Wielu młodych ludzi na całej ziemi pragnie pokoju, komunii i radości. Są oni także wrażliwi na bezmierne cierpienia niewinnych i wiedzą, że na świecie jest coraz więcej ubóstwa.
Nie tylko przywódcy narodów budują przyszłość. Ktoś najbardziej nawet skromny może przyczynić się do tworzenia takiej przyszłości, w której będą panować pokój i zaufanie. Choćbyśmy
byli pozbawieni wszystkiego, Bóg pomaga nam wprowadzać pojednanie tam, gdzie istnieją konflikty, i nadzieję tam, gdzie panuje lęk. Wzywa nas, aby przez to, jak żyjemy, inni ludzie mogli odczuć
Jego współczującą miłość. Jeśli ludzie młodzi staną się w swoim życiu źródłem pokoju, w ich otoczeniu rozbłyśnie światło.
Spytałem któregoś dnia młodego chłopca, co - jego zdaniem - jest w jego życiu najważniejsze. Odpowiedział: „Radość i dobroć serca”. Niepokój, strach przed
cierpieniem, mogą odebrać radość. Kiedy radość zaczerpnięta z Ewangelii rośnie w nas, przynosi ożywcze tchnienie. Tej radości nie tworzymy sami, jest ona darem Boga. Nieustannie
odnawia ją pełne zaufania spojrzenie, jakim Bóg ogarnia nasze życie. Dobroć serca nie jest naiwna, przeciwnie - wymaga czujności. Może wiązać się z ryzykiem. Nie pozwala gardzić innym
człowiekiem. Sprawia, że stajemy się wrażliwi na najbiedniejszych, na tych, którzy cierpią, na ból dzieci. Dobroć serca to umiejętność okazania za pomocą wyrazu twarzy, tonu głosu, że każda
istota ludzka potrzebuje miłości. Tak, Bóg sprawia, że idziemy przez życie z ukrytą w głębi duszy iskrą dobra, która ma moc rozpalić płomień. Którędy jednak iść do źródeł dobra,
radości, a także do źródeł zaufania? Kiedy zdajemy się na Boga, znajdujemy drogę. Tak daleko, jak sięga nasze spojrzenie w głąb historii, dostrzegamy rzesze wierzących, którzy wiedzieli,
że w modlitwie Bóg daje światło, życie wewnętrzne.
Już przed narodzeniem Chrystusa pewien wierzący człowiek modlił się: „Dusza moja pożąda Ciebie w nocy, duch mój poszukuje Cię w mym wnętrzu”. Pragnienie komunii z Bogiem
zostało złożone w ludzkim sercu od niepamiętnych czasów. Tajemnica tej komunii sięga tego, co w człowieku najbardziej intymne, najdalszej głębi istoty ludzkiej. Możemy więc powiedzieć
Chrystusowi: „Do kogo pójdziemy, jeśli nie do Ciebie? Ty masz słowa, które przywracają życie naszym duszom”.
Trwanie przed Bogiem w kontemplacyjnym oczekiwaniu nie przekracza naszych ludzkich możliwości. W takiej modlitwie unosi się zasłona sprzed niewyrażalnej tajemnicy wiary i to,
czego nie umiemy wypowiedzieć, staje się adoracją. Kiedy ostygnie żarliwość i osłabną odczucia, Bóg nadal jest obecny. Nigdy nie jesteśmy pozbawieni Jego współczującej miłości. To nie Bóg trzyma
się z dala od nas, to my jesteśmy czasem nieobecni. Kontemplacyjne spojrzenie dostrzega ewangeliczne znaki w najprostszych wydarzeniach. Rozpoznaje Chrystusa nawet w człowieku
najbardziej opuszczonym. Odkrywa we wszechświecie promienne piękno stworzenia.
