Justyna ma 15 lat. Za dwa tygodnie zostanie mamą. Schronienie
znalazła w Domu Samotnej Matki w Zielonce. Postanowiła, że nie odda
dziecka do adopcji. Decyzję podjęła za radą koleżanek i cioci - wbrew
protestom rodziców.
Przed domem słychać pisk opon. Kobieta wysiada z auta.
Zostawia pod bramą siatkę z niemowlęcymi ubrankami i wózkiem dla
lalek. To jeden z nielicznych, ale bardzo ważnych gestów, na który
czekają mieszkanki Domu. Z jednej strony oczekiwanie wynika z potrzeby
akceptacji, z drugiej - z konieczności natury materialnej. Większość
podopiecznych nie ma ani dachu nad głową, ani środków na utrzymanie.
Nie znalazły się tu przypadkowo. Dom jest jak przystań, w której
można nabrać sił, aby ruszyć dalej. Czy wszystkie potrafią docenić
tę szansę?
Najmłodsza mama
Reklama
Dziecięca jeszcze buzia, związane z tyłu gumką jasne włosy.
Justyna wygląda na tyle lat, ile właśnie ma - piętnaście. Będzie
najmłodszą mamą w domu. Jest po USG - zna już płeć dziecka. Na imię
będzie miał Jacek. Cieszy się, że będzie mieć syna, bo chłopak "nie
przyjdzie do domu z brzuchem" - rzuca cierpko Justyna.
Pierwszą pomocną dłoń wyciągnęła do Justyny ciocia. Potem
znalazło się miejsce w Domu Samotnej Matki. Justyna wiedziała od
początku, że chce urodzić dziecko. Myślała, że odda je do adopcji.
Dwa tygodnie przed porodem zmieniła zdanie, bo ciocia obiecała pomoc,
a koleżanki mówiły, że da sobie radę. Zdecydowała, że nie odda dziecka,
bo nie chce, żeby mały trafił do Domu Dziecka. Trudno powiedzieć,
że już obudziły się w niej macierzyńskie uczucia. Może stanie się
to z chwilą, kiedy Jacek będzie już na świecie.
Koleżanki nauczyły Justynę jak przewijać dziecko, kąpać,
karmić. Przez dwa miesiące pobytu w domu Justyna nauczyła się nawet
gotować. Rodzice jeszcze próbują wpłynąć na jej decyzję. - Ciocia
ci nie pomoże - straszył tata na ostatniej wizycie w ośrodku. Najbardziej
Justynie żal nieskończonej szkoły.
- Według prawa, dwa miesiące od podpisania wniosku o
adopcję, matka może jeszcze zmienić decyzję. Z jednej strony długo,
a z drugiej bardzo krótko - mówi pani kierownik ośrodka. - Mieliśmy
sytuację, kiedy matka zdecydowała się oddać dziecko do adopcji, ponieważ
lekarze stwierdzili wady rozwojowe - opowiada kierowniczka. Matkę
nie było stać na leczenie. Rodzice adopcyjni wykonali dokładne badania.
Okazało się, że dziecko jest zdrowe. Matka próbowała odzyskać dziecko,
ale było już za późno. Byliśmy z nią, w tych najtrudniejszych chwilach.
Po długim czasie pogodziła się z sytuacją - mówi pani kierownik.
W Domu Samotnej Matki w Zielonce rzadko zdarza się, żeby
kobiety oddawały dzieci do adopcji. Te, które przyszły z takimi planami,
zmieniają decyzję albo przed, albo po urodzeniu dziecka.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Dom jak dom
Zielonkowska placówka nie bez powodu w nazwie nosi słowo "Dom"
. - Inaczej wyobrażałam sobie to miejsce - mówi zaskoczona Monika.
- Można poczuć się jak w domu - mówią pozostałe mieszkanki. Trzy
pokoje zamieszkuje sześć pań. Urządzenie pomieszczeń jest skromne
- regał, wersalka, dziecięce łóżeczka, ale jednocześnie pokoje wyglądają
bardzo przytulnie. Na parterze znajduje się także kuchnia i łazienka.
- Dzień wygląda u nas tak jak w domu - opowiadają dziewczyny.
Śniadanie, obiad, kolacja, trzeba wykąpać dzieci, zrobić zakupy,
posprzątać, pozmywać. Kiedy jedna ma dyżur, druga zajmuje się dzieckiem.
Dziewczyny pomagają sobie wzajemnie, chociaż zdarza się i tak, że
dobre serce jednych bywa wykorzystywane przez drugie.
Jedna z cenniejszych rzeczy, której można nauczyć się
w Domu to nadzieja, że będzie można poradzić sobie z dzieckiem po
opuszczeniu placówki. Dziewczyny czekające na dziecko przyglądają
się tym, które już są matkami. - Skoro one są w stanie sobie poradzić,
może mnie się też uda - słyszę od jednej z nich.
Samotne matki mogą przebywać w placówce do trzeciego
miesiąca życia dziecka, ale zwykle ten okres się wydłuża. W tym czasie
pani kierownik próbuje znaleźć im mieszkanie i pracę. Podopieczne
również muszą wykazać się aktywnością w tym zakresie.
Najważniejszy jest Krzysio, Ilonka, Patryk
Reklama
Krzysio jutro skończy roczek. Włosy trochę śmiesznie przystrzyżone.
Z tyłu loki, z przodu wycięta krótko grzywka. - Trzeci raz w tym
roku zmieniamy miejsce zamieszkania - opowiada Aneta, mama Krzysia.
- W noclegowni dla matek z dziećmi wytrzymaliśmy trzy dni. W innych
ośrodkach nie ma miejsc. Szczęśliwie trafiliśmy tutaj - opowiada.
