Reklama

Parafia omodlonych alejek!

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Zwykle seminarium określa się mianem serca diecezji. I z pewnością to bardzo trafne określenie. Biskupi, przełożeni, ale i wierni pytają o liczbę alumnów i w ten sposób napełniają się nadzieją, że duszpasterska praca będzie postępowała bez zawałów. Kiedy jednak liczba powołanych maleje, wzrasta niepokój o losy owej pracy. Co prawda, to Pan jest Panem żniwa i On potrafi wzbudzić nawet w małej liczbie kapłanów ducha ewangelicznego, niemniej po ludzku biorąc, ciągle trzeba odwoływać się do apelu Jezusa - proście Pana o robotników na żniwo.
Na co dzień, od czasu do czasu, zwłaszcza w lecie, kiedy zmrok nie spowija seminaryjnego ogrodu, wkradałem się na seminaryjny dziedziniec i obserwowałem alejki, już zamilkłe, bo obowiązywało święte milczenie i obserwowałem młodych ludzi, którzy mijali się w milczeniu, ale każdy z nich dzierżył różaniec i była to swoistego rodzaju rozmowa, jaką prowadzili z Powołującym.
Jest jednak jeden dzień w roku, kiedy seminarium otwiera się na radość i odświętnych gości. W tym roku widziałem jak panowie portierzy kierowali gości na drugie piętro, gdzie uroczystą Eucharystią miał rozpocząć się 9 października nowy rok akademicki.
I rzeczywiście przy pełnym namaszczenia śpiewie, w kadzielnianym dymie, który wznosił się ku niebu jak synteza modlitwy wszystkich, wyruszyła uroczysta procesja liturgiczna. Zawsze czeka się na homilię Arcypasterza. Jej treść, ale i klimat wypowiedzenia ujawnia uczucia, jakie pierwszy kapłan diecezji nosi w sercu. W tym roku homilia była napełniona powagą, odniosłem wrażenie, że smutkiem. Przytaczamy ją poniżej:

Drodzy Bracia

Przychodzimy ponownie do tej kaplicy, w takim poszerzonym gronie, nie przez przypadek. Przyszliśmy prosić o Ducha Świętego, nie o Jego dary, nie o jakiekolwiek dary, łaski czy pomoce w rozwiązaniu naszych problemów, trosk czy zamierzeń. Jesteśmy tu po to, aby uprosić samego Ducha Świętego. To On ma być naszym przewodnikiem i nauczycielem na tej obranej drodze. O jakże ważną sprawę tu idzie!
Św. Paweł jakby wyjaśnia to zapewnienie Chrystusa, kiedy tłumaczy w dzisiejszej świętej Liturgii, że drogą do przyjęcia Ducha Świętego jest wiara „posłuch dany wierze” (Ga 3, 5), a nie obliczenia ludzkie, przepisy prawa czy zewnętrzne sukcesy.
Przyjęcie Ducha Świętego to narodziny nowego człowieka. A to zawsze wiąże się z bólem. A zatem: jestem tu, w tym miejscu, aby spotkać się z Ukrzyżowanym, aby go naśladować, czyli umrzeć sobie, swoim przyzwyczajeniom, swoim myślom, zwyczajom i pragnieniom - bo inaczej nie narodzi się we mnie człowiek nowy, stworzony w świętości i prawdzie, stworzony przez Ducha Świętego, którego da Jezus i Ojciec tym, którzy o Niego proszą.
Siła modlitwy jest wielka, ale bywa ona trudna, niekiedy natarczywa, długotrwała, męcząca, ofiarna i dopiero wtedy jest skuteczna. Warto i trzeba modlić się o Ducha Świętego. Jest wszak osobową miłością Ojca i Syna, jest udzielającą się człowiekowi miłością Boga samego.
Otworzyć się na tę Miłość nie jest łatwo, ale to warunek prawdziwego, twórczego wzrostu człowieka Bożego we mnie, warunek narodzin nowego człowieka albo raczej mego nowego, pełnego życia.
Według słów Zbawiciela Duch Święty ma przekonać świat o grzechu (por. J 16, 8), a jakże to dzisiaj ważna sprawa, kiedy ludzie nie wierzą, nie uznają grzechu, a nawet próbują zło nazywać dobrem.
Ale Duch Święty ma jeszcze jedno niezwykłe zadanie: przekonać świat - to znaczy mnie, nas przekonać - o miłości Boga: „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał...”. Niestety, ludzie nie wierzą w miłość Boga, może o niej nie wiedzą i dlatego nie przejmują się zbytnio tą prawdą, a może nikt im o tym nie mówi w sposób przekonujący...?
Znamy cnoty teologalne: wiara, nadzieja, miłość - uważamy, że dotyczą rzeczywistości Bożej w nas, są darem obecnym w nas, aby ukierunkować nasze myśli, pragnienia i czyny na Boga, ale zapominamy, a może nie wiemy, że to On pierwszy mnie umiłował i trwa w tej miłości do mnie. On zaufał i uwierzył, że ja nie zawiodę. Zainwestował we mnie więcej niż sobie wyobrażam, powołał mnie i upatrzył w łonie mej matki, wybrał nie ze względu na moje zalety, ale z upodobania we mnie, po prostu z miłości zainwestował wszystko, bo Siebie w swoim Synu mi dał.

Drodzy Bracia!

Chodzi o wielką sprawę: o nawrócenie, o zjednoczenie z Chrystusem, o przylgnięcie do Niego. „Nie nawrócę się, nie wybiorę Boga, nie pójdę za Nim do końca, jeśli nie uwierzę, że On kocha mnie w sposób wyłączny. Do tej prawdy będę jeszcze długo dorastał, bo jeszcze długo będę się przed nią bronił” (ks. T. Dajczer, „Zdumiewająca bliskość”).
To trochę zrozumiałe, że ludzie boją się Boga sprawiedliwego, ale zdumiewające, że uciekają przed prawdą o wiele piękniejszą, że „Bóg jest miłością”, że boją się Boga miłości.
Uczyć się miłości Boga - to fascynujące i pierwsze nasze zadanie. Zadanie tego roku akademickiego i tego domu. Uczyć się miłości przez modlitwę i pełnienie woli Bożej na każdy dzień, w każdej sytuacji, wobec każdego człowieka. Od prawdziwej miłości muszą boleć kolana i muszą boleć ręce. Ale tylko prawdziwa, uczynna, czysta miłość warta jest życia, warta jest trudu, a nawet ofiar. Tylko miłość rozwija najpełniej, bo rozwija wszechstronnie.
Wielka miłość nie szuka okazji nadzwyczajnych, niezwykłych, głośnych czy rozreklamowanych, bo „Bóg nie patrzy na wielkość i wagę uczynku, jeno na miłość z jaką go spełniacie” - mówiła mądra mistrzyni życia duchowego, św. Teresa.
Egzamin z miłości zdaje się nieustannie, w każdej sytuacji. Czasem ludzie go zauważą, częściej widzisz go sam, a zawsze widzi go Bóg. Seminarium, to szkoła prowadząca do pogłębienia wiedzy, kultury duchowej, wspomagająca na drodze kultury bycia i współżycia, ale to także ważna szkoła miłości, a tej nie nabywa się bez szczerego, pełnego zaangażowania. Zaangażowania we wspólnotę, nie w jakieś grupki, ale we wspólnotę z Bogiem i ludźmi (grupy zainteresowań, kółka czy agendy kursowe mają pomagać w tworzeniu wspólnoty, jedności, troski o Tego, który jest tu najważniejszy, o Jezusa, o Jego Kościół i Jego chwałę).
Św. Teresa Wielka przestrzegała swoje siostry, lansując reformę, radykalne odnowienie życia zakonnego: „jeśli dzieli się wspólnotę na grupki, wiedzcie, żeście wygnały Pana z tego domu!”. Cóż warta byłaby wspólnota nasza bez Pana Jezusa, bez Ducha Świętego, którego szczerze zapraszamy, aby Go słuchać, aby się nawracać i kochać. Uczyć się miłości Pana Boga i ludzi. To nasz cel i nasza nadzieja - zakończył homilię abp Józef Michalik.
Kolejny punkt inauguracji odbył się w auli. Ks. dr hab. Dariusz Dziadosz powitał wszystkich, nie pomijając nikogo. Jak zawsze precyzyjny, nieco dostojny wzruszył się jednak wyraźnie wspominając zmarłych profesorów: ks. prał. Wacława Partykę, ojca duchownego ks. Wiesława Siwca i profesora filozofii ks. Jacentego Matuszewskiego. Szczególnie rzewnie zrobiło mi się na sercu przy wspomnieniu ojca Siwca. Poprzedni rok akademicki przeplatał się nadziejami i chwilami smutku w zależności od stanu zdrowia Wiesława. Wiem, że Ksiądz Rektor z wielką nadzieją chciał go mieć w tej posłudze. Może myślał, że tu u boku bł. Jana Balickiego uda się przywrócić zdrowie? I ojciec Wiesław często właśnie w oratorium świętego Rektora sprawował swoją Eucharystię. Jej ołtarzem był jego schorowany organizm. Do dziś widzę, jak w pewnych momentach siadał, brał głowę w dłonie i... co wtedy myślał? To wspomnienie przywołało mnie do porządku, że nic nie napisaliśmy w tym miejscu o ks. Jacentym. Uczynimy to w kolejnym numerze.
Potem zaczęło się już, jak na uczelnię przystało, bardzo naukowo.
Ks.dr Piotr Kandefer w wielkim skrócie zwrócił uwagę na fakt czasem pomijany w naszych myślach o seminarium. Obok pracy formacyjnej profesorowie stają się obecni „na rynku” naukowym poprzez swoje publikacje. Ich liczba w tym roku była imponująca.
Liczna obecność świeckich sprawiła, że wykład inauguracyjny ks. dr. Jacka Żygały „Małżeństwo i rodzina wobec współczesnych wyzwań i zagrożeń w świetle przemówień Ojca Świętego Jana Pawła II do Trybunału Roty Rzymskiej” został wysłuchany w skupieniu i pewnie przy okazji warto będzie do niego wrócić.
Potem było miejsce na wystąpienia gości i wreszcie czas na immatrykulację studentów I roku. W tym miłym obowiązku Ksiądz Rektor miał nieco ułatwione zadanie. Liczba nowych adeptów nie jest zbyt imponująca. Jednak przemówienie ich przedstawiciela każe mieć nadzieję, że mała ilość zostanie zrekompensowana znaczną jakością.
Oto słowa przedstawiciela najmłodszych, kleryka Janusza Borka z Jedlicza:
„W imieniu wszystkich braci kursu pierwszego pragnę podziękować za oficjalne włączenie nas do grona alumnów - studentów tak szacownej Almae Matros, jaką jest seminarium przemyskie.
Wchodzimy w progi tego domu ufając, że powołuje nas Pan Jezus, abyśmy Mu towarzyszyli, uczyli się od Niego miłości i zaufania do człowieka. U początku tej trudnej drogi otwarcie zapewniamy, że pragnienia nasze są szczere, a serca otwarte i ufne. Przez te kilkanaście dni spędzonych już w Seminarium, coraz bardziej uświadamiamy sobie, że powołania nasze są wielkodusznym darem Pana. Są one także owocem modlitwy Kościoła, która często w chorych, cierpiących i starszych, w naszych rodzicach, dziadkach i przyjaciołach, w żywych wspólnotach wiary i modlitwy, staje się ufnym i wytrwałym wołaniem do Pana Żniwa o nowych robotników.
Świadomi zatem, że nadzieje co do nas są wielkie, a ludzkie siły niewystarczające, przywołujemy wstawiennictwa szczególnych opiekunów tego domu - św. bp. Pelczara i bł. ks. Jana Balickiego. Obydwaj troszczyli się kiedyś w szczególny sposób o powołania, a ufamy, że dzisiaj ich pomoc jest skuteczniejsza. Ośmielamy się także wszystkich tu zgromadzonych pokornie prosić o modlitwę w naszej intencji oraz w intencji tych, którzy codziennie w tej drodze nam towarzyszą”.
Gromkie brawa były odpowiedzią na te piękne, ale i wypowiedziane z wielkim wzruszeniem słowa.
Uroczysty obiad stał się dopełnieniem radości diecezji. Potem, kiedy alumni poszli wydeptywać przemyskie chodniki, przełożeni i profesorowie zebrali się na okolicznościową konferencję pedagogiczną, by lepiej poznać tych nowych niosących nadzieję kandydatów.
Czego życzyć, kończąc tę refleksję? Może życzeniami niech będą te słowa, które kiedyś przeczytałem i odnotowałem: „Jezus nie po to przyszedł aby życie uczynić łatwym, ale po to, aby ludzi uczynić wielkimi...”.

Oprac. ks. Zbigniew Suchy

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Rozważania na niedzielę ks. Mariusza Rosika: Co się wydarzyło nad Jordanem?

2025-01-09 14:32

[ TEMATY ]

rozważania

Ks. Mariusz Rosik

Grażyna Kołek/Niedziela

Zapraszamy na komentarz do Ewangelii na Niedzielę Chrztu Pańskiego roku C.

CZYTAJ WIĘCEJ: mariuszrosik.pl
CZYTAJ DALEJ

Nakazane święta kościelne w 2025 roku

Publikujemy kalendarz uroczystości i świąt kościelnych w 2025 roku.

Wśród licznych świąt kościelnych można wyróżnić święta nakazane, czyli dni w które wierni zobowiązani są od uczestnictwa we Mszy świętej oraz do powstrzymywania się od prac niekoniecznych. Lista świąt nakazanych regulowana jest przez Kodeks Prawa Kanonicznego. Oprócz nich wierni zobowiązani są do uczestnictwa we Mszy w każdą niedzielę.
CZYTAJ DALEJ

Autobiografia Papieża z Polskim wątkiem

2025-01-12 17:43

[ TEMATY ]

papież Franciszek

Vatican Media

Papież opowiada o tym, że jego dziadkowie i ojciec mieli płynąć statkiem, który zatonął w drodze do Argentyny w 1927 roku. Ta katastrofa była określana jako włoski „Titanic”. Wiele osób wtedy zginęło. Dziadkowie i tata przyszłego Papieża wykupili bilety, ale nie odpłynęli tym statkiem, bo jeszcze nie sprzedali wszystkiego we Włoszech i musieli odłożyć podróż. „Dlatego tu teraz jestem” – skomentował Franciszek w swej autobiografii.

„Moi dziadkowie i ich jedyny syn, Mario, młody człowiek, który został moim ojcem, kupili bilet na tę długą przeprawę, na statek, który wypłynął z portu w Genui 11 października 1927 roku, zmierzając do Buenos Aires. Ale nie wzięli tego statku (...) Nie udało im się na czas sprzedać tego, co posiadali” – pisze Papież Franciszek w swej autobiografii. Dodaje, że wbrew sobie, rodzina Bergoglio była zmuszona w ten sposób do wymiany biletów i odłożenia wyjazdu do Argentyny. „Nie wyobrażacie sobie, ile razy dziękowałem Opatrzności Bożej. Dlatego tu teraz jestem” – pisze Ojciec Święty w swej autobiografii.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję