Reklama

Sześć dni potu i nadziei

Przeszło 350 pielgrzymów wyruszyło 6 sierpnia z Andrychowa do Częstochowy. To 21. pielgrzymka. Starsza od bielskiej. Wszyscy pątnicy z diecezji bielsko-żywieckiej będą albo łączyli się po drodze z bielskimi pątnikami, albo spot-kają się z nimi tuż przed Alejami Najświętszej Maryi Panny. Na Jasną Górę dotrą już jako pielgrzymka diecezji bielsko-żywieckiej, która będzie liczyć ok. 4 tys. pątników.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Drugi dzień marszu. Gdy wczoraj radośnie mnie żegnali nieopodal hałcnowskiego sanktuarium, było ich niemal 1700. Osiem grup. W każdej kapłan prowadzący. Wiedzieli, że czeka ich duży wysiłek, lecz uznawali, że się nie dadzą.

Początek

Maryja pomoże znieść wszystkie trudy - one są dla Niej. I w ich intencjach. By się spełniły plany, marzenia, żeby było lepiej. Każdy pątnik był zaopatrzony w porządne buty, ochronną chustę na głowę, a przede wszystkim w ogromny entuzjazm. I postanowienie: dojdę! Prowadzący grupę 5 młodziutki ksiądz, przedstawiając się, stwierdził: - Pochodzę z małej miejscowości, co widać, słychać, a wkrótce prawdopodobnie będzie czuć. Młodzi ludzie zareagowali oklaskami: - Nas również!

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Asfaltówka

Reklama

Godz. 11. Gdzie są pątnicy? - zadaję pytanie napotykanym ludziom. Jeszcze nie doszli. Są w lesie. Podjeżdżam pod kościół „za lasem”. Tam trwają już wielkie przygotowania. Pielgrzymka z Andrychowa rokrocznie zatrzymuje się tutaj, a mieszkańcy Dulowej i Karniowic lubią ich przyjmować: - Ciekawe, czy Krysia w tym roku też idzie? - zastanawia się Maria. - Janek na pewno, jego by nie było! - raczej stwierdza fakt Franciszek. - A nasz najmłodszy Emanuel pewnie również. Chyba wyrósł... - uśmiechają się już wszystkie panie. Pielgrzymi maszerują już drugi dzień. Podobno jest najtrudniejszy, bo wtedy następuje konfrontacja marzeń o świetnej formie z rzeczywistością. Bolą nogi, robią się bąble i asfaltówka - pęcherze na nogach od gorącej drogi. Być może dlatego tak dużo osób siedzi jeszcze przed przyjściem grupy na schodach świątyni.
- Czekamy - mówi Paulina z Bieszczad, która specjalnie tak sobie zorganizowała urlop, by pójść z andrychowską pielgrzymką na Jasną Górę. Spuszcza głowę: - Ale, wie pani, nie wiem, jak to będzie. Chcieli mnie już dzisiaj odesłać. Powiedzieli, że nie dam rady. A jak tak bardzo chcę jeszcze spróbować! To było moje wielkie marzenie: dojść przed oblicze Królowej Polski o własnych siłach. Wiedziałam, że z Bieszczad sobie nie poradzę, dlatego wybrałam Andrychów. Dużo bliżej, tylko te nogi...

Bigos i ciasto

Reklama

Zaglądam do kościoła. Na razie nie widać jakichś specjalnych przygotowań. Tylko pan Kaczka, organista, wyciera nieistniejące kurze z klawiatury. Idę na karniowickie Błonia zobaczyć, jak idą przygotowania: panie z Koła Gospodyń Wiejskich w Karniowicach kroją ciasto, przykrywając je serwetami.
- Coś długo ich nie widać - stwierdza pani Ania.
- Wysłałam już chłopaków na zwiady - uspokaja szefowa Barbara Paszcza. - Zobaczymy, gdzie są.
Telefon. Muszą odpocząć. Będą za godzinę. Ksiądz proboszcz powiedział, że jak się będą zbliżać, włączy dzwony. Cóż, mamy wolne. Po godzinie głos dzwonu się rozlega. Ludzie wylegają na ulice. Dzieci wiszą na siatkach. Idą! Kolorowy tłum lekko zmęczonych ludzi wyśpiewuje: „Witamy was, Alleluja!”. Dołączam do nich. - Ciężko się szło? - pytam.
Uśmiechnięte licealistki z parafii pw. św. Stanisława kiwają głową, zaraz jednakże dodając: - Owszem, lecz było miło, wiaterek schładzał, tylko te kamienie... Zadowolony ks. Darek, bo przygotował niezwykłą niespodziankę, jest zupełnie innego zdania: - Jest fajnie! Wszyscy dobrze się czują, nie ma jakichś większych problemów. Pątnicy wchodzą do kościoła, zajmując całą siedzącą i stojącą powierzchnię. Młodzież rozlokowuje się na posadzce, opiera o ściany: chłodzą... Po modlitwie i powitaniu przez proboszcza ks. Grzechynię do mównicy podchodzi ks. Zbigniew z parafii pw. św. Stanisława w Andrychowie: - Moi drodzy, czas na prezent. Zanim podejdziemy na posiłek, chciałem wam kogoś przedstawić. Oto wędrujący na Jansą Górę z pielgrzymką suską Tomasz Adamek, mistrz świata w boksie. Powitajmy go!

Spotkanie z mistrzem

Ci, którzy zamierzali wykorzystać ten czas na spokojne obmycie się w łazience, energicznie zawracają. Kto przyjechał? Adamek? Mój mąż za nim przepada! Gdy byliśmy na wakacjach, to chodził od domu do domu, by tylko go wpuścili i pozwolili obejrzeć jego walkę! Muszę go zobaczyć!
Zaczyna się konferencja i mimo że religijność mistrza jest powszechnie znana, niejednego zastanawia opanowanie i skromność, z jakimi Adamek (mówcie do mnie Tomek, po prostu, na pielgrzymce jestem jednym z was!) opowiada o wierze, zawodzie, który wykonuje, o filozofii życia. Atmosfera się rozkręca. Nikt nie myśli o jedzeniu, kropelce wody - co było przed wejściem do świątyni marzeniem niejednego pątnika. Ludzie siedzą jak zahipnotyzowani, śmieją się, biją brawo, Brat Tomek podbił serca wszystkich. Bez wyjątku.
Później przez godzinę podpisywał się na wszystkich możliwych koszulkach, czapkach, identyfikatorach i innych karteluszkach. Podobało się również pątnikom brawurowe wykonanie „Góralu, czy ci nie żal” zadedykowane mistrzowi z Gilowic przez ks. Mirosława - akordeonistę z Suchej Beskidzkiej, któremu z wielkim zaangażowaniem towarzyszył Marek Śladewski, kleryk V roku.

Chwila wytchnienia

Reklama

Gdy pątnicy otrzymawszy po misce bigosu, pajdzie chleba i porcji ciasta, usiedli w cieniu, by choć trochę odpocząć, zaczęły się rozmowy o wędrówce przed oblicze Maryi. Na plebanii zgromadzili się księża, siostry zakonne i najstarsi stażem pątnicy. Na Błoniach - cała reszta. Wszędzie ruch i gwar.
- Ja idę po raz czwarty - informuje Iwona Wiśniowska z Targanic. - To wielkie przeżycie. Zawsze idę w pewnej intencji. Po raz pierwszy pielgrzymowałam przed maturą. Warto się wybrać, ale trzeba pamiętać, że pielgrzymki wciągają!
- I to jak! - dodaje Magda Pasternak z miejscowości Ponikiew. - Ja idę po raz szósty! A kolega pierwszy.
- Chciałem to przeżyć, bo Magda tak entuzjastycznie mówi o drodze - tłumaczy zapatrzony w Magdę Grzegorz Targosz. - Na razie jest wszystko tak, jak opowiadała.
- Ja obiecałam mojemu tacie, że pójdę na pielgrzymkę. Pierwszy raz. Trochę się obawiałam, czy podołam - Irena Stawowy posypuje nogi talkiem - ale idzie mi się bardzo dobrze, jakby mnie kto niósł, myślę że dojdę!
- To będziesz chodziła co roku - Kazimiera Pikoń z tej samej parafii pw. św. Stanisława w Andrychowie uśmiecha się życzliwie. - Ja połknęłam bakcyla już dawno. Pierwszy raz poszłam w 1989 r. i tak co roku. Gdy 3 lata temu złamałam nogę i nie mogłam iść, to i tak byłam z nimi. Brałam mapkę i patrzyłam. No tak, teraz są w Płokach, a teraz przechodzą przez las itd. To już moja 16. pielgrzymka. Co roku dojrzalsza, wspanialsza. W tym roku każdego dnia idę w innej intencji. Tak sobie założyłam.
- Czy jest tu Tomek Adamek - wyciąga głowę dwunastoletnie dziewczę. - Jest? To proszę mu powiedzieć, żeby szybciej jadł, bo na niego czekamy! Po chwili mistrz w otoczeniu księży przychodzi na plac. Zaraz wszyscy go otaczają - tym razem z aparatami.

Tu Bielsko - na nocleg!

Godz. 17.30. Podjeżdżam w inne miejsce: Trzebinia-Siersza. To w kościele Najświętszej Maryi Panny będą modlić się jutro bielscy pielgrzymi. Śpią w kilku miejscowościach, ale przede wszystkim w Sierszy, Gaju. Jeszcze nikogo nie widać, podjeżdżają ciężarówki i samochód przewodników. Schodzą się tubylcy.
- A gdzie jest Tomek? - pyta jedna z kobiet.
- Który Tomek? - patrzy na nią zdziwiona organizatorka.
- No, ten, który od kilku lat u nas śpi! - wyjaśnia zaskoczonej dziewczynie. - Taki fajny!
- A nie wie pani czegoś więcej? - dziewczyna wyraźnie chce pomóc.
- Przecież mówię. Ten fajny!
- Z nami idzie kilkunastu fajnych Tomków.
- To ja poczekam.
Nadchodzą pątnicy.
- Wilkowice to gdzie idą? - dwie panie lustrują zmęczonych ludzi. - Bo my bierzemy tylko z Wilkowic. Od wielu lat! Taki mamy zwyczaj!

Najdłuższa trasa

Godz. 6.40. Gdy dojeżdżamy, uspokajają nas - bagaże jeszcze nie odjechały. Grupa 2 już wychodzi do kościoła. Naciskam gaz, bo dostrzegam majstrującego przy zamknięciu kierowcę.
- Już zamykałem. Spóźniłyście się! - uśmiecha się szeroko. - Musicie gonić grupę.
- Ważne, że bagaże zdążyły!
Podjeżdżamy pod kościół. Tam żegnam się z dwiema Marysiami, Basią i Ireną. Wchodzimy do świątyni. Księża już są przygotowani, gitarzysta sprawdza ostatnie akordy. Każdy z pątników ma zadowoloną minę, tylko mnie się zdaje, że ziewam niemiłosiernie. Zerkam na boki. W porządku, inni również przecierają oczy. Na ambonę wychodzi ks. Stanisław z Trzebini-Sierszy.
- Bardzo się cieszymy, że do nas znowu przyszliście - zaczyna. - Muszę się przyznać, że bardzo jestem rad z tego, iż możemy gościć tu grupę Węgrów, bo moja rodzina też stamtąd pochodzi. Dziadek uczył się jeszcze węgierskiego, ja umiem tylko was powitać!
Węgrom bardzo się to podoba. Cały kościół klaszcze.
Po Mszy św. rozglądam się za poznanymi już osobami. W jakiej są kondycji? Czy dają radę? Spotkany ks. Grzegorz tylko się uśmiecha od ucha do ucha i mówi: - Przecież widać! Jest bardzo dobrze! Prowadzi grupa młodzieżowa.
- Dzisiaj to się wyspałem na tej pielgrzymce - śmieje się Grzegorz Stefko z parafii pw. Świętych Apostołów Szymona i Judy Tadeusza z Kóz. - Pierwszy i ostatni! Od dziś to świetlice, szkoły...
- Idziemy cały czas przez las. Trudny dzień. Nie ma co narzekać. Każdy ma swoją intencję.
- Trochę potu popłynie - śmieje się ekipa z Kóz. - My mielibyśmy nie dać rady?! A kto niesie głośniki? Może nie my? Następuje próba mikrofonu. Kolega Grzegorza najwyraźniej postanowił wygrać z największą atrakcją dzisiejszego dnia - siedzącym na dachu domu pawiem. Daje głos.
Inne grupy, choć też radosne, aż tak nie rozrabiają. Spotykam wilkowiczan, śmieją się.
- Tak właśnie jest - mówi Iwona Żolińska. - Z nami zawsze idzie sołtys i tak się utarło, że mieszkamy albo u Basi, albo u jej rodziców. Stołujemy się u jej mamy. Wczoraj to było tak, że jedna grupa wchodziła, druga wychodziła, a pani podawała pierogi za pierogami. Były przepyszne! Podobno narobiła ich na 25 osób! Zjedliśmy wszystkie!
Na pożegnanie macha bielskim pątnikom cała miejscowość. Dojdźcie zdrowi! Do zobaczenia za rok!

2007-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święty Albert Wielki

Niedziela Ogólnopolska 14/2010, str. 4-5

[ TEMATY ]

św. Albert Wielki

Kempf EK/pl.wikipedia.org

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii
Drodzy Bracia i Siostry, Jednym z największych mistrzów średniowiecznej teologii jest św. Albert Wielki. Tytuł „wielki” („magnus”), z jakim przeszedł on do historii, wskazuje na bogactwo i głębię jego nauczania, które połączył ze świętością życia. Już jemu współcześni nie wahali się przyznawać mu wspaniałych tytułów; jeden z jego uczniów, Ulryk ze Strasburga, nazwał go „zdumieniem i cudem naszej epoki”. Urodził się w Niemczech na początku XIII wieku i w bardzo młodym wieku udał się do Włoch, do Padwy, gdzie mieścił się jeden z najsłynniejszych uniwersytetów w średniowieczu. Poświęcił się studiom „sztuk wyzwolonych”: gramatyki, retoryki, dialektyki, arytmetyki, geometrii, astronomii i muzyki, tj. ogólnej kultury, przejawiając swoje typowe zainteresowanie naukami przyrodniczymi, które miały się stać niebawem ulubionym polem jego specjalizacji. Podczas pobytu w Padwie uczęszczał do kościoła Dominikanów, do których dołączył później, składając tam śluby zakonne. Źródła hagiograficzne pozwalają się domyślać, że Albert stopniowo dojrzewał do tej decyzji. Mocna relacja z Bogiem, przykład świętości braci dominikanów, słuchanie kazań bł. Jordana z Saksonii, następcy św. Dominika w przewodzeniu Zakonowi Kaznodziejskiemu, to czynniki decydujące o rozwianiu wszelkich wątpliwości i przezwyciężeniu także oporu rodziny. Często w latach młodości Bóg mówi do nas i wskazuje plan naszego życia. Jak dla Alberta, także dla nas wszystkich modlitwa osobista, ożywiana słowem Bożym, przystępowanie do sakramentów i kierownictwo duchowe oświeconych mężów są narzędziami służącymi odkryciu głosu Boga i pójściu za nim. Habit zakonny otrzymał z rąk bł. Jordana z Saksonii. Po święceniach kapłańskich przełożeni skierowali go do nauczania w różnych ośrodkach studiów teologicznych przy klasztorach Ojców Dominikanów. Błyskotliwość intelektualna pozwoliła mu doskonalić studium teologii na najsłynniejszym uniwersytecie tamtych czasów - w Paryżu. Św. Albert rozpoczął wówczas tę niezwykłą działalność pisarską, którą miał odtąd prowadzić przez całe życie. Powierzano mu ważne zadania. W 1248 r. został oddelegowany do zorganizowania studium teologii w Kolonii - jednym z najważniejszych ośrodków Niemiec, gdzie wielokrotnie mieszkał i która stała się jego przybranym miastem. Z Paryża przywiózł ze sobą do Kolonii swego wyjątkowego ucznia, Tomasza z Akwinu. Już sam fakt, że był nauczycielem św. Tomasza, byłby zasługą wystarczającą, aby żywić głęboki podziw dla św. Alberta. Między obu tymi wielkimi teologami zawiązały się stosunki oparte na wzajemnym szacunki i przyjaźni - zaletach ludzkich bardzo przydatnych w rozwoju nauki. W 1254 r. Albert został wybrany na przełożonego „Prowincji Teutońskiej”, czyli niemieckiej, dominikanów, która obejmowała wspólnoty rozsiane na rozległym obszarze Europy Środkowej i Północnej. Wyróżniał się gorliwością, z jaką pełnił tę posługę, odwiedzając wspólnoty i wzywając nieustannie braci do wierności św. Dominikowi, jego nauczaniu i przykładom. Jego przymioty i zdolności nie uszły uwadze ówczesnego papieża Aleksandra IV, który zapragnął, by Albert towarzyszył mu przez jakiś czas w Anagni - dokąd papieże udawali się często - w samym Rzymie i w Viterbo, aby zasięgać jego rad w sprawach teologii. Tenże papież mianował go biskupem Ratyzbony - wielkiej i sławnej diecezji, która jednak przeżywała trudne chwile. Od 1260 do 1262 r. Albert pełnił tę posługę z niestrudzonym oddaniem, przywracając pokój i zgodę w mieście, reorganizując parafie i klasztory oraz nadając nowy bodziec działalności charytatywnej. W latach 1263-64 Albert głosił kazania w Niemczech i Czechach na życzenie Urbana IV, po czym wrócił do Kolonii, aby podjąć na nowo swoją misję nauczyciela, uczonego i pisarza. Będąc człowiekiem modlitwy, nauki i miłości, cieszył się wielkim autorytetem, gdy wypowiadał się z okazji różnych wydarzeń w Kościele i społeczeństwie swoich czasów: był przede wszystkim mężem pojednania i pokoju w Kolonii, gdzie doszło do poważnego konfliktu arcybiskupa z instytucjami miasta; nie oszczędzał się podczas II Soboru Lyońskiego, zwołanego w 1274 r. przez Grzegorza X, by doprowadzić do unii Kościołów łacińskiego i greckiego po podziale w wyniku wielkiej schizmy wschodniej z 1054 r.; wyjaśnił myśl Tomasza z Akwinu, która stała się przedmiotem całkowicie nieuzasadnionych zastrzeżeń, a nawet oskarżeń. Zmarł w swej celi w klasztorze Świętego Krzyża w Kolonii w 1280 r. i bardzo szybko czczony był przez swoich współbraci. Kościół beatyfikował go w 1622 r., zaś kanonizacja miała miejsce w 1931 r., gdy papież Pius XI ogłosił go doktorem Kościoła. Było to uznanie dla tego wielkiego męża Bożego i wybitnego uczonego nie tylko w dziedzinie prawd wiary, ale i w wielu innych dziedzinach wiedzy; patrząc na tytuły jego licznych dzieł, zdajemy sobie sprawę z tego, że jego kultura miała w sobie coś z cudu, i że jego encyklopedyczne zainteresowania skłoniły go do zajęcia się nie tylko filozofią i teologią, jak wielu mu współczesnych, ale także wszelkimi innymi, znanymi wówczas dyscyplinami, od fizyki po chemię, od astronomii po mineralogię, od botaniki po zoologię. Z tego też powodu Pius XII ogłosił go patronem uczonych w zakresie nauk przyrodniczych i jest on też nazywany „Doctor universalis” - właśnie ze względu na rozległość swoich zainteresowań i swojej wiedzy. Niewątpliwie metody naukowe stosowane przez św. Alberta Wielkiego nie są takie jak te, które miały się przyjąć w późniejszych stuleciach. Polegały po prostu na obserwacji, opisie i klasyfikacji badanych zjawisk, w ten sposób jednak otworzył on drzwi dla przyszłych prac. Św. Albert może nas wiele jeszcze nauczyć. Przede wszystkim pokazuje, że między wiarą a nauką nie ma sprzeczności, mimo pewnych epizodów, świadczących o nieporozumieniach, jakie odnotowano w historii. Człowiek wiary i modlitwy, jakim był św. Albert Wielki, może spokojnie uprawiać nauki przyrodnicze i czynić postępy w poznawaniu mikro- i makrokosmosu, odkrywając prawa właściwe materii, gdyż wszystko to przyczynia się do podsycania pragnienia i miłości do Boga. Biblia mówi nam o stworzeniu jako pierwszym języku, w którym Bóg, będący najwyższą inteligencją i Logosem, objawia nam coś o sobie. Księga Mądrości np. stwierdza, że zjawiska przyrody, obdarzone wielkością i pięknem, są niczym dzieła artysty, przez które, w podobny sposób, możemy poznać Autora stworzenia (por. Mdr 13, 5). Uciekając się do porównania klasycznego w średniowieczu i odrodzeniu, można porównać świat przyrody do księgi napisanej przez Boga, którą czytamy, opierając się na różnych sposobach postrzegania nauk (por. Przemówienie do uczestników plenarnego posiedzenia Papieskiej Akademii Nauk, 31 października 2008 r.). Iluż bowiem uczonych, krocząc śladami św. Alberta Wielkiego, prowadziło swe badania, czerpiąc natchnienie ze zdumienia i wdzięczności w obliczu świata, który ich oczom - naukowców i wierzących - jawił się i jawi jako dobre dzieło mądrego i miłującego Stwórcy! Badanie naukowe przekształca się wówczas w hymn chwały. Zrozumiał to doskonale wielki astrofizyk naszych czasów, którego proces beatyfikacyjny się rozpoczął, Enrico Medi, gdy napisał: „O, wy, tajemnicze galaktyki... widzę was, obliczam was, poznaję i odkrywam was, zgłębiam was i gromadzę. Z was czerpię światło i czynię zeń naukę, wykonuję ruch i czynię zeń mądrość, biorę iskrzenie się kolorów i czynię zeń poezję; biorę was, gwiazdy, w swe ręce i drżąc w jedności mego jestestwa, unoszę was ponad was same, i w modlitwie składam was Stwórcy, którego tylko za moją sprawą wy, gwiazdy, możecie wielbić” („Dzieła”. „Hymn ku czci dzieła stworzenia”). Św. Albert Wielki przypomina nam, że między nauką a wiarą istnieje przyjaźń, i że ludzie nauki mogą przebyć, dzięki swemu powołaniu do poznawania przyrody, prawdziwą i fascynującą drogę świętości. Jego niezwykłe otwarcie umysłu przejawia się także w działalności kulturalnej, którą podjął z powodzeniem, a mianowicie w przyjęciu i dowartościowaniu myśli Arystotelesa. W czasach św. Alberta szerzyła się bowiem znajomość licznych dzieł tego filozofa greckiego, żyjącego w IV wieku przed Chrystusem, zwłaszcza w dziedzinie etyki i metafizyki. Ukazywały one siłę rozumu, wyjaśniały w sposób jasny i przejrzysty sens i strukturę rzeczywistości, jej zrozumiałość, wartość i cel ludzkich czynów. Św. Albert Wielki otworzył drzwi pełnej recepcji filozofii Arystotelesa w średniowiecznej filozofii i teologii, recepcji opracowanej potem w sposób ostateczny przez św. Tomasza. Owa recepcja filozofii, powiedzmy pogańskiej i przedchrześcijańskiej, oznaczała prawdziwą rewolucję kulturalną w tamtych czasach. Wielu myślicieli chrześcijańskich lękało się bowiem filozofii Arystotelesa, filozofii niechrześcijańskiej, przede wszystkim dlatego, że prezentowana przez swych komentatorów arabskich, interpretowana była tak, by wydać się, przynajmniej w niektórych punktach, jako całkowicie nie do pogodzenia z wiarą chrześcijańską. Pojawiał się zatem dylemat: czy wiara i rozum są w sprzeczności z sobą, czy nie? Na tym polega jedna z wielkich zasług św. Alberta: zgodnie z wymogami naukowymi poznawał dzieła Arystotelesa, przekonany, że wszystko to, co jest rzeczywiście racjonalne, jest do pogodzenia z wiarą objawioną w Piśmie Świętym. Innymi słowy, św. Albert Wielki przyczynił się w ten sposób do stworzenia filozofii samodzielnej, różnej od teologii i połączonej z nią wyłącznie przez jedność prawdy. Tak narodziło się w XIII wieku wyraźne rozróżnienie między tymi dwiema gałęziami wiedzy - filozofią a teologią - które we wzajemnym dialogu współpracują zgodnie w odkrywaniu prawdziwego powołania człowieka, spragnionego prawdy i błogosławieństwa: i to przede wszystkim teologia, określona przez św. Alberta jako „nauka afektywna”, jest tą, która wskazuje człowiekowi jego powołanie do wiecznej radości, radości, która wypływa z pełnego przylgnięcia do prawdy. Św. Albert Wielki potrafił przekazać te pojęcia w sposób prosty i zrozumiały. Prawdziwy syn św. Dominika głosił chętnie kazania ludowi Bożemu, który zdobywał swym słowem i przykładem swego życia. Drodzy Bracia i Siostry, prośmy Pana, aby nie zabrakło nigdy w Kościele świętym uczonych, pobożnych i mądrych teologów jak św. Albert Wielki, i aby pomógł on każdemu z nas utożsamiać się z „formułą świętości”, którą realizował w swoim życiu: „Chcieć tego wszystkiego, czego ja chcę dla chwały Boga, jak Bóg chce dla swej chwały tego wszystkiego, czego On chce”, tzn. aby upodabniać się coraz bardziej do woli Boga, aby chcieć i czynić jedynie i zawsze to wszystko dla Jego chwały.
CZYTAJ DALEJ

Nowenna do Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata

[ TEMATY ]

nowenna

Chrystus Król

Adobe Stock

Nowenna przed uroczystością Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata.

O Królu pokoju, spraw pokój w sercu moim, wróć ciszę duchowi mojemu, abym mógł na każdym miejscu modlić się, wznosząc czyste ręce (św. Rafał Kalinowski).
CZYTAJ DALEJ

Supertajfun Man-yi nadciąga nad Filipiny. Ogromna ewakuacja

2024-11-16 12:09

[ TEMATY ]

Filipiny

ewakuacja

Man‑yi

supertajfun

Adobe Stock

Tajfun

Tajfun

Filipińskie władze ewakuowały w sobotę ponad 650 tysięcy mieszkańców regionów narażonych na "potencjalnie katastrofalne" skutki supertajfunu Man-yi, który zbliżaj się do położonej we wschodniej części archipelagu filipińskiego wyspy Catanduanes. Jest to już szósty tajfun, który nawiedził ten kraj w ciągu miesiąca.

Filipińskie służby meteorologiczne przekazały sobotę po południu, że supertajfun Man-yi, zbliżając się do wyspy Catanduanes, przybiera na sile i obecnie generuje wiatr wiejący z prędkością 195 km/godz., czyli o 20 km/godz. większą niż przed południem, a w porywach osiąga 240 km/godz. – poinformował portal Rappler.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję