MONIKA ŁUKASZÓW: - Jak wygląda praca Księdza jako ojca duchownego i jako duszpasterza duchowieństwa archidiecezji warszawskiej?
KS. JAN SIKORSKI: - Jest to tak zwana formacja permanentna. Wiadomo, że każdy z nas w swojej drodze życiowej potrzebuje podtrzymania i uświadamiania sobie celu i środków, które do tego prowadzą. Wiadomo, życie kapłańskie nie jest łatwe. Jesteśmy samotni, nie mamy oparcia w rodzinach. Naszą rodziną jest diecezja, są inni kapłani. Jako ojciec duchowny staram się stwarzać płaszczyzny spotkań dla księży, np. wykłady, gdzie pogłębiają swoją wiedzę teologiczną i jednocześnie życie duchowe, czy spotkania ściśle o tematyce ascetycznej, religijnej i modlitewnej. Te spotkania odbywają się z księżmi młodszymi, z księżmi starszymi, a ostatnio z księżmi bardzo dojrzałymi - emerytami.
Jest to bardzo ciekawa praca. Księża potrzebują też takiego dobrego słowa i dobrego oka, opieki. A poza tym staram się ich odwiedzać, tak żeby wiedzieli, że nie są zupełnie pozostawieni samym sobie.
- Osoby świeckie często uczestniczą w rekolekcjach wielkopostnych, adwentowych czy jeszcze innych. A czy księża potrzebują rekolekcji?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Każdy z nas potrzebuje oddechu, zatrzymania się. Księża również. Ewangelizują innych, ale przecież każdy z nas jest przedmiotem duszpasterstwa, nie tylko jako pasterz, ale przede wszystkim jako owieczka Boża, która potrzebuje spojrzenia na siebie. Potrzebuje pogłębionego życia modlitwy, potrzebuje sakramentu pokuty, skruchy i czasu na modlitwę. Księża, zwłaszcza w diecezji legnickiej, mają bardzo dużo pracy, prawie każdy z nich ma dwa kościoły do obsługi, sprawy administracyjne, które pochłaniają wiele czasu no i oczywiście sprawy duszpasterskie, bo to jest zawsze najważniejsze. A gdzie on? Gdzie ksiądz? Kto się nim zajmie? Dlatego trzeba takie rekolekcje odprawiać. Każdy ksiądz jest zobowiązany do tego, żeby w ciągu roku przynajmniej 3 dni poświęcić na rekolekcje. Myślę, że jest to też dobry argument dla wiernych, którzy często nie mają czasu odprawić rekolekcji. Ja wtedy mówię: „Ja również odprawiam rekolekcje, bo mnie biskup do ołtarza nie dopuści jak w ciągu roku trzech dni nie poświęcę na skupienie, na ciszę, na przemyślenie swoich działań”.
- Księża są chyba wymagającymi słuchaczami, skąd Ksiądz bierze wiedzę i potrzebne przykłady do wygłaszanych konferencji?
- Księża rzeczywiście nie są najlepszym gronem słuchaczy. Cóż, oni wszystko wiedzą. Natomiast trzeba im pewne rzeczy uświadomić. Skąd ja to biorę? Jestem już księdzem ponad 50 lat i swoje doświadczenie mam z różnych gałęzi duszpasterstwa. Tych spostrzeżeń i wrażeń się nazbierało. Do księży z diecezji legnickiej jako temat rekolekcji wziąłem osobę kard. Stefana Wyszyńskiego. Znałem Księdza Kardynała, byłem przez niego wyświęcony i pracowałem pod jego duszpasterskim okiem szereg lat. Pozostawił po sobie bogatą literaturę, choćby listy do kapłanów. Głosząc te rekolekcje, opieram się na przemyśleniach kard. Wyszyńskiego, no i oczywiście na codziennych doświadczeniach. Bo my wszyscy jesteśmy mistrzami dla innych, ale dla siebie jesteśmy jak dzieci i trzeba nam czasami paluszkiem pokazać, co i jak należy robić, żeby było dobrze.
- Jakimi szczególnymi wspomnieniami, czy doświadczeniami dzielił się Ksiądz z księżmi z naszej diecezji?
Reklama
- Przez lata swojego kapłaństwa miałem sporo doznań i doświadczeń. Mam bogaty życiorys, bo przeszedłem życie od czasów komuny. Byłem kształcony w stalinowskiej szkole. Potem był przewrót gomułkowski. Miałem trochę żal do Pana Boga, że żyję w jakimś takim popapranym ustroju, zupełnie inaczej niż inni ludzie na świecie. Ale wszystko mi przeszło, kiedy papieżem został wybrany Jan Paweł II i rozpoczęła się cudowna wiosna Kościoła, odrodzenie Ojczyzny. Brałem czynny udział w przemianach solidarnościowych, ponieważ byłem kapelanem w Białołęce, gdzie byli internowani liderzy Solidarności. Miałem okazję poznać ich osobiście. Potem zawsze się śmiałem, że co patrzę w telewizor, to nowy minister, a to twarz znana z kryminału. Bo właśnie wszystkich pamiętałem z czasów białołęckich. Przyjaźniłem się z ks. Jerzym Popiełuszką, a po jego śmierci odprawiałem Msze św. u św. Stanisława Kostki. Byłem czynnym świadkiem przemian, które się w Polsce dokonywały, a na tym tle również duszpasterskich, bo przecież byłem proboszczem prawie 25 lat w dużej warszawskiej parafii. Teraz jako starszy kapłan, spoglądam już z perspektywy wieczności na to, co przeżyłem. Jest to mój majątek, za który jestem Panu Bogu wdzięczny. Mam poczucie, że jestem taką owieczką, której czasem trzeba palcem pogrozić, którą trzeba poprowadzić.
- Jedna z gazet napisała kiedyś, że prowadził Ksiądz wojnę z młodzieżą i z dziećmi na różańce. Co to była za wojna?
- To był taki pomysł katechetyczny. Opowiedziałem historię, którą sam zasłyszałem od pewnego księdza, który powiedział, że nigdy nie chodzi po ulicy bez broni. Zawsze ze sobą ma broń. I strzela ze zdrowasiek z różańca. Opowiedziałem to młodzieży, bardzo im się to spodobało. Powiedziałem wtedy, „słuchajcie teraz każdy z was niech ma przy sobie różaniec i ja też będę nosił. Jeżeli mnie złapiecie bez różańca, to wam stawiam lody, a jak ja was złapię bez różańca, to wzywam policję”. Sprawdzaliśmy się nawzajem, czy mamy broń. Czasami zmieniłem sutannę i wyszedłem w drugiej, gdzie nie było różańca, wtedy to dopiero musiałem się wstydzić, a raz nawet całej klasie musiałem zafundować lody po lekcji religii.
- Ksiądz ma duży związek z mediami. Z prasą, z Radiem Józef, a teraz z telewizją. Proszę powiedzieć, jaką rolę odgrywają media w dzisiejszym świecie?
- Ewangelia nam mówi „głoście ewangelię wszelkiemu stworzeniu” w porę czy nie w porę. Media są nieprawdopodobnym nośnym środkiem. Wiemy, jak dzisiaj bardzo wpływają na nasze życie, można powiedzieć, że jest to plus i minus. Dużo się narzeka na media, że psują nas itd. Ale mogą też budować tak jak każde dzieło. Myślę, że jest to niejako naszym obowiązkiem, nas ludzi chrześcijan i to zarówno od strony hierarchicznej jak i od strony wiernych, wchodzenie w media, w przekaz informacji, wiadomości, kształtowanie tej świadomości, jednym słowem głoszenie ewangelii w jakikolwiek tylko sposób się da. Myślę, że każdy mikrofon, który ma jeszcze nagłośnienie, jest ogromnie cenny i powinno się go „konsekrować tak jak ołtarz w kościele”, żeby był przekazicielem Bożej prawdy. Przecież świat jest Boży i to co Pan Bóg stworzył i przygotował, to po to, żebyśmy z tego mądrze korzystali, a nie diabłu sprzedali. Czy to prasa, czy to radio, czy telewizja czy Internet - to wszystko to są wspaniałe nośniki Bożej Prawdy i nie wolno nam o tym zapominać.