Ks. Stanisław Orzechowski: - A wiesz o czym jeszcze nie mówiliśmy? O wychodzeniu za mąż ze względów estetycznych.
Violetta Nowakowska: - Nie wierzę, że jeszcze bywają takie panienki, które na czyjś widok wykrzykną: „Boże, jaki przystojny” i za tydzień popędzą z nim do ołtarza.
- Może nie za tydzień, tylko za rok, ale to i tak niczego nie zmienia. Nawet tego nie ukrywają. Nie mają o czym ze sobą rozmawiać. Skutki tego są później opłakane. Jedno wgapione w telewizor, a drugie w okno. Jedno chce na spacer, a drugie mówi, że tam na dworze nie ma nic do oglądania. Jedno coś czyta, a drugie książką muchy zabija. Życie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Ale jak wreszcie usiądą obok siebie, będą ładnie razem wyglądać...
- Chyba na sali sądowej im się ten dobry wygląd przyda. Małżeństwo to nie wesołe miasteczko, że pójdziesz z dziewczyną na karuzelę i czas wam szybko zleci. W małżeństwie trzeba wspólnoty ducha, wspólnego Boga, wspólnej modlitwy, wspólnych przeżyć. Seks się kiedyś kończy, a u tych, którzy nie mają porozumienia dusz, kończy się nawet bardzo szybko. I co zostaje?
- Przedmioty? Wspólny dom?
Reklama
- Tylko, że dla tych, którzy są daleko od siebie, to on nie jest wcale wspólny. To mogą być dwa osobne miejsca w tym samym domu dla męża przy telewizorze, a dla żony przy kuchni. Samotność. Ja ci już to kiedyś mówiłem: przeraźliwie samotnym można być w jednym łóżku nawet.
- Okropnie przygnębiające rzeczy ksiądz mówi. A wszystko dlatego, że tak księdza rażą względy estetyczne? Puste lale i przystojni młodziankowie?
- Rażą mnie poważne wybory z niepoważnych powodów. Kiedyś jeden taki duduś, przyszedł do mnie i zaczyna mi opowiadać o swojej wybrance. Nic innego nie mówił, tylko, że ma jasne włosy i fiołkowe oczy. Ja go pytam co ona czyta, czym się zajmuje, czy lubi dzieci i prace w ogrodzie? A on mówi: nie wiem, nie wiem, ciągle tylko: „nie wiem”. A na koniec głupią minę zrobił i znowu mi o tych fiołkowych oczach mówi. To mu uświadomiłem…
- …że?
- …że świnia też ma fiołkowe oczy.
- I też jest blondynką.
- No właśnie, ale u niektórych ta estetyka ma tak wysokie notowania, bo telewizja tak ją wyeksponowała. Bywa też, choć wydawać by się mogło, że to dawno minęło, że jest manipulacja rodziców.
- Ale w jakim sensie: że „już pora wyjść za mąż dziewczyno”? Czy że „to jest synuś wiceprezydenta, więc bądź dla niego miła”?
- To i to. Manipulować można na wiele sposobów. Mamusia tutaj odpowiednio aranżuje, bo ci będzie dobrze z tym, z nią, bo ty jesteś po medycynie, ona jest po medycynie, to tu już razem gabinet będzie… Bywa też, że błąd na starcie polega na tym, że człowiek nie poszedł tam, gdzie chciał. Na przykład w tym aktualnym kursie małżeńskim była taka sytuacja… Filozofom się nie śniło, ale mamuńciom do głowy przychodzi: mama nie chciała zaakceptować małżeństwa swego syna z dziewczyną kilka centymetrów od niego wyższą. I oni naprawdę się tym martwili. Więc ja już mu powiedziałem, żeby powiedział mamie, że sobie u szewca wyższe buty zamówi - na koturnach. A narzeczona troszkę przygnie kolana i jakoś to będzie. Bo to chyba chodzi głównie o wejście do kościoła. No ale widzisz, na sto czterdzieści parę par, bo tyle było na ostatnich naukach przedślubnych, zdarzył się też taki przypadek manipulacji - i pewnie nie jedyny, ale o tym mówię, bo jest dziwaczny. I mogłaby matka doprowadzić do tego, że nie dojdzie do małżeństwa, a to mogłaby być dla syna ta jedyna, przeznaczona. I następna może będzie, no nawet jakoś tam może im się wieść, ale już nie będą tak do głębi szczęśliwi, bo plany zostały pokrzyżowane.
Oprac. AB