Joanna Mielniczuk: - Czy polskie pieśni wielkanocne są radosne?
Reklama
- Uważam, że są radosne nie tylko dlatego, że niosą radosną wieść o Zmartwychwstaniu Chrystusa, ale również dlatego, że w swojej warstwie muzycznej, środkami muzycznymi podkreślają zawartość tekstową. Niektóre z nich wyrażają tę radość w sposób bardzo żywiołowy (np. „Nie zna śmierci Pan żywota”; „Otrzyjcie już łzy płaczący”; „Alleluja, Jezus żyje”; „Alleluja, biją dzwony”; „Już Zbawiciel, Jezus żyje”; „Złóżcie troski żałujący”), inne zwiastują radość w sposób uroczysty i dlatego są bardziej patetyczne („Wesoły nam dzień dziś nastał”, „Zwycięzca śmierci”), bo radość wyraża się zarówno przez łzy szczęścia jak i skakanie z radości, chociaż są to skrajne emocje. Mamy również pieśni najstarsze napisane jeszcze w skalach modalnych zanim ukształtował się system dur-moll („Chrystus Pan zmartwychwstał”; „Chrystus zmartwychwstał jest”; „Przez Twoje święte Zmartwychpowstanie”; „O dniu radosny pełen chwał”). W tych pieśniach najtrudniej nam znaleźć zwroty melodyczne emanujące dla nas radością, bo próbujemy przyłożyć je do znanych nam skojarzeń dur-moll i wychodzi nam, że są one napisane w tonacjach molowych, co nie jest prawdą. Skale średniowieczne mają swoją specyfikę i nie jest łatwo je zgłębić emocjonalnie, bo musielibyśmy odrzucić wszystkie późniejsze doświadczenia, ale trzeba przyjąć, że wyrażały radość wraz z tekstem swoimi środkami.
- Jakimi?
Reklama
- Tu potrzebny byłby dłuższy wykład historyczno-muzykologiczny. Wystarczy jednak przyjrzeć się pieśniom „Krzyżu święty” i „Chrystus zmartwychwstał jest”, napisanych w tej samej skali, aby zobaczyć jak są różne w strukturze melodii, wykorzystaniu poszczególnych dźwięków, ich kolejności, skoków interwałowych. To były środki do stworzenia wtedy właściwej oprawy muzycznej dla tekstu, a ta oprawa na nas może już tak nie działać. Trzeba przecież zauważyć, że wraz z upływem czasu, pojawianiem się kolejnych nurtów w sztuce, potrzeba coraz mocniejszych środków dla wyrażania emocji. Przecież ewidentna radość wielu polskich pieśni, a szczególnie kolęd do wielu młodych ludzi nie przemawia. Trzeba dołożyć podkład perkusyjny, odpowiednią aranżację elektroniczną z odpowiednią ilością decybeli, to może na emocje zadziała. Jeszcze parę wieków temu wystarczył walc wiedeński, żeby szaleć w karnawale, a co potrzebne teraz w dyskotece? Ten proces zachodzi też przy wyrażaniu tragizmu. Nie wystarczy napisać melodii w tonacji molowej. Trzeba użyć klasterów, dysonansów, żeby w muzyce współczesnej napisać Pasję czy Requiem. A Mozartowska symfonia g-moll „Tragiczna” wydaje się nam żartobliwa. Nie sądzę, żeby ktokolwiek, pisząc muzykę do tekstu o Zmartwychwstaniu Chrystusa, nie próbował na miarę swojego talentu i możliwości, czy raczej mentalności epoki wyrazić radości. Bo przecież człowiek nie może się cieszyć bardziej z czegokolwiek ponad wieczne zbawienie. Jednak prawdziwa radość nie musi od razu objawiać się fajerwerkami, bo to może prowadzić do infantylności w jej przeżyciu. Nasze czasy mają tendencję do infantylizacji wszystkiego, dlatego trzeba trochę wysiłku, aby tę prawdziwą radość ze Zmartwychwstania Chrystusa w pieśniach wielkanocnych odnaleźć.
- Czy ludzie znają pieśni wielkanocne i chętnie je śpiewają? Jakie są Pana obserwacje?
- Wydaje mi się, paradoksalnie, że pieśni wielkanocne śpiewają ludzie w ostatnich latach nawet chętniej niż kolędy. Bierze się to stąd, że kolędy „puszczane” są już prawie wszędzie od początku grudnia, a ogólnie Święta Bożego Narodzenia zostały tak skomercjalizowane, że gdy rozpoczyna się pasterka, to dziwnie brzmią pieśni, które słyszy się od tygodni i do tego śpiewało się je już kilka razy na spotkaniach przedświątecznych („opłatkowych”) w pracy, szkole często razem z osobami niewierzącymi. Natomiast pieśni wielkanocne po okresie Wielkiego Postu są nowością. Radośnie oznajmiają nową rzeczywistość i to rzeczywistość tak głęboką, że nie sposób ich śpiewać bez zaangażowania. Gdy stoi się w kościele w Wigilię Paschalną i tymi śpiewami wyznaję wielką tajemnicę Zmartwychwstania, to rodzi się szczególna więź, wspólnota wiary, która nie pozwala nie śpiewać głośno i wyraźnie: „Zwycięzca śmierci (…) wychodzi z grobu”. Kolędy może śpiewać każdy i wszędzie, co powoduje, że nie potrzeba śpiewać ich wyraźnie, w sposób manifestujący wiarę i udział w liturgii. Przez ich komercjalizację brzmią nawet coraz bardziej obco w kościele, gdzie zawsze oczekuje się sacrum różniącego się od profanum. Natomiast pieśni wielkanocne zaśpiewa chętnie tylko ktoś rzeczywiście wierzący i chętny do wyznania wiary w zgromadzeniu liturgicznym. A taki człowiek właśnie przyjdzie w Święta Wielkanocne do kościoła.
Pomóż w rozwoju naszego portalu