Reklama

Historia jako poszukiwanie prawdy o człowieku

Niedziela toruńska 49/2005

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Z Wacławem Górskim, synem prof. Karola Górskiego, wybitnego historyka, znawcy Pomorza i badacza dziejów życia religijnego, rozmawia Teresa Tylicka

Teresa Tylicka: - Stosunkowo niedawno, bo w 2003 r., Uniwersytet Mikołaja Kopernika uczcił 100. rocznicę urodzin Pańskiego ojca - pomnikowej postaci wśród kadry profesorskiej UMK. Zapewne uczestniczył Pan w tych uroczystościach?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Wacław Górski: - Tak. W Toruńskim Towarzystwie Naukowym grono historyków, dawnych studentów ojca z Wydziału Historii i Archiwistyki UMK, zorganizowało sesję naukową, upamiętniającą 100-lecie jego urodzin. Był też tom wspomnień Karola Górskiego z 2003 r. Już wcześniej zresztą, w 1998 r., w 10. rocznicę śmierci ojca, odbyło się sympozjum, zatytułowane Karol Górski - człowiek i uczony, z którego materiały wydano drukiem w roku następnym. W książce tej znalazła się biografia ojca, pióra nieżyjącego już prof. Zenona Huberta Nowaka.

- Czy mógłby Pan krótko opowiedzieć o swojej rodzinie?

Reklama

- Moi rodzice pochodzili z Kresów Rzeczypospolitej, z dzisiejszej Ukrainy. Ojciec urodził się w Odessie 30 kwietnia 1903 r.; mój dziad - Kazimierz Górski był lekarzem, a z zainteresowania artystą malarzem, zaś babcia Anastazja, matka ojca, z domu Stahel, była córką niemieckiego generała w służbie carskiej. Dziadkowie uciekli z Rosji przed rewolucją, kupili dom z ogrodem w Milanówku i tam osiedli. Ojciec kontynuował rozpoczętą w Odessie edukację w prywatnym gimnazjum w Warszawie. W 1920 r. zgłosił się ochotniczo do wojska (musiał ukryć swój młody wiek), wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej i uczestniczył w marszu na Wilno. Po maturze w 1921 r. studiował historię na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie w 1927 r. uzyskał tytuł doktora. Po odbyciu służby wojskowej w Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu, ojciec rozpoczął pracę w Poznaniu. Tam mieszkała rodzina mojej mamy, Zofii z domu Lipkowskiej, pochodząca z Rososza pod Humaniem. Lipkowscy znali się z Górskimi jeszcze z czasów przed rewolucją. Rodzice pobrali się w Poznaniu i tam przyszedł na świat mój starszy o rok brat Jerzy oraz ja. W 1939 r. ojciec walczył w kampanii wrześniowej, był dwukrotnie ranny w bitwie nad Bzurą, dostał się do niewoli niemieckiej i cały okres wojny spędził w oflagu w Woldenbergu (dzisiejszym Dobiegniewie koło Słubic). W obozie ojciec prowadził wykłady z historii Polski (ze zrozumiałych względów obejmujące okres do czasu rozbiorów). My wraz mamą przeżyliśmy lata okupacji w Jackowicach pod Łowiczem i w Milanówku. Po wojnie zamieszkaliśmy w Poznaniu, gdzie ojciec rozpoczął pracę na tamtejszym uniwersytecie. Podczas tworzenia struktur uniwersyteckich w Toruniu prof. Ludwik Kolankowski zaproponował mojemu ojcu pracę na Wydziale Historycznym i wtedy przenieśliśmy się do Grodu Kopernika.

- Śledząc biografię naukową prof. Karola Górskiego, można odnieść wrażenie, że zawsze wybierał sobie trudniejszą drogę pracy badawczej. Przed wybuchem II wojny Profesor zajmował się dziejami Pomorza i problematyką krzyżacką, w związku z czym jako historyk, „Polak o antyniemieckich poglądach” - jak go Niemcy określali, spotykał się z ich strony z wrogim nastawieniem (utrudniano mu m.in. dostęp do archiwum w Królewcu). Po wojnie zainteresowania Profesora poszły w kierunku dziejów duchowości i życia religijnego. W latach stalinizmu i całej późniejszej sytuacji politycznej nie było to zbyt łatwe ani bezpieczne...

Reklama

- Rzeczywiście, ojciec był „na indeksie” władzy ludowej z powodu swoich przekonań i profilu badań historycznych. Swoją dyscyplinę nauki uprawiał chyba trochę na przekór panującej wokół sytuacji politycznej. Do 1950 r. okres pracy ojca na toruńskiej uczelni był bardzo twórczy. Zgromadziła się wokół niego liczna grupa zdolnych studentów, m.in. Kazimierz Ślaski, Marian Biskup, Jerzy Kłoczowski, Zenon Hubert Nowak, Janusz Małłek. Ojciec był pod stałą „opieką” Służby Bezpieczeństwa, nie mógł wyjeżdżać za granicę. Po wydarzeniach w 1949 r. został częściowo odsunięty od zajęć dydaktycznych i do 1955 r. nie mógł prowadzić seminarium magisterskiego.
Pomijano też jego osobę na zjazdach naukowych, nie pozwolono mu np. wystąpić w październiku 1954 r. na pomorskiej sesji naukowej w Gdańsku z okazji 500-lecia powrotu ziem pruskich do Polski. Cała nasza rodzina odczuwała zresztą te szykany. Ojcu zapowiedziano, że jego synowie nie dostaną się na żadną wyższą uczelnię. Po 1956 r. sytuacja trochę zmieniła się na lepsze.

- Przypomnijmy najważniejsze publikacje Karola Górskiego, dotyczące życia duchowego: „Zarys dziejów duchowości w Polsce” (Kraków 1986), wcześniej „Od religijności do mistyki. Zarys dziejów życia wewnętrznego w Polsce” (Lublin 1962). Jak zapamiętał Pan osobiste przekonania religijne Profesora?

Reklama

- Ojciec był człowiekiem niezłomnych zasad. Cechowała go głęboka wiara, z której czerpał siły i moc w najtrudniejszych czasach, zawsze zmierzał do konkretnie wyznaczonego celu w drodze ku prawdzie. Wartości chrześcijańskie wyniósł zresztą z domu rodzinnego. Jeszcze przed wojną zafascynowały go poglądy francuskiego filozofa i teologa Jacquesa Maritaine’a, którego książkę Sztuka i Mądrość przetłumaczył razem z moim dziadkiem na język polski. Wpływ na późniejsze życie religijne ojca miała bez wątpienia przynależność do akademickiej organizacji „Odrodzenie” w Krakowie, gdzie zetknął z wybitnymi postaciami: ks. Władysławem Lewandowiczem, o. Jackiem Woronieckim i ks. Władysławem Korniłowiczem. To środowisko wpłynęło na zainteresowanie się przez ojca tomizmem, któremu - jak później podkreślali jego uczniowie - pozostał wierny. Powtarzał niejednokrotnie, że z katolika powinna promieniować Ewangelia - przez słowo, gest, spojrzenie. Ponad 5-letni pobyt w obozie jenieckim był okresem próby i potwierdzenia wewnętrznej dyscypliny mojego ojca oraz jego religijności. Mimo wielu trudności napotykających go w życiu zawodowym i prywatnym, ojciec pod koniec życia mógł powiedzieć: „Żadna przeszkoda (...) nie była dla mnie szkodliwa, przeciwnie, przyczyniała się do skupienia sił w jednym kierunku i do wyższych osiągnięć”.

- Władze komunistyczne szykanowały Profesora za rzekomy klerykalizm...

- Ojciec miał dobre kontakty z Kościołem, z ówczesnym biskupem chełmińskim Kazimierzem Józefem Kowalskim. Był człowiekiem głęboko religijnym, choć nie manifestował swojej wiary, nie znosił też dewocji, cechowała go jednocześnie tolerancja wobec innych wyznań. Należał do założycieli Klubu Inteligencji Katolickiej w Toruniu. Mawiał, że dlatego wybrał historię jako dziedzinę swoich badań, ponieważ jest ona poszukiwaniem prawdy, sposobem poznawania prawdy o człowieku, jego życiu społecznym, klęskach i zwycięstwach. W 1984 r. za osiągnięcia naukowe w dziedzinie dziejów duchowości ojciec został wyróżniony przez Jana Pawła II komandorią orderu papieskiego św. Grzegorza Wielkiego.

- Jakim człowiekiem był Pański ojciec prywatnie?

- Gdy byliśmy z bratem młodsi, ojciec był dla nas dość surowy i wymagający, ale później stał się łagodniejszy i bardziej wyrozumiały. Tak naprawdę nie mógł nam poświęcać zbyt wiele czasu. Pracował bowiem według ściśle zaplanowanego rytmu, każdy jego dzień był wypełniony intensywną pracą naukową i zajęciami dydaktycznymi ze studentami. Ciężar naszego wychowania spoczywał więc w głównej mierze na mamie.

Reklama

- Zenon H. Nowak napisał o prof. Karolu Górskim, że przyczynił się on w trudnych czasach do przetrwania wartości moralnych, które nie tracą na swej aktualności. Jakie to istotne dla nas dziś, w zawikłanej polskiej rzeczywistości.

- Z pewnością. W książce Karol Górski - człowiek i uczony zamieszczono też wypowiedź ojca na temat roli profesora w nauczaniu uniwersyteckim, z położeniem nacisku na jego powinności wobec studenta. Może warto dziś przypomnieć niektóre z tych myśli, np. „Dydaktyka uniwersytecka, związana z warsztatem badawczym jest korzystna dla studenta, który wchodzi w kontakt ze światem myśli i poszukiwań twórczych. Ale i profesor odnosi korzyści z pracy dydaktycznej, mimo że wielu jest takich, którzy zatopieni w badaniach narzekają na stratę czasu na nauczanie. Nie widzą oni, że wykłady i seminaria zmuszają badacza do tworzenia syntez choćby prowizorycznych i otwierają przed nimi dziedziny, które wymagają nowych badań. Dydaktyka zmusza do wyjścia poza ciasną, czasem zbyt ciasną specjalizację i stąd płynie jej znaczenie na uniwersytecie”. Swoje rozważania kończy zaś słowami: „Bez pracy badawczej (...) nauczyciel akademicki osiągnie zaledwie mierne wyniki, a szkoła wyższa obniży swój lot do poziomu szkoły średniej lub zawodowej. Jeśli piszę, że uniwersytet jest dla dydaktyków oznacza to, że nie jest dla gabinetowych uczonych ani dla płytkich dydaktyków”.

- Istotnie, ten passus z wypowiedzią Profesora ma szczególną wymowę. Być może już w latach 80. przeczuwał on zagrożenia XXI wieku, płynące ze współczesnego przyśpieszenia i towarzyszącego mu spłycenia pojęć.
Dziękuję za rozmowę.

2005-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święty Albert Wielki

Niedziela Ogólnopolska 14/2010, str. 4-5

[ TEMATY ]

św. Albert Wielki

Kempf EK/pl.wikipedia.org

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii
Drodzy Bracia i Siostry, Jednym z największych mistrzów średniowiecznej teologii jest św. Albert Wielki. Tytuł „wielki” („magnus”), z jakim przeszedł on do historii, wskazuje na bogactwo i głębię jego nauczania, które połączył ze świętością życia. Już jemu współcześni nie wahali się przyznawać mu wspaniałych tytułów; jeden z jego uczniów, Ulryk ze Strasburga, nazwał go „zdumieniem i cudem naszej epoki”. Urodził się w Niemczech na początku XIII wieku i w bardzo młodym wieku udał się do Włoch, do Padwy, gdzie mieścił się jeden z najsłynniejszych uniwersytetów w średniowieczu. Poświęcił się studiom „sztuk wyzwolonych”: gramatyki, retoryki, dialektyki, arytmetyki, geometrii, astronomii i muzyki, tj. ogólnej kultury, przejawiając swoje typowe zainteresowanie naukami przyrodniczymi, które miały się stać niebawem ulubionym polem jego specjalizacji. Podczas pobytu w Padwie uczęszczał do kościoła Dominikanów, do których dołączył później, składając tam śluby zakonne. Źródła hagiograficzne pozwalają się domyślać, że Albert stopniowo dojrzewał do tej decyzji. Mocna relacja z Bogiem, przykład świętości braci dominikanów, słuchanie kazań bł. Jordana z Saksonii, następcy św. Dominika w przewodzeniu Zakonowi Kaznodziejskiemu, to czynniki decydujące o rozwianiu wszelkich wątpliwości i przezwyciężeniu także oporu rodziny. Często w latach młodości Bóg mówi do nas i wskazuje plan naszego życia. Jak dla Alberta, także dla nas wszystkich modlitwa osobista, ożywiana słowem Bożym, przystępowanie do sakramentów i kierownictwo duchowe oświeconych mężów są narzędziami służącymi odkryciu głosu Boga i pójściu za nim. Habit zakonny otrzymał z rąk bł. Jordana z Saksonii. Po święceniach kapłańskich przełożeni skierowali go do nauczania w różnych ośrodkach studiów teologicznych przy klasztorach Ojców Dominikanów. Błyskotliwość intelektualna pozwoliła mu doskonalić studium teologii na najsłynniejszym uniwersytecie tamtych czasów - w Paryżu. Św. Albert rozpoczął wówczas tę niezwykłą działalność pisarską, którą miał odtąd prowadzić przez całe życie. Powierzano mu ważne zadania. W 1248 r. został oddelegowany do zorganizowania studium teologii w Kolonii - jednym z najważniejszych ośrodków Niemiec, gdzie wielokrotnie mieszkał i która stała się jego przybranym miastem. Z Paryża przywiózł ze sobą do Kolonii swego wyjątkowego ucznia, Tomasza z Akwinu. Już sam fakt, że był nauczycielem św. Tomasza, byłby zasługą wystarczającą, aby żywić głęboki podziw dla św. Alberta. Między obu tymi wielkimi teologami zawiązały się stosunki oparte na wzajemnym szacunki i przyjaźni - zaletach ludzkich bardzo przydatnych w rozwoju nauki. W 1254 r. Albert został wybrany na przełożonego „Prowincji Teutońskiej”, czyli niemieckiej, dominikanów, która obejmowała wspólnoty rozsiane na rozległym obszarze Europy Środkowej i Północnej. Wyróżniał się gorliwością, z jaką pełnił tę posługę, odwiedzając wspólnoty i wzywając nieustannie braci do wierności św. Dominikowi, jego nauczaniu i przykładom. Jego przymioty i zdolności nie uszły uwadze ówczesnego papieża Aleksandra IV, który zapragnął, by Albert towarzyszył mu przez jakiś czas w Anagni - dokąd papieże udawali się często - w samym Rzymie i w Viterbo, aby zasięgać jego rad w sprawach teologii. Tenże papież mianował go biskupem Ratyzbony - wielkiej i sławnej diecezji, która jednak przeżywała trudne chwile. Od 1260 do 1262 r. Albert pełnił tę posługę z niestrudzonym oddaniem, przywracając pokój i zgodę w mieście, reorganizując parafie i klasztory oraz nadając nowy bodziec działalności charytatywnej. W latach 1263-64 Albert głosił kazania w Niemczech i Czechach na życzenie Urbana IV, po czym wrócił do Kolonii, aby podjąć na nowo swoją misję nauczyciela, uczonego i pisarza. Będąc człowiekiem modlitwy, nauki i miłości, cieszył się wielkim autorytetem, gdy wypowiadał się z okazji różnych wydarzeń w Kościele i społeczeństwie swoich czasów: był przede wszystkim mężem pojednania i pokoju w Kolonii, gdzie doszło do poważnego konfliktu arcybiskupa z instytucjami miasta; nie oszczędzał się podczas II Soboru Lyońskiego, zwołanego w 1274 r. przez Grzegorza X, by doprowadzić do unii Kościołów łacińskiego i greckiego po podziale w wyniku wielkiej schizmy wschodniej z 1054 r.; wyjaśnił myśl Tomasza z Akwinu, która stała się przedmiotem całkowicie nieuzasadnionych zastrzeżeń, a nawet oskarżeń. Zmarł w swej celi w klasztorze Świętego Krzyża w Kolonii w 1280 r. i bardzo szybko czczony był przez swoich współbraci. Kościół beatyfikował go w 1622 r., zaś kanonizacja miała miejsce w 1931 r., gdy papież Pius XI ogłosił go doktorem Kościoła. Było to uznanie dla tego wielkiego męża Bożego i wybitnego uczonego nie tylko w dziedzinie prawd wiary, ale i w wielu innych dziedzinach wiedzy; patrząc na tytuły jego licznych dzieł, zdajemy sobie sprawę z tego, że jego kultura miała w sobie coś z cudu, i że jego encyklopedyczne zainteresowania skłoniły go do zajęcia się nie tylko filozofią i teologią, jak wielu mu współczesnych, ale także wszelkimi innymi, znanymi wówczas dyscyplinami, od fizyki po chemię, od astronomii po mineralogię, od botaniki po zoologię. Z tego też powodu Pius XII ogłosił go patronem uczonych w zakresie nauk przyrodniczych i jest on też nazywany „Doctor universalis” - właśnie ze względu na rozległość swoich zainteresowań i swojej wiedzy. Niewątpliwie metody naukowe stosowane przez św. Alberta Wielkiego nie są takie jak te, które miały się przyjąć w późniejszych stuleciach. Polegały po prostu na obserwacji, opisie i klasyfikacji badanych zjawisk, w ten sposób jednak otworzył on drzwi dla przyszłych prac. Św. Albert może nas wiele jeszcze nauczyć. Przede wszystkim pokazuje, że między wiarą a nauką nie ma sprzeczności, mimo pewnych epizodów, świadczących o nieporozumieniach, jakie odnotowano w historii. Człowiek wiary i modlitwy, jakim był św. Albert Wielki, może spokojnie uprawiać nauki przyrodnicze i czynić postępy w poznawaniu mikro- i makrokosmosu, odkrywając prawa właściwe materii, gdyż wszystko to przyczynia się do podsycania pragnienia i miłości do Boga. Biblia mówi nam o stworzeniu jako pierwszym języku, w którym Bóg, będący najwyższą inteligencją i Logosem, objawia nam coś o sobie. Księga Mądrości np. stwierdza, że zjawiska przyrody, obdarzone wielkością i pięknem, są niczym dzieła artysty, przez które, w podobny sposób, możemy poznać Autora stworzenia (por. Mdr 13, 5). Uciekając się do porównania klasycznego w średniowieczu i odrodzeniu, można porównać świat przyrody do księgi napisanej przez Boga, którą czytamy, opierając się na różnych sposobach postrzegania nauk (por. Przemówienie do uczestników plenarnego posiedzenia Papieskiej Akademii Nauk, 31 października 2008 r.). Iluż bowiem uczonych, krocząc śladami św. Alberta Wielkiego, prowadziło swe badania, czerpiąc natchnienie ze zdumienia i wdzięczności w obliczu świata, który ich oczom - naukowców i wierzących - jawił się i jawi jako dobre dzieło mądrego i miłującego Stwórcy! Badanie naukowe przekształca się wówczas w hymn chwały. Zrozumiał to doskonale wielki astrofizyk naszych czasów, którego proces beatyfikacyjny się rozpoczął, Enrico Medi, gdy napisał: „O, wy, tajemnicze galaktyki... widzę was, obliczam was, poznaję i odkrywam was, zgłębiam was i gromadzę. Z was czerpię światło i czynię zeń naukę, wykonuję ruch i czynię zeń mądrość, biorę iskrzenie się kolorów i czynię zeń poezję; biorę was, gwiazdy, w swe ręce i drżąc w jedności mego jestestwa, unoszę was ponad was same, i w modlitwie składam was Stwórcy, którego tylko za moją sprawą wy, gwiazdy, możecie wielbić” („Dzieła”. „Hymn ku czci dzieła stworzenia”). Św. Albert Wielki przypomina nam, że między nauką a wiarą istnieje przyjaźń, i że ludzie nauki mogą przebyć, dzięki swemu powołaniu do poznawania przyrody, prawdziwą i fascynującą drogę świętości. Jego niezwykłe otwarcie umysłu przejawia się także w działalności kulturalnej, którą podjął z powodzeniem, a mianowicie w przyjęciu i dowartościowaniu myśli Arystotelesa. W czasach św. Alberta szerzyła się bowiem znajomość licznych dzieł tego filozofa greckiego, żyjącego w IV wieku przed Chrystusem, zwłaszcza w dziedzinie etyki i metafizyki. Ukazywały one siłę rozumu, wyjaśniały w sposób jasny i przejrzysty sens i strukturę rzeczywistości, jej zrozumiałość, wartość i cel ludzkich czynów. Św. Albert Wielki otworzył drzwi pełnej recepcji filozofii Arystotelesa w średniowiecznej filozofii i teologii, recepcji opracowanej potem w sposób ostateczny przez św. Tomasza. Owa recepcja filozofii, powiedzmy pogańskiej i przedchrześcijańskiej, oznaczała prawdziwą rewolucję kulturalną w tamtych czasach. Wielu myślicieli chrześcijańskich lękało się bowiem filozofii Arystotelesa, filozofii niechrześcijańskiej, przede wszystkim dlatego, że prezentowana przez swych komentatorów arabskich, interpretowana była tak, by wydać się, przynajmniej w niektórych punktach, jako całkowicie nie do pogodzenia z wiarą chrześcijańską. Pojawiał się zatem dylemat: czy wiara i rozum są w sprzeczności z sobą, czy nie? Na tym polega jedna z wielkich zasług św. Alberta: zgodnie z wymogami naukowymi poznawał dzieła Arystotelesa, przekonany, że wszystko to, co jest rzeczywiście racjonalne, jest do pogodzenia z wiarą objawioną w Piśmie Świętym. Innymi słowy, św. Albert Wielki przyczynił się w ten sposób do stworzenia filozofii samodzielnej, różnej od teologii i połączonej z nią wyłącznie przez jedność prawdy. Tak narodziło się w XIII wieku wyraźne rozróżnienie między tymi dwiema gałęziami wiedzy - filozofią a teologią - które we wzajemnym dialogu współpracują zgodnie w odkrywaniu prawdziwego powołania człowieka, spragnionego prawdy i błogosławieństwa: i to przede wszystkim teologia, określona przez św. Alberta jako „nauka afektywna”, jest tą, która wskazuje człowiekowi jego powołanie do wiecznej radości, radości, która wypływa z pełnego przylgnięcia do prawdy. Św. Albert Wielki potrafił przekazać te pojęcia w sposób prosty i zrozumiały. Prawdziwy syn św. Dominika głosił chętnie kazania ludowi Bożemu, który zdobywał swym słowem i przykładem swego życia. Drodzy Bracia i Siostry, prośmy Pana, aby nie zabrakło nigdy w Kościele świętym uczonych, pobożnych i mądrych teologów jak św. Albert Wielki, i aby pomógł on każdemu z nas utożsamiać się z „formułą świętości”, którą realizował w swoim życiu: „Chcieć tego wszystkiego, czego ja chcę dla chwały Boga, jak Bóg chce dla swej chwały tego wszystkiego, czego On chce”, tzn. aby upodabniać się coraz bardziej do woli Boga, aby chcieć i czynić jedynie i zawsze to wszystko dla Jego chwały.
CZYTAJ DALEJ

W Wiedniu rozpoczęła się tradycyjna oktawa św. Stanisława Kostki

2024-11-14 14:28

[ TEMATY ]

Kostka Stanisław

Joanna Lukaszuk-Ritter

W austriackiej stolicy kult św. Stanisława Kostki jest nadal żywy.

Wspomnienie liturgiczne św. Stanisława Kostki (1550-1568) obchodzone jest w diecezji wiedeńskiej13-go listopada. W tym dniu rozpoczynają się w kaplicy św. Stanisława Kostki uroczystości oktawy jego święta. Corocznie między 13 a 20 listopada wiedeńska kaplica, jedna z nielicznych istniejących jeszcze oraz liturgicznie aktywnych prywatnych kaplic stolicy Austrii, udostępniana jest wiernym i zwiedzającym.
CZYTAJ DALEJ

Wybory w Ameryce. I co dalej?

2024-11-15 11:27

[ TEMATY ]

Prof. Grzegorz Górski

PAP/EPA/ALLISON ROBBERT / POOL

Wprawdzie jeszcze do końca nie jest podliczonych kilka dystryktów w glosowaniu do Izby Reprezentantów, ale można powiedzieć że polityczny werdykt jest już podsumowany.

Donald Trump uzyskał 312 głosów elektorskich (ja stawiałem 306, czyli bez Nevady), co dla większości obserwatorów było zaskoczeniem. Co istotniejsze Trump uzyskał w głosowaniu powszechnym aż 2% przewagi, w swing states łącznie prawie 800.000 głosów przewagi (najmniej w Wisconsin 30.000). Biorąc pod uwagę predykcje, to bodaj tylko Insider Advantage dał mu komplet zwycięstw w tych stanach, a Trafalgar w jednym dał remis. Można przyjąć, iż jedynie te pracownie (a podobnie było 2 lata temu i po części 4 lata temu) mogą uchodzić za poważne.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję