
„Czy jesteś w pogoni, czy w ucieczce? Czy wyruszasz, by walczyć, czy dezerterujesz? Czy zdążasz gdzieś naprawdę, czy pędzisz donikąd?” - pytał zaśpieszonych przechodniów w najbardziej ruchliwym podziemnym przejściu w Warszawie jakiś dziwnie ubrany włóczęga. Nikt mu jednak nie odpowiadał. Ten i ów się odwracał, ktoś inny przyśpieszał kroku, a wreszcie ktoś brutalnie go odepchnął, krzycząc: „Jak nigdzie nie idziesz, to nie przeszkadzaj tym, co się śpieszą, i nie tamuj ruchu!”. Włóczęga siadł przy ścianie i patrzył na gorączkowo przepychający się tłum, jakby kompletnie nie rozumiał, co tu się dzieje. Był chyba obłąkany. Ale...on czy tłum?
Skąd te nasze ciągłe niepokoje, ruchliwość ciała, myśli, uczuć, a nawet związków z ludźmi? Skąd to poczucie, że nasze miejsce nie tu, ludzie nie ci, miłość nie ta, szczęście nie to? Skąd ten pęd za nie wiadomo czym i kim? Czy to tzw. nerwowe tempo życia, pośpiech, rosnące prędkości i możliwości? Czy to raczej nasze uciekanie, mądrze zwane eskapizmem? Iluż ludziom choćby samochód służy do tego, by uciec od domu, od ludzi, od miejsc nielubianych, od nudy, od bezruchu, od spraw nierozwiązanych, od nieładu wokół, ale i w sobie...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Ileż teraz ta cywilizacja proponuje nam form i sposobów ucieczki! Choćby tę mnogość znieczulaczy ułatwiających ucieczkę przed doznaniem rzeczywistości: seks jako ucieczkę przed miłością; włóczęgowską turystykę jako ucieczkę od siebie, z domu i miejsc nazbyt swojskich; rodzinne seriale, by uciec przed rodziną; pogańską boskość i ezoteryczne rytuały, by uciec przed Bogiem...
Uciekamy coraz szybciej, coraz dalej, coraz częściej... Może najchętniej w kosmos, zapomnienie, pustkę i nicość, nieistnienie... Najdziwniejsze jest jednak to, że goniąc jakoby za szczęściem, uciekamy przed nim.
Amerykański turysta widział kilka razy w Kalkucie jakiegoś straszliwie chudego, spalonego słońcem i zakurzonego człowieka, siedzącego przy drodze. Uwagę zwracał jednak wyraz jego twarzy: uśmiech taki, że trudno go zobaczyć w najlepszych reklamach. Tak cieszą się dzieci, mistycy i niektórzy szaleńcy. Ów turysta zagadnął siedzącego o to, czemu jest taki szczęśliwy, bo on - mający wszystko - takim być nie umie. Człowiek uśmiechnął się i powiedział: „Sekret bycia szczęśliwym nie tkwi na zewnątrz mnie, ale we mnie. To takie proste: kiedy siedzę - to siedzę; kiedy wstaję - to wstaję; a kiedy idę - to idę...”. Turysta pomyślał, że to jednak szaleniec. Ale rzucił jeszcze: „A ja to cóż innego robię?”. Człowiek na to: „Ty kiedy siedzisz - to już wstajesz; kiedy wstajesz - to już idziesz; a kiedy idziesz, to już chcesz być tam, gdzie zdążasz... Nigdy nie jesteś tam, gdzie jesteś... A jak możesz być szczęśliwym, gdy cię nie ma w tobie samym?”.
Uciekanie ma to do siebie, że dzieje się zwykle trochę na oślep i kiedyś może skończyć się rozbiciem, katastrofą... Albo zupełnym zagubieniem - zgubieniem siebie samego, swojej tożsamości, osobowości, celu... JAKŻE ZBAWIENNE JEST WTEDY WRÓCIĆ DO SIEBIE... NAWRÓCIĆ SIĘ... I BYĆ WSZYSTKIEMU PRZYWRÓCONYM... - SOBIE, LUDZIOM, BOGU... TAKŻE SZCZĘŚCIU... „Bo szczęścia się nie ma - szczęściem się jest”.