Katolicka Agencja Informacyjna podała 22 lutego br. sensacyjną wiadomość, że "dni łaciny są policzone". Chodzi o oficjalny język Kościoła katolickiego. Informacja ta - jak podaje KAI - pochodzi od byłego przewodniczącego watykańskiej Fundacji " Latinitas", ks. Anakleta Pavanetto, salezjanina; człowieka, który swoje życie strawił na promocji języka starożytnych Rzymian i kierował łacińską sekcją w Sekretariacie Stanu Stolicy Apostolskiej. Czy daleka jest droga od takich prognoz do praktyki? Czy Kościół ma rozstać się z łaciną, której znajomość z roku na rok jest coraz słabsza u jego przedstawicieli? Czy mamy zaniechać nauki języka, który - jak mówią leniwi - jest trudny i nieużywany na co dzień? Czy mamy emigrować z kultury europejskiej?
Dzwonek alarmowy
Reklama
Słowa ks. Pavanetto odbieram nie jako ogłoszenie wyroku śmierci
na łacinę, ale raczej jako dzwonek alarmowy, na który ludzie odpowiedzialni
za naukę w Kościele powinni w porę zareagować. Powiem więcej: odpowiedzialni
za Europę i świat. Doświadczenie uczy, że brak stosownej reakcji,
zwłaszcza przy dominacji mediów, przynosi ogromne szkody, a choroba
w porę rozpoznana i leczona, przywraca organizmowi zdrowie. A więc:
tak dalej iść nie można, nie wolno przecinać korzeni łączących nas
z przeszłością, z duchowym dziedzictwem chrześcijaństwa i europejskiej
kultury, która przeniesiona została też na inne kontynenty.
Może w przyszłości nie taka jak dawniej ilość księży
odznaczać się będzie dobrą znajomością łaciny, gdy w liturgii używa
się języków narodowych, może jej znajomość u wielu ograniczy się
do niezbędnych podstaw tego języka i lektury krótkich wypisów rzymskich
pisarzy i poetów, może w pamięci utrwali się jedynie terminologia
filozoficzna, teologiczna i prawnicza, wtłaczana z dużym oporem w
umysły podczas studiów - to jednak ten trud podjąć warto, bo aby
dobrze rozumieć te pojęcia, trzeba czegoś więcej: rozumienia rzeczywistości,
jaka kryje się za danym wyrazem. A to jest nabywane przez cierpliwe
studium języka, jego gramatyki i ludzi, którzy tym językiem władali.
Bo to jest mowa matki, pramacierzy tylu języków europejskich, nie
tylko ściśle romańskich. Dobrze przyjął się na słowiańskim i germańskim
drzewie szczep wyrosły z łacińskiego pnia i uszlachetnił w biologicznym
obiegu swą krwią te języki. A język angielski przywłaszczył aż 60%
słownictwa z łaciny i zdobył dominację na świecie. To jest zwycięstwo
córki łaciny. Rzymskie szlachectwo nadało mowie Lechitów nie tylko
łaciński alfabet, ale i gramatyczny szkielet, żelazną logikę, która
sprawdza się m.in. w tym, że nie można przetłumaczyć na łacinę zdania,
które nie jest poprawne logicznie. Wiele razy tego doświadczyłem,
kiedy zauważyłem w jakimś tekście nonsens i chcąc łatwiej odkryć
źródło błędu, próbowałem w myśli oddać to zdanie po łacinie. Czułem
zgrzyt w konstrukcji, którą chciałem budować.
Powrót do korzeni
Dzisiaj jest moda, by wracać do korzeni. Nie sposób tego uczynić bez znajomości języka łacińskiego. Bo nasza literatura, ustawodawstwo, obyczaje przeniknięte są kulturą dziedziczoną z pokolenia na pokolenie. Taki jest genotyp naszego narodu i takie jest też wszczepienie Kościoła w tę kulturę (inkulturacja). Ssąc żywotne soki z naszej przeszłości, kształtując swoją tożsamość i budując przyszłość, nie sposób tego czynić bez odniesień do drogi, jaką odbył naród przez stulecia, do tradycji, jaka jest przekazywana w rodzinie, do zasług i błędów przodków. Bo "kto nie zna historii, jest jak dziecko, co nie zna ojca i matki" ( ks. Piotr Skarga). Idąc tą drogą, trzeba stanąć w końcu przy źródle, z którego płynie czysta woda wieloma europejskimi strumieniami.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Nie możemy zasypywać łacińskich i greckich strumieni
Reklama
Trzeba zadbać, by te strumienie nie zamuliły się ani tym bardziej
nie wolno ich zasypywać dzisiejszymi odpadkami. Co za korzyść byłaby
w odcięciu się od źródła? Czym karmić się będą następne pokolenia?
To ogromna odpowiedzialność za kierunek kulturowy naszego narodu
i całej Europy. I to nie tylko chodzi o przekaz chrześcijaństwa,
jaki został w tym języku utrwalony, ale o uniwersalne principia,
które zostały w starożytności odczytane w świetle praw natury jako
przewodniczki człowieka. Etyka Nikomachejska Arystotelesa czy De
oficiis (O obowiązkach) Cycerona są tu znamiennym przykładem. Spotkanie
się chrześcijaństwa z tą kulturą, mimo napięć, jakie towarzyszyły
temu procesowi, było znalezieniem naturalnego sojusznika w etycznym
ukierunkowaniu człowieka.
Dzisiejsze wymogi ekologiczne, rozszerzone na sferę duchową,
mogą być również pomocne w obronie łacińskich i greckich strumieni,
w których ideał człowieka "pięknego i dobrego" (kalos k´agathos)
stać się może kanonem, wzorem, ideałem w obecnej sytuacji. W procesach
kulturowych, które przeżyła ludzkość, odnotowuje się u tych, co błąkają
się po bezdrożach, ogromny pęd do szukania strumieni z czystą, źródlaną
wodą kultury. Bo bez niej umiera człowiek, ginie naród. Strumienie
tej kultury muszą być czyste, gotowe i dostępne. Ci, którzy do nich
dotrą, przeżywają odrodzenie. Następuje renesans kultury. I takie
zjawiska co pewien czas pojawiają się na drzewie kultury europejskiej,
która ma dość wewnętrznej siły, by pokonać czas szkodników i pasożytów,
choć musi je przez jakiś czas odchorować. Wierzę więc w kolejny renesans
zainteresowania językami Romy i Hellady.
Łacina w Kościele
Łacina i greka będą również pielęgnowane w Kościele, który wszedł głęboko w kulturę Greków i Rzymian, wiernie przez wieki towarzysząc narodom. Jeżeli nawet językiem liturgii stały się języki narodowe, to wartość łaciny i greki jako podstawy terminologicznej do naukowych komentarzy, by nie doszło do nieporozumień, jest bezcenna. A nawet zauważyć można, że w dialogu ekumenicznym oddają one duże usługi, bo - na szczęście - są też pielęgnowane u teologów w oddzielonych od nas Kościołach chrześcijańskich. Wspólne jest nie tylko dziedzictwo biblijne, ale i spuścizna Ojców Kościoła greckich i łacińskich. Aby dotrzeć do nich, trzeba pokonać barierę językową. Ale po to, "by pić ze źródła, trzeba się nad nim pochylić" (C.K. Norwid). Choć może nie w tak szerokim zakresie, jak dawniej, to jednak z racji ideowych łacina nie może być w Kościele zaniedbana, bo jest doskonałym narzędziem do poznania i utrwalenia prawdziwej nauki. O znajomość łaciny u przedstawicieli Kościoła, zwłaszcza prominentnych w nauce, zadbać w porę trzeba. A jeżeli pisane są jeszcze listy po łacinie z Kościołów partykularnych do Rzymu, to i mile przyjmowane są odpowiedzi w tym języku. Brak znajomości łaciny to nie tylko zlekceważenie tradycji, ale to może być niekiedy, pośrednio, także działanie na szkodę Kościoła. Skutki zaniedbań są bolesne i długo leczone.
By z Papieżem odmawić "Angelus"
I na koniec dwa przykłady pielęgnowania łaciny w Kościele.
Przykład pierwszy. Podczas moich podróży po Syberii w
1990 r. pojechałem z Nowosybirska do Tomska (ponad 200 km), by w
kościele, dopiero co oddanym do użytku, odprawić Mszę św. dla mieszkających
tam Niemców i Polaków. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zaczęli
śpiewać po łacinie Gloria, Credo, Sanctus, Agnus Dei... Po Mszy św.
spytałem ich, kiedy nauczyli się śpiewu gregoriańskiego, skoro przez
lata nie mieli tu księdza i kościół był zamknięty. A oni na to: "
Jak my księdza nie mieli, to my się po domach zbierali i śpiewali,
by Mszy nie zapomnieć. A my nawet nie wiedzieli, że był Sobór, co
to dopuścił języki narodowe. Więc my po łacinie śpiewali i tak to
u nas przetrwało...". Zakręciła mi się łza w oku i obiecałem im,
że opowiem Ojcu Świętemu, że w Tomsku na Syberii śpiewają po łacinie
ze względu na wierność wobec Stolicy Apostolskiej... Rzeczywiście,
opowiedziałem o tym Ojcu Świętemu przy kolacji, podczas pielgrzymki
w następnym roku, we Włocławku... Zdawało mi się, że w oku Ojca Świętego
zaświeciła łza...
I drugi przykład. Znam studenta, który nauczył się modlitwy
Anioł Pański po łacinie, by w niedzielę odmawiać Angelus razem z
Papieżem... Przykład godny naśladowania!
Niezależnie od tego, jakie inicjatywy podejmą ludzie
odpowiedzialni za naukę w Kościele, warto ten język pielęgnować dla
własnego rozwoju, dla rozumienia naszego dziedzictwa kulturowego,
dla większej miłości wobec języka naszej Matki. Bo "znajomość łaciny
może nie jest przedmiotem chluby, ale jej nieznajomość przynosi wstyd"
. Przynajmniej u wielu... I to samo zdanie po łacinie, aby udowodnić,
że nie jest ona naprawdę trudna, a na pewno jest piękna. W tym zdaniu
przy wyrazie praeclarum proszę pamiętać, że "ae" czytamy jak "e",
a "c" znający łacinę czytają tu jak "k": preklarum; quam czytamy
jak "kwam" Wszystko inne jest bez zmian. Posłuchajmy, jak to pięknie
brzmi i nauczmy się tego na pamięć: "Non tam praeclarum est scire
Latine, quam turpe nescire" (Cicero, Brutus 37, 140).