Dawna wieś nie posiadała wodociągów, nie potrzebowano ich tak
bardzo jak dziś, ponieważ każdy gospodarz dbał, aby woda w studni
była dobrej jakości i czysta, nawet wody płytkie gruntowe nadawały
się do konsumpcji, nikomu do głowy nie przyszła myśl, że woda może
być zanieczyszczona i nie nadająca się do spożycia dla ludzi oraz
inwentarza. Zwierzęta domowe pojono najczęściej w niewielkiej rzeczce
albo przepędzano je do rowów melioracyjnych, bądź też kopano na łąkach
niewielkie wgłębienia, gdzie zbierała się woda względnie czysta.
Nie stosowano wtedy wielu nawozów sztucznych ani oprysków, dlatego
wszystkie wody na-dawały się do picia, jeśli nie dla ludzi, to dla
zwierząt. Do czerpania wody służyły różne urządzenia własnego pomysłu.
Najbardziej popularnym mechanizmem był drewniany wał osadzony na
dwóch słupach z zadaszeniem. Do wału zwykle przytwierdzano łańcuch
lub konopną mocną linę z wiadrem obciążonym kawałkiem żelaza albo
kamieniem. W wielu zagrodach wodę czerpano lekką tyczką nazywaną
kulą. Na końcu grubszej części kuli osadzano metalowe okucie z charakterystycznym
haczykiem, który utrzymywał bezpiecznie wiadro. Tylko nieliczni gospodarze
posiadali urządzenie do czerpania wody zwane żurawiem. Obok cembrowiny
wkopywano słup, najlepiej dębowy, który na samej górze musiał być
rozwidlony i wyglądał jak rosochate drzewo. W tym specjalnie przygotowanym
rozwidleniu umieszczano poprzeczkę, także drewnianą, wykonaną w ten
sposób, aby jeden koniec był grubszy i cięższy, czasem dodatkowo
obciążano go jakimś żelastwem. Do lżejszego końca przytwierdzano
drewnianą tyczkę, podobną do omawianej już kuli, zakończoną żelaznym
hakiem, do której przytwierdzano wiadro. Całość wysoka na jakieś
cztery metry, w kształcie litery "T", wyglądała bardzo dostojnie
i imponująco, przypominała naprawdę dziób żurawia, stąd też nazwa "
żuraw". Konstrukcja taka była niewątpliwie wielkim udogodnieniem
dla ludzi.
Za lasem niedaleko sąsiedniej wioski między polami i łąkami
znajdowała się niewielka murowana kapliczka. W gąszczu starych drzew
wyglądała jakby zagubiona i zapomniana przez ludzi. Rzeczywiście,
z dala od wioski robiła wrażenie samotnej i opuszczonej, ale jeśli
ktoś przychodził na miejsce, to mógł się przekonać, że tak nie było,
że ludzie tu przychodzili i to dość często. Kapliczka kryła wewnątrz
swój największy skarb, a mianowicie duży naturalnej wielkości kamienny
emaliowany posąg św. Marii Magdaleny. Święta klęczy ze złożonymi
rękami, oparta na ludzkiej czaszce, symbolu Golgoty. Symbole te są
nawiązaniem do Ewangelii, bo to przecież Maria Magdalena stała pod
krzyżem, gdy Jezus umierał, a w dzień zmartwychwstania przyszła do
grobu, aby namaścić Jego ciało. Nikt nie wie, kiedy zrodził się tutaj
kult Świętej. Z licznych legend, z przekazów i ze stylu posągu można
domyślać się, że trwa od wielu wieków i od dawna ludzie tu przychodzą,
modląc się w różnych intencjach. Samo miejsce jest także bardzo tajemnicze,
ponieważ wygląda jak starożytny amfiteatr wykonany jednak siłami
natury. Kapliczka została zbudowana w samym środku dna niewielkiej
niecki o mokrym i torfiastym podłożu. Od niej teren łagodnie się
podnosi, dochodząc do pobliskich pól i tworząc naturalny amfiteatr.
Niewielką świątynię otacza jeszcze dość głęboki rów odprowadzający
nadmiar wody deszczowej oraz z bijących tu źródeł. Jedno źródło znajduje
się w samej kapliczce, drugie, naprzeciw wejścia w odległości jakieś
50 metrów.
Przed wejściem i za kapliczką znajdują się dwa niewielkie
wzniesienia. Na jednym zachował się piękny metalowy krzyż wykonany
w stylu łacińskim, z napisem "INRI", osadzony w młyńskim kamieniu.
Dawniej na wzniesieniu przed wejściem stał jeszcze drewniany krzyż
z ukośną belką, pochodził z czasów, gdy obiekt ten był we władaniu
prawosławnych. Od wieków do tego miejsca i do tych źródeł przychodzili
pielgrzymi, aby za wstawiennictwem św. Marii Magdaleny uprosić u
Boga łaskę zdrowia dla siebie i najbliższych. Najbardziej proszono
o uzdrowienie oczu, głowy oraz nóg i rąk zaatakowanych reumatyzmem.
Chorzy czerpali wodę ze źródeł, które zostały obudowane betonową
cembrowiną, następnie pili albo przemywali oczy czy gardło. Cierpiący
na bóle głowy zanurzali w wodzie kawałki płótna i przykładali je
na bolące miejsca, tak jak robi się lecznicze kompresy. Wielu ludzi
twierdziło, że choroba ustępowała. Z nakazu władz i ze względu na
bezpieczeństwo modlących się ludzi zamurowano studnię i źródło znajdujące
się w samej kapliczce. W niedzielę po 22 lipca do tego miejsca zawsze
ściągają rzesze ludzi z różnych stron na odpust ku czci św. Marii
Magdaleny. Liturgia Mszy św. sprawowana w takiej scenerii ma niepowtarzalny
charakter. Pielgrzymi uczestniczący w uroczystościach odpustowych
stoją wyżej niż kapłan odprawiający Mszę św. Liturgiczne śpiewy mieszają
się ze śpiewem ptaków oraz odgłosami ze straganów odpustowych. Jedna
z licznych legend głosi, że to miejsce na nocleg wybrał sam król
Jan Kazimierz, gdy szedł z wojskiem na bitwę pod Beresteczko (1651)
. Główne siły polskie poszły inną drogą, król zatrzymał przy sobie
tylko niewielki oddział. Rozstawiono warty, żołnierze spali, tylko
król długo modlił się w swoim namiocie przed cudownym obrazem Matki
Bożej Chełmskiej. Po modlitwach udał się na spoczynek, w czasie snu
miał jakby wizję, że jego obóz został otoczony przez wojska Chmielnickiego,
że grozi jemu i załodze śmiertelne niebezpieczeństwo. Zobaczył też
postać jakiejś świętej obchodzącej obóz polski. Rozpoznał, że była
to św. Maria Magdalena - płacząca pokutnica.
Zapytał król: - Dlaczego płaczesz, przecież jesteś teraz
w niebie?
Święta odpowiedziała: - Płaczę, bo ludzie tak okrutnie się
mordują i tak strasznie grzeszą. Za nich muszę pokutować. Ty, pobożny
Królu, natychmiast wstawaj, bo jeśli tego nie zrobisz, to zginiesz
sam i twoje wojsko.
Zapowiedziała też zwycięstwo Polski w tej strasznej wojnie.
Jan Kazimierz obiecał w tym miejscu wybudować kapliczkę. Święta obeszła
jeszcze raz polski obóz; droga, którą przebyła, zmieniła się w głęboki
rów, a jej łzy w dwa bijące źródła.
Wojsko królewskie przeszło bez żadnych problemów, bo okryła
je mgła rzucona przez Świętą. Na pożegnanie Maria Magdalena powiedziała:
- Okolice te i ludzie tutaj mieszkający oraz pielgrzymujący do tego
miejsca będą pod moją szczególną opieką dopóty, dopóki utrzymają
kapliczkę i będą tutaj przychodzić. Po zwycięstwie Król dotrzymał
słowa i zbudował niewielką drewnianą kapliczkę, powierzając ją katolikom
obrządku wschodniego, czyli unitom. Przyszła mu też do głowy "dobra
myszl" i postanowił założyć wioskę, nazywając ją Dobromyśl. Po roku
1875 kapliczkę i to miejsce przejęli prawosławni, a po II wojnie
ponownie katolicy. ("Wioska i kapliczka znajduje się w powiecie chełmskim
i gminie Siedliszcze n. Wieprzem").
Odpust ku czci Świętej nie kończył się na samym nabożeństwie.
Po Sumie ludzie szli do stojących wokół straganów, aby kupić jakąś
pamiątkę. Młodzi, a czasem także starsi, szli na wiejską zabawę zorganizowaną
w pobliżu remizy strażackiej. Miejsce do tańców ozdabiano ładnymi
brzózkami, na trawniku ułożono drewnianą solidną podłogę, a na podwyższeniu
przygrywała orkiestra dęta złożona z kilku miejscowych muzykantów.
Dawniej tańce odbywały się w sali dużej murowanej remizy, ale zrezygnowano
z tego, gdy ktoś zrobił uczestnikom zabawy brzydki kawał. Rozsypał
między tańczącymi proszek papryki tej najbardziej piekącej. Gdy tańczący
zaczęli się pocić, skończyła się też zabawa, bo piekąca papryka zrobiła
swoje i ku wielkiemu zdziwieniu chłopców wymiotła wszystkie dziew-czyny.
Antek Tyka nie potrafił się bawić, ale potrafił solidnie narozrabiać.
Po wypiciu jakiegoś alkoholu stawał się bardzo "odważny" i wszystkich
zaczepiał. Czasem z tego powodu dostał po głowie i tak kończył swoje
występy. Kiedyś dobrze pijany postanowił wrócić do domu. Pomylił
jednak kierunek i zamiast do swojej chałupy wlazł do kapliczki i
ułożył się do snu na dywaniku tuż przed ołtarzem. Zasnął bardzo szybko
kamiennym snem. Gdy nad ranem obudził się bardzo zziębnięty i sztywny,
zobaczył, że obok niego palą się świece i stoi krzyż. Gdy podniósł
głowę, ujrzał jeszcze trupią czaszkę z posągu św. Marii Magdaleny.
Widok ten przeraził go do tego stopnia, że uciekał i wrzeszczał:
- Boże, już nigdy! Naprawdę nigdy! Tylko zlituj się, bo ja nie chcę
do piekła!
Pomóż w rozwoju naszego portalu