Krzysio nerwowo wyszarpuje sobie włoski. Grzywkę trzeba strzyc krótko,
stąd ta dziwna fryzura. Aneta najbardziej martwi się tym, że nie
może zapewnić dziecku stałego miejsca zamieszkania. Krzysia nie odstępuje
na krok. Nie wyobraża sobie zostawić go na dłużej pod czyjąkolwiek
opieką.
Wszystkie mieszkanki domu są bardzo młodymi matkami.
Kiedy pojawia się dziecko, zmienia się zupełnie sposób widzenia świata.
- Przestałam myśleć o sobie. Najważniejsza jest ona - mówi Agnieszka
karmiąc Ilonkę. - Napewno sobie jakoś poradzimy - dodaje.
Monika ma bardzo silną osobowość. Zrobi wszystko, żeby
zapewnić Patrykowi dom. Znalazła na to sposób. Mieszkanie wynajęła
z koleżanką również samotnie wychowującą dziecko. Kiedy jedna zajmowała
się dziećmi, w tym czasie druga szła do pracy. Z powodu problemów
zdrowotnych Monika straciła pracę. Znalazła się w Domu Samotnej Matki.
Monika myśli znowu jak zarobić pieniądze na utrzymanie dziecka. Z
koleżanką mają szansę na pracę. W tym tygodniu rozstrzygnie się,
która z nich zajmie się domem, a która pójdzie do pracy.
To nie jest harem
Przeszłość każdej z dziewczyn to odrębna historia, w której
gdzieś po drodze zaszwankowały relacje we własnym domu. Monika wychowywała
się w domu dziecka, chociaż ma dom i obydwoje rodziców. - Nie potrafiłam
dogadać się z rodzicami - opowiada - poszłam do domu dziecka. W człowieku
tkwi silna potrzeba bycia kochanym.
Monika poznała Arka. Zamieszkali razem, potem urodził
się Patryk. Kradzione szczęście nie trwało długo. Zaczęły się kłótnie.
- Nie chciałam, żeby syn patrzył jak jestem bita przez Arka. Zostawiłam
mojego chłopaka - opowiada.
Aneta jest atrakcyjną brunetką. Szczupła sylwetka, długie
rzęsy niemal rzucające cień na twarz. Nie sposób nie zauważyć jej
w grupie. Zanim została matką przebywała w poprawczaku. W Domu jest
na statusie samotnej matki porzuconej przez męża. Ojciec Krzysia
- mąż Anety - straszy, że wniesie sprawę rozwodową. Kiedy byli razem
mówił, że syna nienawidzi. Teraz przysyła esemesy, żeby przeprosiła
dziecko. Nastroje zmieniają mu się szybko. Stosownie do wieku dojrzewania,
który właśnie przechodzi. W jednym miesiącu jest dobrze, w drugim
źle. Przyzwyczaił się, że rodzice dawali na wszystko, pozwalali długo
spać. Tak było wygodniej.
- Rozwodu nie przeżyję. Chyba trzy razy zemdleję przed
salą - mówi Aneta. - Nie wiem co mam zrobić. Nie zgodzić się i skomplikować
mu życie. Zgodzić się i skłamać w sądzie, że męża nie kocham? - pyta
sama siebie.
- Samotne macierzyństwo zdarzasię też dziewczynom pochodzącym
z domów, w których nie było konfliktów - mówi pani dyrektor ośrodka.
- Czasem przykry jest stosunek społeczeństwa do samotnych matek.
O naszym Domu daje się słyszeć "harem". Dziewczyny wychodząc na miasto
też czasem słyszą nieprzyjemne uwagi. Ale zdarzają się i takie gesty,
że ktoś ofiaruje dla dzieci zabawki, jakaś firma produkty żywnościowe,
ktoś inny złoży datek pieniężny - mówi pani kierownik.
Powrót do teraźniejszości
W Domu Samotnej Matki dziewczęta mają zapewnioną opiekę także
od strony duchowej. Zawsze sakramentem pojednania służy kapłan z
parafii; rozmową - pani kierownik. W niedzielę mogą uczestniczyć
we Mszy św.
- Jeśli któraś nie korzysta z praktyk religijnych, nie
zmuszamy jej do tego. Przyjmujemy do Domu osoby potrzebujące pomocy,
nie stawiamy warunku, że trzeba być wierzącym - mówi pani kierownik.
W parafii, na terenie której znajduje się Dom odbywają się chrzty
dzieci. Niektóre matki odwlekają z terminem chrztu. - Nie robimy
niczego wbrew ich woli, ale dla dobra dzieci delikatnie zachęcamy
- mówi pani kierownik, która emanuje spokojem i ciepłem. Wpisuje
się w atmosferę tego domu, albo dom zawdzięcza swoje ciepło jej.
Dla mieszkanek pobyt w Domu Samotnej Matki jest szansą
na przemyślenie swojego życia, na poukładanie relacji z Panem Bogiem.
Nie wszystkie korzystają z tej szansy. Zdarza się, że niektóre trzeba
wydalić dyscyplinarnie - za arogancję i wymigiwanie się od dyżurów.
Innym kilkumiesięczny pobyt nie jest w stanie zrekompensować wieloletnich
zaniedbań wyniesionych z domu.
Powrót do swojego środowiska, gdy nadejdzie, jest trudnym
egzaminem. Brakuje miejsca pracy, środków na utrzymanie, bywa że
drzwi rodzinnego domu są zamknięte. Ale zawsze towarzyszy mu cicha
nadzieja, że ktoś otworzy drzwi, przyjmie życzliwie, obdarzy zaufaniem.
Jest w tym coś z tęsknoty, niepewności i oczekiwania.
W Domu Samotnej Matki zawsze jest Adwent.
* Imiona bohaterek zostały zmienione.