Dawni podróżnicy, przybijając do odkrywanych lądów, obdarowywali tubylców szklanymi paciorkami, lusterkami i innymi nic niewartymi przedmiotami. W zamian otrzymywali cenne dary,
a nawet złoto. Pozornie nikt nie tracił, a wręcz przeciwnie - wszyscy byli zadowoleni. Niestety, trochę później tubylcy z reguły bywali mniej zadowoleni, kiedy za odkrywcami
przybywali złodzieje w glorii urzędników, uprawiający rabunkową gospodarkę, wspieraną przez jaśnie oświecony aparat ucisku.
Z takimi szklanymi, kolorowymi paciorkami kojarzy mi się obecna kolorowa prasa polskojęzyczna dla kobiet i dla młodzieży. Zaciekawiony, przeglądnąłem niektóre tytuły i włos zjeżył
mi się na głowie. Całość prasy dla pań można streścić krótko. Otóż, po pierwsze, wszyscy dookoła to ludzie pełnego sukcesu, jeżdżący limuzynami, spędzający kilka razy w roku wczasy na antypodach.
Takie szare myszki, jak czytające gazetę, niemal nie istnieją. Reakcją, narastającą w miarę przeglądania kolejnych tytułów, musi być przeświadczenie o nieudanym własnym życiu, a przynajmniej
o okrutnej, nudnej szarzyźnie. Jak temu zaradzić? Ano najpierw kilkadziesiąt stron o najrozmaitszych kosmetykach. Wynik lektury jest oczywisty: szczęśliwa (czytaj: piękna) kobieta
to taka, u której pomiędzy skórą a atmosferą ziemską istnieje niezliczona ilość warstw i pokładów smarowideł, pudrów, toników, fluidów, sztyftów, szminek, kredek etc.
Na nałożenie tego potrzebuje około 12 razy więcej czasu niż na przygotowanie śniadania dzieciom (ach, te dzieci, już zaczęły przeszkadzać!), a wieczorem, zamiast jak człowiek umyć się wodą,
której na szczęście jeszcze w Polsce nie brakuje (ale nie mówmy hop!), potrzebuje mnóstwa kolejnych specyfików, droższych niż cały dziecka roczny zestaw książek do szkoły. Kiedy już, zgodnie
ze wskazówkami kolorowej prasy, wykupi pół drogerii, musi posiąść wiedzę, dlaczego nadal jest wokół szaro. Tu okazuje się, że aby mogła się realizować, powinna uwolnić się od męża i dzieci
i rozpocząć błyskotliwą karierę businesswoman lub też znaleźć spokojną i wygodną (czytaj: szmalowatą) przystań u boku supermana. Mężczyźni bowiem w tym kolorowym
świecie dzielą się z reguły na trzy kategorie: mężów o zwierzęcych instynktach, mężów wspaniałych (smoking, kasa, chata, fura, miejsce na pierwszej stronie gazet i na
ekranie TV - niestety, liczba takich mężów jest limitowana) i supermanów, którzy gdzieś są...
Żeby mamusia nie była osamotniona w czytelnictwie, kupi kilkunastoletniej córeczce stosowny kolorowy tytuł, no bo skąd dziecko ma się dowiedzieć, czym od rana ma się malować, jakie „zioła”
są na topie, jakie to toksyczne są wapniaki i jakie środki antykoncepcyjne ma zabrać na pierwszą randkę.
Nieletni synuś ze swojej kolorowej gazetki dowie się, jakimi brykami jeżdżą wszyscy na świecie (dlaczego on jeszcze takiej nie ma?), jak skutecznie poderwać dziewczynę i że szmal
leży na ulicy, a uczyć się to mogą tylko głupi.
Tatuś, jak wróci z pracy, nie będzie miał z kim pogadać, więc usiądzie przed telewizorem albo też kupi sobie kolorowy magazyn dla panów (niegrzecznych). I tak w rodzinnym
quasi-ciepełku rozwijać się będzie nowy, jedynie słuszny kolorowy światopogląd, a w duszach kwitnąć będzie żal straconego życia (praca - dom - praca - dom -...),
tęsknota za pięknym światem, który jest wszędzie, gdzie nas nie ma, i złość na otoczenie winne naszej zgryzoty.
Nie ma się co dziwić, że kiedy przyjdzie wybierać przy urnie, taki człowiek wybierze najgłupiej jak można, ślizgając się po wierzchu kolorowego lukru wyborczego (niebieskie oczka, przywróćmy normalność,
będzie lepiej...).
Niejeden czytelnik zastanowi się: Czemu facet pisze o mało ważnych czasopismach, kiedy tu Izrael grozi światu totalną wojną (wyniki sondażu unijnego!), rząd kolejnymi pomysłami dorzyna
Polskę, bezrobocie tragicznie wzrasta, stopa życiowa leci na łeb na szyję!? A może ja po prostu szukam korzeni głupoty?
Pomóż w rozwoju naszego portalu