Reklama

Organmistrzowie Kamińscy

Niedziela warszawska 15/2002

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Po świerk na organy Zygmunt Kamiński jeździł na Koło Podbiegunowe. W zakładzie organmistrzowskim na Grochowie u Kamińskich powstało 170 najlepszej jakości instrumentów. Tu wykształciło się kilkudziesięciu organmistrzów - prawie wszyscy z pracujących dziś w Polsce. Część uczniów rozproszyła się po świecie.

Polski cech organmistrzów jeszcze w drugiej połowie XIX w. skupiał 30 majstrów ze sławnym Mikołajem Biernackim i Przybyłowiczem. Być może wymagania zawodu sprawiły, że na rynku utrzymywali się tylko najlepsi. W 1937 r. w Polsce było już tylko kilku organmistrzów. W tym wąskim gronie wyróżniali się bracia Kamińscy.

Obecna firma Kamińskich rozpoczęła działalność w 1896 r. przy ul. Chłodnej na warszawskiej Woli. Zakład przeniesiony został jeszcze przed pierwszą wojną światową na Mlądzką 4. W 1929 drugą część zakładu otwarto przy ul. Mlądzkiej 15. Tu firma funkcjonuje do dziś: Zygmunt Kamiński junior oraz jego bratankowie Michał i Andrzej.

Organmistrz to zawód wymagający, graniczący z artyzmem. Bywało, że na naukę przychodził profesor muzykologii czy organistologii. Olbrzymia wrażliwość estetyczna i muzyczna. Niestety, edukacja spełzała na niczym. Czasem prosty człowiek zostawał czeladnikiem, wstępował na uniwersytet i kończył go z tytułem profesora. Panowie Kamińscy ubolewają, że chętnych na naukę organmistrzostwa jest coraz mniej. Zwykle po trzech miesiącach nauki z 15 osób zostaje jedna.

Ojcowskie lekcje

Reklama

Zygmunt Kamiński junior nauki pobierał u swojego ojca Zygmunta. Zwykle każdy mistrz ukrywa jakieś arkana swoje sztuki. - U nas nigdy nie było tajemnic. Każdy mógł zapytać o rzecz, która go interesowała i zawsze otrzymywał odpowiedź - wspomina pan Zygmunt. Do Kamińskiego płynęły również zamówienia na organy do małych kościołów. Kamińscy zaskarbili sobie wdzięczność proboszczów małych parafii. W 20-leciu międzywojennym wznoszono małe kościoły i kaplice, stosownie do funduszy parafii. Zygmunt Kamiński słynął z dostosowywania cen do możliwości parafii. - Ojciec zwykle nie przykładał wagi do finansów. Zawsze cieszył się, kiedy mógł zrobić coś dobrego - wspomina syn Zygmunt. Dodaje też, że ojciec był tytanem pracy. Czynnie pracował w zakładzie do 85. roku życia, niemalże do ostatnich dni przed śmiercią.

W życiu zakładu uczestniczyła cała rodzina. - Nawet mama i siostra - wspomina pan Zygmunt. Piszczałki robiono z blachy cynkowej, na którą należało nanieść lśniącą warstwę. Warstwę cynkową czyszczono, smarowano miksjolem, na który po kilkunastu godzinach naklejano aluminiowe płatki. Płatki były tak lekkie, że nawet mocniejszy oddech unosił je w powietrze. Praca wymagała więc takiej delikatności, jaką mogły zapewnić tylko kobiece dłonie. Zygmunt Kamiński zdobył u ojca dyplom czeladnika, a potem mistrza. Od dzieciństwa, podobnie jak ojciec czuł, że to będzie jego wymarzony zawód.

Inaczej wyglądało przygotowanie do zawodu Michała Kamińskiego, bratanka. Podobnie jak wszystkie dzieci w rodzinie Kamińskich angażowany był do pomocy w zakładzie. Jako chłopiec w wakacje zwykle pracował przy trzymaniu klawiatury. Czasem zamówienie wymagało ślęczenia także w nocy. Kiedy więc tylko nadarzała się okazja chętnie uciekał z domu. W wieku dwudziestu kilku lat pan Michał rozpoczął studia na Politechnice, a potem z myślą już o organmistrzostwie zajął się studiowaniem na wydziale historii sztuki. Zdobycie dyplomu czeladnika, mistrza, a nawet tytułu uniwersyteckiego to dopiero początek edukacji. Przygotowanie do zawodu nie odbiega od metod średniowiecznych - nauka to mozolna praca i podpatrywanie jak pracują najlepsi. - Z bratem Januszem pracowaliśmy na kontraktach w Niemczech i Stanach Zjednoczonych. Z drugim bratem, nieżyjącym już Edmundem, rozbudowywaliśmy organy w Moskwie - wspomina pan Zygmunt. - W tym, co robimy, nie odbiegamy od szkoły zakonnej. W organmistrzostwie trzeba nauczyć się benedyktyńskiej cierpliwości, jezuickiej skrupulatności i franciszkańskiej pokory - żartuje Michał, bratanek Zygmunta Kamińskiego.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Organy po francusku

Reklama

Zanim organmistrzowie zabiorą się do budowy instrumentu, następuje szeroka korespondencja między zamawiającą parafią a firmą. Zrealizowane ostatnio zamówienie to organy do kościoła w Katowicach, stylizowane na francuski barok. Proboszcz parafii zdecydował się na tak odważny pomysł. - Jeździliśmy na konsultacje do Francji, a przy odbiorze organów obecni byli francuscy znawcy muzyki - opowiada pan Zygmunt. Budowa stylizowanych na daną epokę organów, podobnie jak renowacja starych instrumentów pochłania dużo czasu. Czasem potrzeba posiedzieć w starych książkach, zapiskach, poszukać kontaktów za granicą. Na początku kilkusetletniej już historii organmistrzostwa nie zostawiano projektów instrumentów. Fachowcy zwykle pracowali pod natchnieniem chwili. W późniejszym okresie badania organologiczne doprowadziły do ustalenia, jakie stosowano wzory i jaki typ brzmienia miał nastąpić. Dlatego obecnie projekty przygotowawcze zajmują więcej czasu niż dawniej.

Właściwa praca to ustawienie konstrukcji nośnej, na której znajdą się tzw. wiatrownice. Do nich przymocowuje się szafę i na nich rozplanowany jest mechanizm organów: faktury, elewatury i registratury. Ostatnim montowanym na wiatrownicach elementem są piszczałki. Wykonane z delikatnego stopu cynowo-ołowiowego są bardzo wrażliwe na uszkodzenia. Intonacja i strojenie instrumentu następują już we wnętrzu kościoła. Jednym z trudniejszych momentów jest transport. Instrument przewożony jest w częściach, ponieważ waga organów sięgać może dwudziestu kilku ton. Organy są instrumentem masywnym, ale jednocześnie akustycznie bardzo wrażliwym. - Muszą być zamontowane w kościele w pełni wyposażonym. Nawet przesunięcie ławek zmienia brzmienie instrumentu - mówi Zygmunt Kamiński. Na brzmienie organów mają również wpływ wierni, którzy wchodzą do świątyni. Akustyka naszych kościołów nie jest najlepsza. W większości występuje pogłos. Im więcej wiernych w kościele, tym pogłos będzie mniejszy.

Gwarancja na 100 lat

Królewski instrument wymaga nie tylko wielkich umiejętności organmistrza, ale także doskonałego gatunku towaru, z którego powstaje. - Najlepszy materiał drzewny można było dostać przed wojną, choć bywało, że dziadek jeździł po świerk na Koło Podbiegunowe do Szwecji czy Norwegii. Nieodpowiednie gospodarowanie materiałem leśnym, techniczne odżywiczanie drzewa powoduje, że materiał jest coraz gorszy - żali się pan Michał.

Poszukiwania dobrego drewna odbywają się w całej Polsce. Panu Zygmuntowi udało zgromadzić się dobry materiał zbierany przez trzy lata w różnych tartakach Polski. Dębina używana do wiatrownic i elementów nośnych piszczałek musi w warunkach naturalnych leżakować 3 lata. Potem trzeba zapewnić jej zupełnie odmienne od naturalnych warunki klimatyczne. Jeśli organmistrz nie przestrzega tych zasad, może zostać zaskoczony efektami brzmienia instrumentu. - Świetnym materiałem rezonansowym jest świerk. Szczególnie ten rosnący na stokach południowych: z drobną strukturą wewnętrzną, dużą zawartością słoja i twardzieli drzewnej - opowiada pan Michał. I dodaje: jesteśmy wymagający i może nawet nielubiani przez firmy tartaczne, ale niektóre nas rozumieją i odkładają najlepsze materiały.

Obok drewna najczęściej używany materiał to stop cynowo-ołowiowy. Jeszcze przed dziesięcioma laty w Polsce prawie niedostępny, ale dzisiaj można nawet powybrzydzać przy wyborze dostawcy. Materiał importowany jest z Tajlandii, Kanady, Chile, Chin czy Indonezji. Organmistrzowie używają w swoim fachu również skóry baranie, przygotowane tak, aby były bardzo ciągliwe i szczelne. Od ich jakości zależy praca miechów i piszczałek. Sumując doskonały materiał z wysokimi umiejętnościami organmistrza, otrzymuje się instrument, który jak oceniają fachowcy powinien przeżyć wykonawcę i służyć jeszcze przez co najmniej 100 lat.

Jak zostać organmistrzem

- Przede wszystkim słyszeć i czuć muzykę. Słuch wykształca się z biegiem czasu, ale do tego potrzebny jest zapał do nauki - mówi pan Zygmunt. - Trzeba uczyć się porównywać różnego rodzaju brzmienia. Kiedy pierwszy raz jestem w danym kościele, wydaje się, że wszystko współgra bardzo dobrze. Po 2-3 tygodniach słychać dysharmonię. Wtedy dopiero można doprowadzać do współbrzmienia dźwięków. Pomimo, że instrument jest określony w brzmieniu, każdy organmistrz ma swoje charakterystyczne akcenty dotyczące barwy - zdradza pan Kamiński.

Problemem organmistrzostwa jest dziś mała liczba chętnych do nauki zawodu. O dziwo, w tej nielicznej grupie sporo jest kobiet. W Polsce łatwiej jednak uprawiać ten zawód panom, bo czasem trzeba wejść do klasztoru, gdzie kobiety nie mają wstępu. Po 3 latach uczeń dostaje dyplom czeladnika, a po 5-6 dyplom mistrzowski. Czy wtedy zgłębia się wszystkie tajniki sztuki? - Młodym uczniom wydaje się, że tak. Ale ja po 50 latach pracy dopiero widzę jak mało wiem - ocenia pan Zygmunt.

Organy mistrzów Kamińskich brzmią w całej Polsce. W Warszawie w kościele Matki Bożej Loretańskiej, w parafii Najczystszego Serca Pana Jezusa na Grochowie, u św. Teresy na Tamce, w kościołach Świętego Zbawiciela, św. Barbary, św. Aleksandra na pl. Trzech Krzyży, w parafii na Saskiej Kępie. Kamińskim zawdzięczamy też wiele instrumentów odrestaurowanych po wojennych zniszczeniach. Zygmunt Kamiński senior za zasługi w dziedzinie muzyki odznaczony został przez papieża Pawła VI medalem " Pro Ecclesia et Pontifice". Za działalność w rzemiośle otrzymał Złoty Krzyż Zasługi.

Jak napisał Ojciec Święty w liście do artystów: "Aby głosić orędzie, które powierzył (...) Chrystus Kościół potrzebuje sztuki... Kościół potrzebuje zwłaszcza tych, którzy umieją zrealizować to wszystko na płaszczyźnie literatury i sztuk plastycznych... Kościół potrzebuje także muzyków...".

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Bp Długosz do Tuska: Demokracja jest po prostu demokracją - bez żadnych przymiotników

2024-11-12 17:08

[ TEMATY ]

bp Antoni Długosz

demokracja

Apel Jasnogórski

Donald Tusk

YouTube/ Jasna Góra

„Jeszcze nie tak dawno wycierali sobie usta słowem konstytucja, odmieniając je przez wszystkie przypadki, a teraz przestała im już być potrzebna, bo odgrywa się tzw. teatr praworządności” - powiedział biskup pomocniczy senior archidiecezji częstochowskiej, Antoni Długosz, w czasie Apelu Jasnogórskiego.

Jasnogórska Pani! Przychodzimy tu do Ciebie w dniu szczególnym, w którym świętujemy 106 rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. 11 listopada 1918 roku do polskich serc i do polskich domów zapukała niepodległość. Ale tego wspaniałego dnia - nikt Polakom nie podarował. Nie wyniknął on też z obcego nadania, z jakiejkolwiek politycznej ugody, ani z niczyjej łaski! Był zwieńczeniem 123-letniej walki kilku pokoleń naszych rodaków. Nie bez znaczenia był także geniusz Józefa Piłsudskiego, a także ojców niepodległości Romana Dmowskiego, Wincentego Witosa, Ignacego Paderewskiego, Wojciecha Korfantego i innych. To była ogromna praca całego społeczeństwa polegająca na budzeniu ducha narodowego, bo choć Polski nie było na mapach to żyła w sercach i świadomości naszych dziadów i pradziadów. — mówił bp Antoni Długosz.
CZYTAJ DALEJ

Bydgoszcz: przetłumaczono list dla potomnych z kapsuły czasu z kościoła „Klarysek”

2024-11-12 19:58

[ TEMATY ]

Kościół

świątynia

list

Bydgoszcz

pl.wikipedia.org

„Odbudowa wieży byłego kościoła Klarysek w Bydgoszczy, która odbyła się tego lata, powstała wskutek inicjatywy Towarzystwa Upiększenia Miasta, ale też jego prezesa, w międzyczasie zmarłego nadburmistrza Braesicke” - napisano w liście dla potomnych, jaki umieszczono w niedawno otwartej kapsule czasu, odkrytej podczas trwającego remontu bydgoskiej świątyni z przełomu XVI i XVII wieku.

„W trakcie rozwiązania Towarzystwa Upiększenia w 1897 roku z masy upadłościowej przekazano 2 000 marek Radzie Miejskiej na cel odbudowy wieży” - czytamy dalej. Tłumaczenia całości dokonał prof. dr hab. Albert Kotowski.
CZYTAJ DALEJ

Abp Jędraszewski na Międzynarodowym Kongresie dla Małżeństwa i Rodziny: Potrzeba nowego, prawdziwie chrześcijańskiego humanizmu

2024-11-13 18:32

Archidiecezja Krakowska

- Potrzeba nowego, prawdziwie chrześcijańskiego humanizmu i w nowym kontekście współczesności odczytania wołania Jana Pawła II z Mszy św. inaugurującej jego pontyfikat 22 października 1978 r.: „Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi” - mówił abp Marek Jędraszewski. Metropolita krakowski przewodniczył Mszy św. w kościele księży misjonarzy na Stradomiu podczas III Międzynarodowego Kongresu dla Małżeństwa i Rodziny, który w dniach 13-15 listopada odbywa się w Krakowie.

Otwierając Kongres abp Jędraszewski zauważył, że krakowskie wydarzenie jest „twórczą aktualizacją wobec dzisiejszych wyzwań kulturowych” problematyki zarysowanej przez św. Jana Pawła II w Liście do Rodzin, który został opublikowany 30 lat temu, gdy Kościół obchodził Rok Rodziny.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję