Święta Bożego Narodzenia jeszcze raz objawiają ludziom Boga. Wszyscy chrześcijanie przygotowują się doń bardzo starannie, szkoda, że bardziej zewnętrznie w postaci: choinek, szopek, bombek, prezentów i wzajemnych życzeń materialnych.
W te święte dni grudniowe Bóg schodzi z nieba na ziemię, tak ostatnio nękaną wojnami, terroryzmem, przemocą, głodem, różnorakimi kataklizmami, rywalizacją w sferze ekonomii. W te dni kończące rok kalendarzowy przychodzi Mesjasz. To przełomowe wydarzenie w dziejach ludzkości św. Mateusz ujmuje słowami: „A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię. Gdy ujrzeli gwiazdę, bardzo się uradowali. Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; padli na twarz i oddali Mu pokłon” (Mt 2, 9-11).
Czy potrafimy jak owi Mędrcy, znaleźć na swej drodze Jezusa Chrystusa, bez którego życie ziemskie nie ma sensu? Czy umiemy ponad tymi krzykliwymi dekoracjami sklepowymi, upominkami gwiazdkowymi i potrawami wigilijnymi zobaczyć Tego, który nas zbawił?
Marne są to święta Bożego Narodzenia, które nie zmobilizowałyby nas do życia zgodnego z Ewangelią i nie przeniknęłyby naszych dusz atmosferą tamtej radości sprzed dwóch tysięcy lat, kiedy to narodził się tak oczekiwany Chrystus. Niepotrzebne byłyby wszystkie przygotowania, gdybyśmy nie zrozumieli istoty tych świąt, którą najtrafniej ujął św. Łukasz w słowach: „I rzekł do nich anioł: «Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu: dziś bowiem w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan»” (Łk 2, 10-11). Święta Bożego Narodzenia są czasem miłości, bo pochylamy się nad Dzieciną Bożą. Czyż może istnieć większy cud od narodzin?
Anioł uprzedził słowa, które później sam Chrystus nierzadko wypowiadał: „Nie bójcie się”. Są słowa nadziei. Nie bać się, skoro jest z nami sam Bóg - cóż pewniejszego? Nie lękać się o przyszłość, skoro swoje doczesne życie powierzyliśmy Jezusowi Chrystusowi. Nie trwożyć się, co się z nami stanie za dzień, miesiąc, rok, dziesięć lat - skoro zaufaliśmy Bogu-Człowiekowi.
Coraz więcej nerwic, depresji, obaw, trosk i niepewności w tym ziemskim pielgrzymowaniu ludzi wszystkich narodów i ras. Dzieje się tak dlatego, ponieważ człowiek nie żyją miłością w rozumieniu św. Pawła, która: „nie szuka poklasku, nie unosi się pychą, nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, nie cieszy się z niesprawiedliwości… wszystko znosi” (1 Kor 13, 4-7).
Świat zadowala się ochłapami „miłości”, wyrażającej się w przedmiotowym traktowaniu człowieka, zwłaszcza kobiety. Kapłani, psycholodzy, telefony zaufania, poradnie zdrowia psychicznego, redakcje… zasypywani są słowami i listami ludzi, którzy są w rozpaczy, którzy nie znajdują Pawłowej miłości, tak wspaniale zdefiniowanej w Nowym Testamencie.
Chrystus przychodzi do szopy betlejemskiej po raz kolejny, aby uzmysłowić światu, że nic nie liczy się w naszej codziennej egzystencji poza dobrymi uczynkami. Wszystko inne ma wymiar skończony, czyli przemijający.
W wigilijny wieczór staramy się być niezwykle uprzejmi, dobrzy, niosący pomoc nie tylko swej rodzinie, ale również sąsiadom i nieznajomym. Marzymy nawet, aby atmosferę tego WIECZORU przenieść na wszystkie pozostałe dni roku, a jednak nam się to nie udaje… Bardzo szybko powracamy do swej grzesznej, egoistycznej ludzkiej natury. O czym to świadczy? Przede wszystkim o tym, że Chrystusa wraz z Jego Dobrą Nowiną przyjmujemy tylko na jeden wieczór. W pozostałe dni uciekamy od Ewangelii, w której znajdują się, jakże czytelne wskazówki, w jaki sposób żyć, aby być szczęśliwym i co robić, aby móc nazywać siebie uczniem Jezusa. Znakomity pisarz rosyjski Michał Gogol powiedział: „Nigdy nie jesteśmy tak biedni, aby nie stać nas było na udzielenie pomocy bliźniemu”.
Na swoje spotkanie zaprosili mnie świnoujscy trzeźwiejący alkoholicy, a więc ludzie, którzy całkowicie zerwali z nałogiem picia. Najbardziej wzruszyła mnie ich wspólna modlitwa, od której rozpoczynają każdy swój dzień: „Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić. Odwagi, abym zmienił to, co mogę zmienić. Mądrości, abym potrafił odróżnić jedno od drugiego”. W czasie tej prośby skierowanej do Boga wszyscy podają sobie ręce, a oczy mają zwrócone ku niebu.
Takiej postawy potrzeba nam wszystkim, byśmy mogli znaleźć miejsce w swoim sercu dla Bożej Dzieciny.
Pomóż w rozwoju naszego portalu