***
Biskup Antoni Dziemianko pracuje w swojej diecezji od 10 lat jako biskup pomocniczy, jest jednocześnie Sekretarzem Generalnym Konferencji Biskupów Katolickich na Białorusi.
Ks. Waldemar Wesołowski: - Jak Ksiądz Biskup ocenia dzisiaj kontakty katolików mieszkających na Białorusi z Polską?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Bp Antoni Dziemianko: - Diecezja mińsko-mohylewska w okresie międzywojennym obejmowała część diecezji wileńskiej i pińskiej. Po wojnie podczas tzw. repatriacji wielu Polaków wyjechało na Ziemie Odzyskane, wielu pozostało. Dziś wielu wiernych pochodzących z terenów wschodnich podchodziło i rozmawialiśmy, o tym jak Polacy i katolicy teraz tam żyją, jak wygląda oodradzanie się wiary. Te spotkania są dla nas bardzo owocne, mamy możliwość opowiadać o naszym Kościele, o planach duszpasterskich. Jesteśmy też zachwyceni wiarą Polaków. Kiedy widzimy wiele pięknych kościołów wybudowanych ze składek wiernych, kiedy widzimy pełne kościoły, to cieszy, podziwiamy to. Przed nami stoją podobne zadania. Na Białorusi chcemy odbudować wiarę i Kościół. Żeby lepiej zrozumieć naszą sytuację, podam kilka danych. W mojej diecezji mieszka prawie połowa obywateli Białorusi, tzn. 4, 2 miliona. W roku 1980 mieliśmy tylko 14 kościołów i kaplic, choć w połowie XIX wieku było ich około 300. Z 200 kapłanów pozostało jedynie 9. Czasy komunizmu sprawiły, że katolicy żyli w ukryciu. Po zmianach politycznych również i u nas Kościół dynamicznie się rozwija, choć katolików jest znacznie mniej. Obecnie budujemy 21 nowych kościołów. Chciałoby się, żeby było ich więcej, ale po prostu nie stać nas na to.
- Jakie największe problemy i radości w pracy duszpasterskiej napotykacie obecnie na Białorusi?
Reklama
- Największym problemem jest chyba migracja ludności ze wsi do miast, pomiędzy miastami i państwami. Kościół musi nadążać za tymi ludźmi, musi iść tam, gdzie są wierni. Obecnie 70% obywateli to mieszkańcy miast, powstają wielkie osiedla, dzielnice i trzeba tam organizować miejsca kultu. Zaczynamy oczywiście od uzyskania zezwoleń i przydziałów na plac budowy itd. Tutaj zaś największym problemem są finanse. W Polsce powstało wiele pięknych i dużych kościołów. My nie możemy sobie pozwolić na takie duże miejsca kultu, chciałoby się jednak postawić na wielkim osiedlu choć kaplicę, aby wierni mogli gromadzić się na Mszę św., aby rodzice mogli posyłać dzieci na katechezę, aby przy tych ośrodkach kultu mogło się odradzać życie religijne. Pocieszające jest to, że ludzie mają głód wiary. Dlatego nasi księża idą do ludzi. W naszej diecezji pracuje obecnie ponad 100 księży. 34 kapłanów przyjechało do nas z Polski i wspomagają nas. Są też siostry zakonne, które katechizują i pracują w Caritas. W naszej pracy ważną rolę odgrywa słowo drukowane, z którym możemy docierać do wielu ludzi. Mamy swoją gazetę „Katolickie Nowiny”, „Ave Maria”, kwartalnik Caritas „Misericordia”, „Mały Rycerz”. Teksty publikujemy w trzech językach: po polsku, białorusku i rosyjsku. W wielu parafiach również Msze św. odprawiamy w dwóch językach: po polsku i białorusku, w zależności od potrzeb.
- Odradzający się Kościół potrzebuje nowych pasterzy, jak wygląda sprawa powołań na Białorusi?
- Do 1980 r. Kościół katolicki pozbawiony był hierarchii kościelnej, nie było biskupa. Wikariusze generalni kierowali częściami diecezji. Ja sam przygotowywałem się do kapłaństwa w podziemiu, bo były to czasy komunizmu. Przygotowywali mnie do święceń kapłani, którzy sami przeszli gułagi syberyjskie. Do istniejących seminariów na Litwie kandydatów z Białorusi zazwyczaj nie przyjmowano, nie można też było przyjechać do Polski. Dzięki Bogu dziś mamy 2 seminaria duchowne, w Grodnie i w Pińsku. Zanim zostałem biskupem, byłem rektorem seminarium w Grodnie. Nasi seminarzyści zwolnieni są z obowiązkowej służby wojskowej, korzystają z ulg przysługujących innym studentom. Wykłady prowadzą nasi profesorowie, są też wykładowcy z zagranicy. Tak więc dziś nowi kapłani otrzymują dobrą formację.
- Czy Kościołowi na Białorusi pomagają wierni z Polski?
Reklama
- Wielu naszych księży, którzy budują kościoły i kaplice, przyjeżdża do Polski. Odprawiają Msze, głoszą kazania, rekolekcje i zbierają ofiary. Wiele polskich parafii zaprasza ich. Korzystamy też z pomocy fundacji „Pomoc Katolikom na Wschodzie” Konferencji Episkopatu Polski i innych fundacji: „Kirche in Not” czy „Renovabis”. Do większych wysiłków dopinguje nas też rozwój innych Kościołów na Białorusi - prawosławnych, protestantów. Wszyscy wyszliśmy z podziemia. Proces odradzania się wiary trwa wszędzie. Ten, kto pragnie, kto chce, może wiele zrobić. Pamiętamy też, że odbudowa Kościoła to nie tylko sprawa ludzka, ale również sprawa Boża.
***
Biskup Leon Dubrawski w 1998 r. został mianowany biskupem pomocniczym w Kamieńcu Podolskim na Ukrainie. Od 2002 r. stanął na czele tej diecezji. Jego zawołaniem są słowa „Pax et bonum” - „Pokój i dobro”.
Ks. Waldemar Wesołowski: - Jak dzisiaj wygląda sytuacja Kościoła katolickiego na Ukrainie?
Reklama
Bp Leon Dubrawski: - Bogu niech będą dzięki, że dziś możemy modlić się swobodnie, że nasz Kościół nie jest tak prześladowany jak na Białorusi czy w Rosji. Może jeszcze nie mamy takiej pełnej wolności, może jeszcze nie oddano nam wszystkich świątyń, czy jeszcze nie możemy wybudować kościoła tam, gdzie chcielibyśmy, ale mamy wiernych, mamy kapłanów, mamy seminarium. Oczywiście, Ukraina nie jest jednakowa. Inna jest Ukraina Wschodnia, inna Zachodnia, inna Centralna. Pracy jest dużo, dlatego chciałoby się, żeby kapłanów i sióstr było więcej. U nas katolicyzm najczęściej kojarzy się z Polakami, Polacy z katolicyzmem. Wielu dotąd jeszcze nie mówi - „Kościół katolicki”, tylko „Kościół polski”. Ja uważam, że to dobrze, bo to budzi poczucie przynależności narodowej. „Starych” Polaków jest coraz mniej, szkoda, że tak szybko odchodzą ci, którzy tak bardzo przeżywali swoją polskość, a młodzi uformowani są w innym czasie, wielu rzeczy nie pamiętają, są inaczej wychowani. Ja pamiętam czasy Stalina, Chruszczowa, kiedy katolicy i Polacy byli prześladowani. Kiedy chodziłem do szkoły, a byłem jedynym Polakiem, i nauczyciel mówił coś o Polakach - „Lachach”, to wszyscy patrzyli na mnie jak na wroga. Ale udało się nam wytrwać. A zawdzięczamy to głównie naszym rodzinom, rodzinnemu Kościołowi. To dzięki postawie ojców i matek, którzy pamiętali o modlitwie, o niedzielnej Mszy św. wiara przetrwała. Również i ja przejąłem moją wiarę od rodziców i teraz staram się nią promieniować. Chciałoby się, żeby to dzisiejsze pokolenie też wychowywało się w dobrych rodzinach, w dobrej atmosferze, żeby nasze rodziny były mocne Bogiem, żeby mogły przekazywać najlepsze wartości religijne, polskie, katolickie. Dlatego jako biskup staram się robić wszystko, aby nasze rodziny tak właśnie działały i żyły.
- Jakie są największe trudności w odradzaniu wiary i jak im zaradzacie?
- Największym problemem są chyba rozdzielone rodziny. Wielu jeździ za pracą, za chlebem. Wielu wyjeżdża za granicę. Dlatego każdy żyje dla siebie, nie ma tej więzi, jedności w rodzinie. Brakuje w nich też mocnego fundamentu religijnego. Dlatego robimy wszystko, aby ten fundament odbudować. Mamy w naszej diecezji sanktuarium Matki Bożej Letyczowskiej, odbywa się peregrynacja Jej obrazu po wszystkich parafiach i rodzinach. Spotykamy się z tymi rodzinami, rozmawiamy, razem modlimy się. Organizujemy też różne rekolekcje, zjazdy dzieci, młodzieży, rodzin. Popularne są u nas festiwale kolęd. Ja sam bardzo lubię kolędy. Kiedy jadę do jakiejś parafii w okresie Bożego Narodzenia, to najpierw odprawiam Mszę św., a potem razem z wiernymi kolędujemy. Bardzo mocno rozwija się u nas Domowy Kościół. Najtrudniejsza jest praca z dziećmi i młodzieżą, wielu rodziców też jest obojętnych na sprawy wiary. Wielu nie zależy na tym, czy dziecko będzie chodziło do kościoła, czy nie. Staramy się też dbać o powołania. Obecnie mamy 77 kleryków. Dzięki Bogu powołania mamy, choć chciałoby się, żeby kapłanów było więcej.
- Czy Kościół na Ukrainie korzysta też z mediów?
Reklama
- Ojcowie Kapucyni prowadzą w Winnicy studio „Nadzieja”, które przygotowuje dla telewizji programy z dziećmi. Władze jednak nie bardzo chcą, żeby to były programy takie typowo religijne. Jednak robimy, co możemy. Mamy swoją gazetę religijną „Credo”. Problemem w tej dziedzinie jest brak ludzi przygotowanych do tego i brak środków, a z pewnością warto byłoby i tę dziedzinę duszpasterstwa rozwijać. Musimy też uważać, aby unikać konfliktów z prawosławnymi.
- Jak Polacy starają się pomagać katolikom na Ukrainie?
- Wielu Polaków przyjeżdża do nas. Odwiedzają te miejsca, w których się urodzili, z których pochodzą ich krewni. Odwiedzają także miejsca związane z martyrologią Polaków na krainie. Piękne jest to, że Polacy, kiedy przyjeżdżają, to nie tylko, żeby zwiedzać, zobaczyć. Interesują się ludźmi, miejscami, kościołami, pomnikami. Spotykają się z Polakami mieszkającymi u nas, chcą im pomagać, zawsze coś zostawiają. Zawsze pytają o to, co mogą zrobić dla ludzi, dla kościołów, dla parafii. Mnie się to bardzo podoba.
- Jakie są największe marzenia i plany?
- Plany są wielkie, ale możliwości nie zawsze pozwalają na ich realizację. Najważniejsze jest jednak to, by wiara odrodziła się w ludziach. Chciałoby się, żeby więcej mówiono o Bogu, o szanowaniu człowieka, poszanowaniu Dnia Pańskiego. Żeby rodziny były razem, żeby ludzie mogli znajdować pracę na miejscu, a nie tułać się po świecie. No i żeby dzieci i młodzież bardziej garnęły się do kościoła. I żeby między nami - chrześcijanami, głównie między katolikami i prawosławnymi, był język porozumienia, jedności i miłości.