Jan Paweł II o ochronie przyrody
Reklama
Od wielu lat Jan Paweł II zabiera głos w sprawie ochrony środowiska naturalnego. Dla Ojca Świętego punktem wyjścia refleksji na ten temat jest Księga Rodzaju: "Ziemia powierzona jest człowiekowi, aby
uprawiał ją i troszczył się o nią, zaspokajał on swoje potrzeby i zdobywał dla siebie «chleb powszedni» - dar, który Ojciec Niebieski przeznacza dla wszystkich swoich dzieci". Dlatego dla chrześcijanina
to nie ideologie, lecz wiara jest impulsem, by dbać o przyrodę: "Wierzący czerpie z wiary właściwą motywację, która kształtuje jego stosunek do środowiska oraz pobudza go, by starał się zachować jego
integralność dla dobra człowieka współczesnego i człowieka jutra".
Jan Paweł II wyjaśnia także, jaka powinna być nasza postawa wobec otaczającego nas świata: "Na początku Bóg nie chciał ani zła, ani chaosu, ani poniżenia człowieka, ani zamieszania w przyrodzie, ani
lekceważenia ubogich. Bóg chciał, by świat przez Niego stworzony był dobry, piękny i harmonijny. Bóg stworzył świat dla człowieka. Bóg jest miłością (...). Werset o stworzeniu gwiazd, ziemi, roślin, zwierząt
i człowieka mówi: «Bóg wiedział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre». Jeżeli wszystko pochodzi od Boga, jaka zatem powinna być nasza postawa? Przyjąć świat jako dar Boży. Nie gardzić
nim, nie ujarzmiać go dla siebie (...). Człowiek jednak nie może pozostawać obojętny wobec przyrody lub obawiać się jej. Bóg powołał go, by czynił sobie naturę poddaną. Obdarzył go inteligencją, by odkrywając
prawa i tajemnice natury, kontrolował ją. Taki jest sens pracy. Świat powierzony jest rękom człowieka, jego twórczemu geniuszowi i odwadze. Działanie człowieka ograniczone jest respektem dla Boga, czego
wyrazem jest respektowanie życia i godności człowieka oraz starania, aby nie zakłócić równowagi w przyrodzie".
Pomóż w rozwoju naszego portalu
O ochronie środowiska, zrównoważonym rozwoju oraz ideologii ekologicznej z Antonio Gasparim - dyrektorem specjalistycznej agencji "Greenwatch News" - rozmawia Włodzimierz Rędzioch
WŁODZIMIERZ RĘDZIOCH: - Za każdym razem, gdy Jan Paweł II zabiera głos w sprawie ochrony środowiska naturalnego, niektórzy "zieloni" politycy i przedstawiciele organizacji ekologicznych stwierdzają, że Papież myśli tak jak oni. Czy naprawdę Papież jest "zielony"?
ANTONIO GASPARI: - W rzeczywistości stanowisko Jana Pawła II i Kościoła różni się zasadniczo od stanowiska partii "zielonych" czy takich organizacji, jak WWF i "Greenpeace". Chodzi o różnicę dotyczącą koncepcji człowieka. Kościół naucza, że człowiek jest istotą "stworzoną na obraz i podobieństwo Boga", dlatego ma szczególną godność, którą obdarzył go sam Bóg. Papież przy każdej okazji przypomina również słowa z Księgi Rodzaju: "Pan Bóg wziął zatem człowieka i umieścił go w ogrodzie Eden, aby uprawiał go i doglądał" (Rdz 2,15) i "bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną" (tamże 1, 28). Natomiast skrajni "zieloni" postrzegają człowieka jako "raka planety", który jest odpowiedzialny za niszczenie środowiska.
- "Zielonym" nie podoba się więc koncepcja człowieka, jaka wyłania się z Księgi Rodzaju?
Reklama
- Nie podoba im się, ponieważ uważają ją za archaiczną, rasistowską i zbyt antropocentryczną. Koncepcji tej przeciwstawiają biocentryczną wizję świata, w której człowiek nie jest "szczytem" stworzenia. W konsekwencji człowiek przestaje być jedynym podmiotem prawa. "Zieloni" zwalczają antropocentyzm w imię "praw natury" i domagają się przyznania "statusu prawnego" zwierzętom, lasom, wyspom, skałom, a nawet wirusom. Ekosystem ma więc większe znaczenie niż ludzie, których uważa się za "gatunek" szkodliwy dla środowiska.
- Człowiek jako "gatunek szkodliwy" musi więc być kontrolowany. Czy dlatego "zieloni" popierają kontrolę urodzeń, aborcję i eutanazję?
- Trzeba ograniczyć liczbę ludzi, by ci mniej "szkodzili" przyrodzie. Zawsze robił na mnie wrażenie sposób, w jaki ludzie, którzy definiują się jako obrońcy fauny i flory, postrzegają naturę. Uważają ją za egoistyczną i zamkniętą w sobie matkę, której przeszkadza działalność człowieka i która mści się na nim. Stąd irracjonalna i prymitywna koncepcja zjawisk naturalnych - huraganów, tornad, trzęsień ziemi, powodzi itp. - jako "odwetu" przyrody na człowieku.
- Nie możemy jednak zapominać, że pewne poczynania człowieka są naprawdę szkodliwe dla niego samego i dla przyrody!
Reklama
- Człowiek jest istotą wolną, czasem jednak wykorzystuje swą wolność, by grzeszyć przeciw Bogu i przeciw naturze. Jest to więc problem moralny. Dlatego działalność człowieka należy poddać ocenie moralnej.
Rozwój naukowy i techniczny może przyczynić się do harmonijnego rozwiązywania wielkich problemów społecznych i gospodarczych. Z drugiej jednak strony może powodować prawdziwe katastrofy, gdy korzysta
się z niego w sposób egoistyczny i samowolny. Według doktryny chrześcijańskiej - nikt nie może uważać biosfery za prywatną własność, co oznacza, że człowieka w jego stosunku do przyrody obowiązują nie
tylko prawa biologiczne, lecz także etyczne.
Jan Paweł II w swym przemówieniu do młodzieży, wygłoszonym 11 maja 1986 r., stwierdził: "Jeszcze nigdy w historii człowiek nie miał w swym ręku tak wielkich mocy, ale jednocześnie nigdy nie był tak
kruchy. (...) Dzięki nowym technologiom można zrealizować to, o czym marzył od stuleci: powstrzymać pustynię i przekształcić ją, pokonać suszę i głód, uczynić pracę mniej ciężką, rozwiązać problemy niedorozwoju,
uczynić bardziej sprawiedliwym podział dóbr wśród narodów świata. Ale jednocześnie działalność człowieka sprawia, że ziemia staje się niezdatna do życia, morze nieprzydatne, a powietrze niebezpieczne.
Technika nie może zapominać o człowieku".
- Niedawno w Johannesburgu odbyło się pod egidą ONZ światowe spotkanie poświęcone środowisku i rozwojowi. Dlaczego ocena jego rezultatów jest bardzo różna?
Reklama
- Rzeczywiście, delegacje rządowe, politycy i organizacje pozarządowe dają bardzo zróżnicowaną ocenę rezultatów konferencji. Rozmawiałem z bp. Giampaolo Crepaldim, sekretarzem Papieskiej Rady "Iustitia
et Pax", który był raczej zadowolony. Oto, co mi powiedział: "Rezultaty światowego szczytu nt. zrównoważonego rozwoju nie są takie złe. Na poprzednim szczycie w Rio de Janeiro dyskutowano na temat wielkich
projektów, których nikt nie zrealizował, a wszystko skończyło się na górnolotnych deklaracjach. W Johannesburgu natomiast rządy państw zobowiązały się zrealizować konkretne projekty: zaaprobowano 562
projekty, a ubogim krajom dano do dyspozycji 1,5 mld euro. To dobry początek, chociaż - jak przypomniała delegacja Stolicy Apostolskiej - nie można mówić o prawdziwym rozwoju, jeżeli nie obejmuje on integralnego
rozwoju człowieka".
Pozwolę sobie zacytować również szefa delegacji włoskiej, ministra Corrado Cliniego, który stwierdził między innymi: "W Johannesburgu dominowała inna filozofia niż w Rio. Rezultatem szczytu sprzed
10 lat były stosy dokumentów i projektów koordynowanych przez biurokrację ONZ, które narzucały państwom trudne do wypełnienia obowiązki. Tym razem wybrano formę realizowania konkretnych projektów, opartych
na bilateralnej współpracy między państwami uprzemysłowionymi a biednymi".
Chciałbym dodać, że Stolica Apostolska opowiada się za używaniem nowoczesnych metod zwalczania zacofania gospodarczego, lecz podkreśla, że będzie moża osiągnąć ten cel tylko wtedy, gdy oprócz aspektów
finansowych, technicznych i naukowych zadba się o pełny rozwój człowieka. Prawdziwym protagonistą walki z ubóstwem jest człowiek. Ludzie ubodzy nie są jedynie potencjalnymi klientami, których należy przekształcić
w konsumentów. Również w krajach bogatych spotykamy się z ludzkim ubóstwem, dlatego Kościół chce ewangelizować i prowadzić działalność na rzecz rozwoju ludzkiego zarówno w krajach biednych, jak i bogatych.
- Organizacje ekologiczne były jednak odmiennego zdania: najpierw na znak protestu chciały opuścić konferencję, a później stwierdziły, że szczyt ten był wielkim fiaskiem...
- Rozumiem rozczarowanie tych środowisk, ponieważ na szczycie przegrała ich ideologia oraz wizja ochrony środowiska i rozwoju. Ugrupowaniom tym nie udało się przeforsować ich linii działania, chociaż
miały poparcie większości delegacji UE i organizacji ekologicznych. Jednym słowem, w Johannesburgu poniosła klęskę katastroficzna, neomaltuzjańska ideologia "zielonych".
Ekologiści chcieli umieścić na ławie oskarżonych model rozwoju krajów bogatych, który - według nich - jest główną przyczyną zanieczyszczenia środowiska. Na szczycie natomiast dyskutowano głównie,
jak przeciwdziałać niedorozwojowi gospodarczemu. Wiele organizacji ekologicznych domagało się ograniczenia konsumpcji i działalności gospodarczej, natomiast Stany Zjednoczone i zdecydowana większość państw
słabo rozwiniętych były za ekspansywnymi metodami rozwiązywania problemów. To prawda, że istnieją poważne problemy związane ze środowiskiem, lecz czcze deklaracje wygłaszane na światowym forum na pewno
ich nie rozwiążą.
Reklama
- Jeden z delegatów reprezentujących Wielką Brytanię zaproponował, by wolna aborcja i antykoncepcja wchodziły w zakres podstawowej opieki sanitarnej. Dlaczego pewne grupy ekologiczne traktują aborcję i antykoncepcję jako sposób ochrony środowiska?
- Ci ludzie żyją jeszcze mitem o przeludnieniu świata, chociaż wiadomo, że zagrożenie tzw. bombą demograficzną okazało się bezpodstawne. W rzeczywistości katastroficzne przewidywania niekontrolowanego
wzrostu demograficznego nie sprawdzają się, a co gorsza, programy kontroli urodzin, stosowane w wielu krajach, są łamaniem elementarnego prawa do życia i posiadania potomstwa.
Gdy dyskutowano w Johannesburgu nad wspólnym dokumentem o walce z niedorozwojem gospodarczym i o ochronie środowiska, wyszła na jaw kwestia tzw. podstawowych usług sanitarnych. Delegacja brytyjska
- wraz z socjalistycznymi delegatami Unii Europejskiej, przedstawicielami Kanady i feministycznych organizacji pozarządowych - żądała, by do podstawowych usług sanitarnych włączyć aborcję i antykoncepcję,
uznając je za "prawa człowieka" (w ostatnich latach na każdym szczycie międzynarodowym te same siły polityczne i grupy ideologiczne próbują narzucić światu to nowe "prawo człowieka" - prawo do zabijania
nienarodzonych). Tym razem ten manewr się nie udał dzięki stanowisku delegacji Stanów Zjednoczonych, Irlandii, Hiszpanii, Włoch i Stolicy Apostolskiej oraz krajów Trzeciego Świata, stanowiących tzw. Grupę
77. Dlatego w dokumencie końcowym znajduje się sformułowanie, że podstawowe usługi sanitarne zależą od praw obowiązujących w państwie oraz od jego tradycji religijnych i kulturalnych.
Reklama
- Delegacja reprezentująca nową administrację Stanów Zjednoczonych wywarła duży i pozytywny wpływ na wyniki szczytu. Jednak stanowisko USA było bardzo krytykowane. Dlaczego?
- Skrajna ideologia ekologiczna, która dominowała przez ostatnie 30 lat, wywarła olbrzymi wpływ na mass media i pewne kręgi inteligencji. Z perspektywy tej ideologii szczyt w Johannesburgu był starciem między bogatymi a biednymi, Stanom Zjednoczonym natomiast przypadła rola egoistycznych bogaczy. W rzeczywistości na konferencji blok państw Unii Europejskiej, wspomagany przez pewne organizacje pozarządowe, konfrontował się ze Stanami Zjednoczonymi i większością ubogich. Uprzedzenia ideologiczne w stosunku do USA sprawiły, że nie zwrócono należytej uwagi na projekty delegacji amerykańskiej, która przedstawiła plan działania w pięciu punktach: "woda dla ubogich", "czysta energia", "walka z głodem w Afryce", "współpraca na rzecz lasów" i "walka z AIDS, gruźlicą i malarią". Trzeba dodać, że żaden kraj nie finansuje tyle projektów zrównoważonego rozwoju, co rząd Busha. Wysiłki obecnej administracji można porównać jedynie do polityki prezydenta Kennedy´ego w latach 60.
- Stany Zjednoczone skrytykowano także za niepodpisanie protokołu z Kioto. Tym bardziej że Rosja i Chiny obiecały go podpisać, wzbudzając entuzjazm "zielonych". Czy to znaczy, że Chiny i Rosja są bardziej wrażliwe na problemy środowiska niż USA?
- To absurd! Zapowiedź ratyfikowania protokołu z Kioto przez Chiny i Rosję wzbudziła wiele entuzjazmu wśród "zielonych", było to jednak czysto propagandowe posunięcie. Protokół ten przewiduje zmniejszanie
emisji gazów szklarniowych przez państwa uprzemysłowione, a Chiny i Indie, jeszcze przed jego opublikowaniem w 1997 r., zapowiedziały, że nie chcą żadnych ograniczeń w tej dziedzinie, a przecież są to
kraje produkujące znaczne ilości gazów (kraje rozwijające się odpowiedzialne są za 43 proc. globalnej emisji CO2).
Jeśli chodzi o Rosję, to sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana. Rosjanie w ostatnich latach musieli pozamykać wielkie kombinaty przemysłowe i nierentowne elektrownie - źródła olbrzymiego zanieczyszczenia.
W ten sposób zmniejszyli emisje gazów szklarniowych na tyle, że mieli tzw. kredyty dwutlenku węgla, które chcieli sprzedać Stanom Zjednoczonym. Bush jednak nie podpisał protokołu, a co za tym idzie -
nie interesowało go zakupienie rosyjskich kredytów. Wtedy rosyjski wiceminister Mukhamed Tsikanow ogłosił, że Rosja też nie podpisze dokumentu. Najprawdopodobniej Rosjanie zmienili zdanie, gdy Unia Europejska
zobowiązała się kupić od Rosji "kredyt" gazów szklarniowych. Zobaczymy, czy unijne pieniądze przekonają Dumę, by głosowała za protokołem z Kioto.
- Dziękuję za rozmowę.