Z Wacławem Górskim, synem prof. Karola Górskiego, wybitnego historyka, znawcy Pomorza i badacza dziejów życia religijnego, rozmawia Teresa Tylicka
Teresa Tylicka: - Stosunkowo niedawno, bo w 2003 r., Uniwersytet Mikołaja Kopernika uczcił 100. rocznicę urodzin Pańskiego ojca - pomnikowej postaci wśród kadry profesorskiej UMK. Zapewne uczestniczył Pan w tych uroczystościach?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Wacław Górski: - Tak. W Toruńskim Towarzystwie Naukowym grono historyków, dawnych studentów ojca z Wydziału Historii i Archiwistyki UMK, zorganizowało sesję naukową, upamiętniającą 100-lecie jego urodzin. Był też tom wspomnień Karola Górskiego z 2003 r. Już wcześniej zresztą, w 1998 r., w 10. rocznicę śmierci ojca, odbyło się sympozjum, zatytułowane Karol Górski - człowiek i uczony, z którego materiały wydano drukiem w roku następnym. W książce tej znalazła się biografia ojca, pióra nieżyjącego już prof. Zenona Huberta Nowaka.
- Czy mógłby Pan krótko opowiedzieć o swojej rodzinie?
Reklama
- Moi rodzice pochodzili z Kresów Rzeczypospolitej, z dzisiejszej Ukrainy. Ojciec urodził się w Odessie 30 kwietnia 1903 r.; mój dziad - Kazimierz Górski był lekarzem, a z zainteresowania artystą malarzem, zaś babcia Anastazja, matka ojca, z domu Stahel, była córką niemieckiego generała w służbie carskiej. Dziadkowie uciekli z Rosji przed rewolucją, kupili dom z ogrodem w Milanówku i tam osiedli. Ojciec kontynuował rozpoczętą w Odessie edukację w prywatnym gimnazjum w Warszawie. W 1920 r. zgłosił się ochotniczo do wojska (musiał ukryć swój młody wiek), wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej i uczestniczył w marszu na Wilno. Po maturze w 1921 r. studiował historię na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie w 1927 r. uzyskał tytuł doktora. Po odbyciu służby wojskowej w Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu, ojciec rozpoczął pracę w Poznaniu. Tam mieszkała rodzina mojej mamy, Zofii z domu Lipkowskiej, pochodząca z Rososza pod Humaniem. Lipkowscy znali się z Górskimi jeszcze z czasów przed rewolucją. Rodzice pobrali się w Poznaniu i tam przyszedł na świat mój starszy o rok brat Jerzy oraz ja. W 1939 r. ojciec walczył w kampanii wrześniowej, był dwukrotnie ranny w bitwie nad Bzurą, dostał się do niewoli niemieckiej i cały okres wojny spędził w oflagu w Woldenbergu (dzisiejszym Dobiegniewie koło Słubic). W obozie ojciec prowadził wykłady z historii Polski (ze zrozumiałych względów obejmujące okres do czasu rozbiorów). My wraz mamą przeżyliśmy lata okupacji w Jackowicach pod Łowiczem i w Milanówku. Po wojnie zamieszkaliśmy w Poznaniu, gdzie ojciec rozpoczął pracę na tamtejszym uniwersytecie. Podczas tworzenia struktur uniwersyteckich w Toruniu prof. Ludwik Kolankowski zaproponował mojemu ojcu pracę na Wydziale Historycznym i wtedy przenieśliśmy się do Grodu Kopernika.
- Śledząc biografię naukową prof. Karola Górskiego, można odnieść wrażenie, że zawsze wybierał sobie trudniejszą drogę pracy badawczej. Przed wybuchem II wojny Profesor zajmował się dziejami Pomorza i problematyką krzyżacką, w związku z czym jako historyk, „Polak o antyniemieckich poglądach” - jak go Niemcy określali, spotykał się z ich strony z wrogim nastawieniem (utrudniano mu m.in. dostęp do archiwum w Królewcu). Po wojnie zainteresowania Profesora poszły w kierunku dziejów duchowości i życia religijnego. W latach stalinizmu i całej późniejszej sytuacji politycznej nie było to zbyt łatwe ani bezpieczne...
Reklama
- Rzeczywiście, ojciec był „na indeksie” władzy ludowej z powodu swoich przekonań i profilu badań historycznych. Swoją dyscyplinę nauki uprawiał chyba trochę na przekór panującej wokół sytuacji politycznej. Do 1950 r. okres pracy ojca na toruńskiej uczelni był bardzo twórczy. Zgromadziła się wokół niego liczna grupa zdolnych studentów, m.in. Kazimierz Ślaski, Marian Biskup, Jerzy Kłoczowski, Zenon Hubert Nowak, Janusz Małłek. Ojciec był pod stałą „opieką” Służby Bezpieczeństwa, nie mógł wyjeżdżać za granicę. Po wydarzeniach w 1949 r. został częściowo odsunięty od zajęć dydaktycznych i do 1955 r. nie mógł prowadzić seminarium magisterskiego.
Pomijano też jego osobę na zjazdach naukowych, nie pozwolono mu np. wystąpić w październiku 1954 r. na pomorskiej sesji naukowej w Gdańsku z okazji 500-lecia powrotu ziem pruskich do Polski. Cała nasza rodzina odczuwała zresztą te szykany. Ojcu zapowiedziano, że jego synowie nie dostaną się na żadną wyższą uczelnię. Po 1956 r. sytuacja trochę zmieniła się na lepsze.
- Przypomnijmy najważniejsze publikacje Karola Górskiego, dotyczące życia duchowego: „Zarys dziejów duchowości w Polsce” (Kraków 1986), wcześniej „Od religijności do mistyki. Zarys dziejów życia wewnętrznego w Polsce” (Lublin 1962). Jak zapamiętał Pan osobiste przekonania religijne Profesora?
Reklama
- Ojciec był człowiekiem niezłomnych zasad. Cechowała go głęboka wiara, z której czerpał siły i moc w najtrudniejszych czasach, zawsze zmierzał do konkretnie wyznaczonego celu w drodze ku prawdzie. Wartości chrześcijańskie wyniósł zresztą z domu rodzinnego. Jeszcze przed wojną zafascynowały go poglądy francuskiego filozofa i teologa Jacquesa Maritaine’a, którego książkę Sztuka i Mądrość przetłumaczył razem z moim dziadkiem na język polski. Wpływ na późniejsze życie religijne ojca miała bez wątpienia przynależność do akademickiej organizacji „Odrodzenie” w Krakowie, gdzie zetknął z wybitnymi postaciami: ks. Władysławem Lewandowiczem, o. Jackiem Woronieckim i ks. Władysławem Korniłowiczem. To środowisko wpłynęło na zainteresowanie się przez ojca tomizmem, któremu - jak później podkreślali jego uczniowie - pozostał wierny. Powtarzał niejednokrotnie, że z katolika powinna promieniować Ewangelia - przez słowo, gest, spojrzenie. Ponad 5-letni pobyt w obozie jenieckim był okresem próby i potwierdzenia wewnętrznej dyscypliny mojego ojca oraz jego religijności. Mimo wielu trudności napotykających go w życiu zawodowym i prywatnym, ojciec pod koniec życia mógł powiedzieć: „Żadna przeszkoda (...) nie była dla mnie szkodliwa, przeciwnie, przyczyniała się do skupienia sił w jednym kierunku i do wyższych osiągnięć”.
- Władze komunistyczne szykanowały Profesora za rzekomy klerykalizm...
- Ojciec miał dobre kontakty z Kościołem, z ówczesnym biskupem chełmińskim Kazimierzem Józefem Kowalskim. Był człowiekiem głęboko religijnym, choć nie manifestował swojej wiary, nie znosił też dewocji, cechowała go jednocześnie tolerancja wobec innych wyznań. Należał do założycieli Klubu Inteligencji Katolickiej w Toruniu. Mawiał, że dlatego wybrał historię jako dziedzinę swoich badań, ponieważ jest ona poszukiwaniem prawdy, sposobem poznawania prawdy o człowieku, jego życiu społecznym, klęskach i zwycięstwach. W 1984 r. za osiągnięcia naukowe w dziedzinie dziejów duchowości ojciec został wyróżniony przez Jana Pawła II komandorią orderu papieskiego św. Grzegorza Wielkiego.
- Jakim człowiekiem był Pański ojciec prywatnie?
- Gdy byliśmy z bratem młodsi, ojciec był dla nas dość surowy i wymagający, ale później stał się łagodniejszy i bardziej wyrozumiały. Tak naprawdę nie mógł nam poświęcać zbyt wiele czasu. Pracował bowiem według ściśle zaplanowanego rytmu, każdy jego dzień był wypełniony intensywną pracą naukową i zajęciami dydaktycznymi ze studentami. Ciężar naszego wychowania spoczywał więc w głównej mierze na mamie.
Reklama
- Zenon H. Nowak napisał o prof. Karolu Górskim, że przyczynił się on w trudnych czasach do przetrwania wartości moralnych, które nie tracą na swej aktualności. Jakie to istotne dla nas dziś, w zawikłanej polskiej rzeczywistości.
- Z pewnością. W książce Karol Górski - człowiek i uczony zamieszczono też wypowiedź ojca na temat roli profesora w nauczaniu uniwersyteckim, z położeniem nacisku na jego powinności wobec studenta. Może warto dziś przypomnieć niektóre z tych myśli, np. „Dydaktyka uniwersytecka, związana z warsztatem badawczym jest korzystna dla studenta, który wchodzi w kontakt ze światem myśli i poszukiwań twórczych. Ale i profesor odnosi korzyści z pracy dydaktycznej, mimo że wielu jest takich, którzy zatopieni w badaniach narzekają na stratę czasu na nauczanie. Nie widzą oni, że wykłady i seminaria zmuszają badacza do tworzenia syntez choćby prowizorycznych i otwierają przed nimi dziedziny, które wymagają nowych badań. Dydaktyka zmusza do wyjścia poza ciasną, czasem zbyt ciasną specjalizację i stąd płynie jej znaczenie na uniwersytecie”. Swoje rozważania kończy zaś słowami: „Bez pracy badawczej (...) nauczyciel akademicki osiągnie zaledwie mierne wyniki, a szkoła wyższa obniży swój lot do poziomu szkoły średniej lub zawodowej. Jeśli piszę, że uniwersytet jest dla dydaktyków oznacza to, że nie jest dla gabinetowych uczonych ani dla płytkich dydaktyków”.
- Istotnie, ten passus z wypowiedzią Profesora ma szczególną wymowę. Być może już w latach 80. przeczuwał on zagrożenia XXI wieku, płynące ze współczesnego przyśpieszenia i towarzyszącego mu spłycenia pojęć.
Dziękuję za rozmowę.