia ofiaruje za mnie, za kapłanów, za dzieła duszpasterskie, dodaje siły, ale i cierpliwości w zmaganiach w pracy duszpasterskiej, szczególnie wtedy, gdy piętrzą się różne trudności.
- Czym była dla Księdza praca w hospicjum, przebywanie z chorymi, towarzyszenie przy odchodzeniu?
- W hospicjum czułem się szczególnie potrzebny, potrzebowali mnie nie tylko chorzy, ale i rodziny, które potrzebowały otuchy i umocnienia. W dziwny sposób czułem tam szczególną misję towarzyszenia im w cierpieniu. Były takie sytuacje, że umierający czekali na mnie, bym był z nimi, gdy będą odchodzić do Pana…
Gdy pracowałem w hospicjum, często przychodziłem nie tylko po to, by służyć pomocą kapłana, ale też i po to, by zaczerpnąć siły duchowej. Sam nie wiem, kto komu był bardziej potrzebny. Czy ja chorym, czy chorzy mi. Tam uczyłem się pokory, tam mogłem na nowo odkrywać Bożą miłość. Zresztą okrywam to i dziś, bo to miejsce wciąż mnie przyciąga i gdy tylko jestem w Zielonej Górze, staram się odwiedzić hospicjum.
- Dziękuję za rozmowę.
Ks. Sławomir Kupiec, proboszcz w parafii pw. Świętej Trójcy w Przytocznej, wyświecony w 1988 r., pracował w Krzeszycach, Gorzowie Wlkp., Głogowie, Szprotawie, Świebodzinie, Zielonej Górze. Jako duszpasterz w Hospicjum im. Lady Ryder w Zielonej Górze w latach 1999-2001.