Tyle razy byłem w Służewie na Kujawach. Kilkanaście kilometrów
od Ciechocinka.
Tyle razy podziwiałem kilkuwiekowe lipy, co osłaniały
od zachodu zabytkowy kościół parafialny z drugiej połowy XVI wieku,
wzniesiony przez Jana Służewskiego, wojewodę brzesko-kujawskiego,
konsekrowany przez bp. Stanisława Karnkowskiego, fundatora Seminarium
Duchownego we Włocławku (1569), późniejszego prymasa Polski.
Rozłożyste lipy dodawały świątyni wdzięku starożytności.
Świadkowie tego, jak poprzednie pokolenia były rozmiłowane w pięknie.
Te drzewa odczuwały wiarę i kulturę mieszkającego tu ludu, potęgę
i upadek Ojczyzny, bohaterstwo powstańców, wskrzeszenie Rzeczypospolitej.
Słuchały modlitw biskupów, homilii kaznodziejów, śpiewu ludu.
Melodię tych lip chwytało subtelne ucho Fryderyka Chopina.
W ich cieniu spotkał się ze swymi kolegami kard. Karol
Wojtyła - dzisiaj honorowy obywatel Służewa, co upamiętnia i tablica
w kościele, i pomnik papieski na placu przed świątynią.
I tych lip dzisiaj już nie ma. Straszna wichura, trąba
powietrzna, co przeszła 16 lipca br. nad ziemią kujawską, wyrwała
je z korzeniami. A zdawało się, że przetrzymają XXI wiek. Wspaniałe
pomniki przyrody. Nie zdążyłem ich pożegnać. Piszę dziś dla nich
nekrolog.
Bo drzewa trzeba umieć traktować po przyjacielsku. Pamiętać,
że one żyją z nami. "Drzewa umierają stojąc". Są niejako członkami
rodziny. Dla wielu pokoleń użyczały cienia.
Wspominam z dzieciństwa dęby, topole, lipy, grusze, orzechy.
W ich cieniu raczyli się ludzie zimnym mlekiem i razowym chlebem.
Obok kolebały się kołyski niemowląt.
Drzewa były wiernymi słuchaczami zwierzeń i przysiąg
młodych, co chcieli rozpocząć wspólne życie. Były ukojeniem dla starości.
Jak chętnie wylegiwały się tam pieski!
Cenił drzewa Jan z Czarnolasu. Były dlań źródłem natchnienia.
Dlatego wołał, by nie mówić: "Co lipie do wirszów?". One współtworzyły
Treny. Płakały na grobie Orszuli.
We wnętrzu drzew ścieliły sobie gniazda ptaki, znajdowały
kryjówki zwierzęta, chowali tam broń lub ważne dokumenty powstańcy.
Takie drzewa wspominał z tęsknotą Adam Mickiewicz:
Drzewa moje ojczyste! jeśli niebo zdarzy,
Bym wrócił was oglądać, przyjaciele starzy,
Czyli was znajdę jeszcze? czy dotąd żyjecie?
Wy, koło których niegdyś pełzałem jak dziecię;
Czy żyje wielki Baublis, w którego ogromie
Wiekami wydrążonym, jakby w dobrym domie,
Dwunastu ludzi mogło wieczerzać za stołem?
Czy kwitnie gaj Mendoga pod farnym kościołem?
I tam na Ukrainie, czy się dotąd wznosi
Przed Hołowińskich domem, nad brzegami Rosi,
Lipa tak rozrośniona, że pod jej cieniami
Stu młodzieńców, sto panien szło w taniec parami?
Pomniki nasze! ileż co rok was pożera
Kupiecka, lub rządowa, moskiewska siekiera!
Nie zostawia przytułku ni leśnym śpiewakom,
Ni wieszczom, którym cień wasz tak miły jak ptakom.
Wszak lipa Czarnolaska, na głos Jana czuła,
Tyle rymów natchnęła! wszak ów dąb gaduła
Kozackiemu wieszczowi tyle cudów śpiewa!
Ja ileż wam winienem, o domowe drzewa!
(Pan Tadeusz IV, 23-42)
Nie ma już wspaniałych lip służewskich. Ale przechowały
swoją metrykę. Przy ich korzeniach znalezione zostały ludzkie kości.
Ślad po cmentarzu grzebalnym. Były więc chyba wtedy posadzone. A
może razem z kościołem? Może ręką biskupa Karnkowskiego lub dziedzica
Służewa? Pod koniec XVIII wieku zaczęto grzebać zmarłych na nowym
cmentarzu.
Lipy były w środku zupełnie spróchniałe. Przetrwały wieki,
ale doczekały się Papieża-Polaka, wieku XXI i trzeciego tysiąclecia
- jak i my szczęśliwe. Należy im się pożegnanie. Czułe, serdeczne.
Żegnamy je w imieniu wielu pokoleń. Żegnajcie, przyjaciele drodzy!
Podobnie jak przed laty mogłem pożegnać w kazaniu z okazji
jubileuszu 425 lat Seminarium Duchownego we Włocławku... seminaryjny
orzech, co tyle radości sprawiał klerykom. Wychowały się przy nim
kolejne pokolenia kapłańskie. Jesienią, gdy alumni wracali z wakacji,
witał ich swoimi owocami. Tak lubił kleryków, że kiedy po obiedzie
wychodziliśmy na rekreację, to nagle zrywał się wiatr i choć siostry
z kuchni zdążyły przed obiadem przezornie wyzbierać orzechy, by przechować
je na Wigilię, to niemal zawsze dla nas na tę porę podejścia pod
rozłożyste konary stary orzech zrzucał nowy wysyp...
W tym pamiętnym kazaniu dziękowałem też grabowej alei,
dębom, świerkom, jałowcom, płaczącym brzozom i mówiłem, że "kapłan
nie może nie odczuwać apostolskiej wartości piękna przyrody, na której
ma budować nadprzyrodzoność. Jak mógłby wierzyć człowiek w niewidzialny
świat nadprzyrodzony, gdyby zauważył u sługi Bożego lekceważenie
przyrody też stworzonej przez Boga! Przy kościele i plebanii powinno
być tak pięknie, by sam urok ich otoczenia przyciągał tam ludzi i
zachęcał, by wejść do świątyni" (Całuję ręce Matki, Włocławek 1994,
s. 20).
Ale wracajmy do Służewa. Nie ma starych lip. Doły zawalone.
Ziemia wygrabiona. Trawa zasiana. Nowe lipy posadzone. Data pamiętna.
Pierwszy rok w nowym tysiącleciu. Ile wieków one przeżyją? Kiedy
pojawią się na nich kwiaty? Kiedy pszczoły? Kiedy znowu zacznie rozchodzić
się ich miodny zapach? Kiedy w ich cieniu nowe pokolenia będą oddawać
się zadumie i marzeniom? Kiedy będą słać modły do Przenajświętszej
Panienki? Kiedy znużony wędrowiec usiądzie tam na ławce? Może jakiś
poeta napisze wiersz? Co powiedzą o nas naszym następcom? Niech przekażą
im ducha mocy i błogosławieństwo pokoju!
Razem z nowymi lipami rośnie młode pokolenie mieszkańców
Służewa. Udzieliłem im bierzmowania. Piękne dziewczyny i rosłe chłopaki.
Jednemu z nich nawet z uśmiechem przygroziłem, by więcej nie rósł,
bo ledwo sięgnąłem mu do czoła. Wyższy niż mój pastorał. I lipom,
i młodzieży życzę wewnętrznego wzrostu i odporności na wichry dziejowe.
W encyklopedii Ultima Thule (1934, t. VI, s. 504) wyczytałem,
że lipy zakwitają w 20.-30. roku, wzrost ich ustaje ok. 150.-180.
roku, a żyć mogą do 1000 lat. Jak długą rosną drzewa! Jak trzeba
je szanować! Te przy kościele i wszędzie. Popatrzmy na nie z czułością!
Może po dziesięcioleciach ktoś sięgnie do tych życzeń.
Radzę więc tym, co wzrastać będą w cieniu służewskich drzew, by odczytali
na nowo homilię ich Honorowego Obywatela - Jana Pawła II:
"Otóż tego, co Naród polski wniósł w rozwój człowieka i
człowieczeństwa, co w ten rozwój dzisiaj wnosi, nie sposób zrozumieć
i ocenić bez Chrystusa. ´Ten stary dąb tak urósł, a wiatr go żaden
nie obalił, bo korzeń jego jest Chrystus´ (Piotr Skarga, Kazania
sejmowe, IV, Kraków 1925, Biblioteka Narodowa, seria I, 70, s. 92)
. Trzeba iść po śladach tego, czym (a raczej kim) na przestrzeni
pokoleń był Chrystus dla synów i córek tej ziemi" (Pierwsza Pielgrzymka
do Ojczyzny, 2 czerwca 1979, na Placu Zwycięstwa).
Drzewa umierają. Rządy zmieniają się nieraz jak liście
na drzewie. Ale Chrystus trwa.
Zapamiętajcie: korzeniem naszej duchowej siły i wewnętrznego
wzrostu jest Chrystus!
Pomóż w rozwoju naszego portalu