Wiele osób zadaje sobie pytanie: Czego Bóg ode mnie oczekuje? I właśnie wtedy, kiedy czytamy Ewangelię, zdołamy zrozumieć: Bóg prosi, żebyśmy w każdej sytuacji byli odblaskiem
Jego obecności; zachęca nas, abyśmy czynili pięknym życie tych, których nam powierzył. Kto stara się odpowiedzieć na Boże powołanie i wypełnić je całym swoim życiem, może modlić się tymi słowami:
„Duchu Święty, to prawda, że nikomu nie przychodzi łatwo przez całe życie dochować wierności swemu «tak», Ty jednak przychodzisz rozpalić we mnie ognisko światła. Rozjaśniasz
wątpliwości i wahania w chwilach, kiedy «tak» i «nie» ścierają się ze sobą. Duchu Święty, pomagasz mi godzić się z moimi
ograniczeniami. Jeśli coś we mnie jest słabego, przyjdź, aby to odmienić”. I oto doszliśmy do odważnego powiedzenia „tak”, które poprowadzi nas bardzo daleko. To
„tak” jest przejrzystą ufnością. To „tak” jest miłością większą niż wszystkie inne.
Chrystus jest komunią. Nie przybył na ziemię, by stworzyć jeszcze jedną religię, ale by wszystkim podarować komunię w sobie. Jego uczniowie zostali powołani, by stać się pokornym zaczynem
zaufania i pokoju wśród ludzi. W tej jedynej komunii, jaką jest Kościół, Bóg daje wszystko, by dojść do źródeł: Ewangelię, Eucharystię, pokój przebaczenia... I świętość
Chrystusa już nie jest nieosiągalna, jest przy nas, jest blisko. Cztery wieki po Chrystusie św. Augustyn, chrześcijanin mieszkający w Afryce, napisał: „Kochaj i powiedz to
swoim życiem”. Kiedy komunia między chrześcijanami jest życiem, a nie teorią, niesie promienną nadzieję. Więcej jeszcze: może ona być niezbędną podstawą w dążeniu do pokoju
światowego. Jakże więc chrześcijanie mogą jeszcze trwać przy swoich podziałach? Powołanie ekumeniczne przez wiele lat było bodźcem do ważnych rozmów. Są one zapowiedzią żywej komunii między chrześcijanami.
Komunia jest kamieniem probierczym. Rodzi się ona najpierw w samej głębi serca każdego chrześcijanina, w ciszy i miłości. W długiej historii chrześcijan zdarzało
się tak, że ich duże grupy któregoś dnia odkrywały, że są odłączone, czasami nawet nie wiedząc dlaczego. Dziś trzeba zrobić wszystko, żeby jak najwięcej chrześcijan, często nie ponoszących winy za podziały,
odkryło, że żyją w komunii. Niezliczona liczba osób pragnie pojednania, które sięga do głębi duszy. Pragną oni nieskończonej radości, którą jest: jedna miłość, jedno serce, jedna i ta
sama komunia. „Duchu Święty, przyjdź i złóż w naszych sercach pragnienie komunii, to Ty nas do niej prowadzisz”.
Wieczorem w dniu święta Paschy Jezus towarzyszył dwóm swoim uczniom, którzy szli do wioski Emaus. W tym momencie nie zdawali sobie oni sprawy, że to Jezus idzie z nimi.
My także przeżywamy takie okresy, kiedy nie udaje nam się dostrzec, że Chrystus przez Ducha Świętego jest tuż obok nas. Niestrudzenie nam towarzyszy. Rozjaśnia nasze dusze nieoczekiwanym światłem. I odkrywamy:
jeśli nawet są w nas jakieś ciemności, nade wszystko w każdym z nas w tajemniczy sposób On jest obecny.
Spróbujmy zapamiętać to, czego możemy być pewni! Co to takiego? Chrystus mówi do każdego człowieka: „Kocham cię miłością, która się nie skończy. Nigdy cię nie opuszczę. Przez Ducha Świętego
zawsze będę z tobą”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu