Z abp. Edwardem Nowakiem - sekretarzem Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, na temat procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II - rozmawia Włodzimierz Rędzioch
Włodzimierz Rędzioch: - 13 maja 2005 r. Benedykt XVI ogłosił w rzymskiej katedrze św. Jana na Lateranie dyspensę od wymogu prawa kanonicznego: nie trzeba będzie czekać 5 lat, by rozpocząć proces beatyfikacyjny Jana Pawła II. Ksiądz Arcybiskup był jednym z pierwszych, którzy wyrazili życzenie, by proces beatyfikacyjny zmarłego Papieża odbył się jak najszybciej. Czy Ksiądz Arcybiskup jest zadowolony z takiego obrotu wydarzeń?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Abp Edward Nowak: - Śledząc przebieg choroby i agonię Jana Pawła II, jego pogrzeb i reakcje ludzi na śmierć Papieża czułem, że trudno tu będzie respektować przewidziany prawem pięcioletni okres oczekiwania. Zachowanie ludzi przeszło moje oczekiwanie i wyobraźnię. Byłem tą reakcją wprost urzeczony. Podobne odczucia mieli biskupi, którzy podczas pogrzebu Jana Pawła II siedzieli obok mnie. Jeden z arcybiskupów zwrócił się do mnie ze słowami: „Jestem dumny, że jestem synem Kościoła katolickiego. Jestem dumny, że mieliśmy takiego Ojca”.
Dlatego w wywiadzie, którego udzieliłem 11 kwietnia br. Luigi Accatoliemu, włoskiemu watykaniście z dziennika Corriere della Sera, powiedziałem, że w moim odczuciu proces zacznie się bardzo szybko. Przemawia za tym żywiołowa i powszechna reakcja ludzi tutaj, w Rzymie, i na całym świecie. Oni właśnie najlepiej odczuli wielkość duchową i świętość zmarłego Papieża. Dyspensa ogłoszona przez Benedykta XVI, pozwalająca na rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II niecałe półtora miesiąca po jego śmierci, była dla mnie naprawdę zaskoczeniem. Zaskoczeniem bardzo miłym, bo wydarzenia potoczyły się tak, jak przewidywałem, jak dyktowało moje odczucie, a mówiąc wprost - moje serce.
- Reakcja niektórych mediów, również w Polsce, na wypowiedzi Księdza Arcybiskupa była krytyczna. Zarzucano Księdzu Arcybiskupowi, że - będąc sekretarzem Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, zapomniał Eminencja „na chwilę” o procedurach beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych…
Reklama
- Zarzuty te były co najmniej dziwne. Od ponad 15 lat zajmuję się tymi sprawami i przez moje ręce przeszło około tysiąca procesów beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych. Wypowiadając się na temat procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II, miałem na uwadze, oczywiście, obowiązujące dzisiaj ustawodawstwo kanoniczne, ale również perspektywę historyczną, tzn. ewolucję prawa kanonizacyjnego w ciągu wieków.
Wiemy z historii, że w pierwszym tysiącleciu w Kościele odbywały się kanonizacje biskupie, tzw. translatio et elevatio. Z czasem biskupi z powodu presji politycznych i środowiskowych oraz różnych nadużyć, sami zaczęli prosić papieży, by wzięli na siebie ten obowiązek. W końcu doszło do sytuacji, że jedynie papieże mogli zezwalać na kanonizacje. Nasza Kongregacja powstała w 1588 r., co oznacza, że przez 15 wieków historii Kościoła nie było jednolitych procedur, lecz tylko linie generalne postępowania. Wielu świętych, takich jak św. Franciszek, św. Antoni czy polski św. Stanisław, było kanonizowanych według innych procedur i nie umniejsza to bynajmniej ich świętości, nie kwestionuje się też ich kanonizacji. Mając na uwadze tę historyczną różnorodność procesów, sądziłem, że również w przypadku Jana Pawła II można by zastosować jakąś inną procedurę, zachowując, oczywiście, generalne wymagania kanoniczne w tym zakresie.
- Kard. Camillo Ruini, papieski wikariusz diecezji rzymskiej, wyznaczył postulatora procesu beatyfikacyjnego. Jaka będzie jego rola?
- Każdy proces ma swego promotora sprawy, powoda sprawy, to tzw. actor causae. W przypadku założyciela zgromadzenia zakonnego jest to z reguły sam zakon, w przypadku papieża, biskupa Rzymu, jest nim diecezja rzymska. Dlatego kard. Ruini zadeklarował, że diecezja, na czele której stoi, to actor causae w procesie Jana Pawła II. To on wyznaczył na postulatora ks. Sławomira Odera z diecezji toruńskiej, zdolnego, dobrego, młodego polskiego kapłana, który pracuje w wikariacie Rzymu jako wikariusz sądowy. Postulator odgrywa w każdym procesie zasadniczą rolę. Jest niejako jego „motorem”, jego „duszą”. Ma przygotować materiał do procesu, który następnie będzie się toczył przed trybunałem powołanym przez miejscowego biskupa. Najpierw ma sporządzić listę świadków i zebrać teksty drukowane, a później teksty prywatne, które wyszły spod pióra Jana Pawła II. Do powoda sprawy i do postulatora należy również obowiązek szerzenia znajomości i zachęcania do modlitwy prywatnej o łaski od Pana Boga za wstawiennictwem sługi Bożego.
- Czy znaczy to, że od „sprawności” postulatora będzie zależało, jak długo proces ten będzie trwał?
Reklama
- Na pewno sprawność postulatora odgrywa wielką rolę. Tempo jego pracy zależy w dużej mierze też od możliwości oraz od środków, które otrzyma do dyspozycji. Mając odpowiednie środki, postulator może powołać zespół lub zespoły pomocników czy specjalistów, których praca będzie przez niego koordynowana. To w znaczny sposób może skrócić okres przygotowania i przeprowadzenia procesu. W naszych czasach pracuje się w ekipach.
- Watykaniści dyskutują, czy byłoby możliwe uznanie Jana Pawła II za męczennika wiary, biorąc pod uwagę zamach na jego życie. W takim przypadku proces byłby o wiele szybszy, gdyż udowodnienie heroiczności cnót jest o wiele bardziej skomplikowane i „pracochłonne”. Jaka jest opinia Księdza Arcybiskupa na ten temat?
- Takie stawianie sprawy nie ma sensu. Męczenik to człowiek wierzący, który przelał krew, oddał życie, zginął za wiarę. Określamy to technicznie: effusio sanguinis in odium fidei vel virtutis cum ea connexa lub acceptatio voluntaria mortis in odium fidei vel virtutis (zob. Benedykt XIV). Męczennik musi oddać życie bądź w wyniku dokonania mordu na nim (effusio sanguinis), bądź w konsekwencji tortur i pobytu w więzieniu (ex aerumnis carceris) - jak określa klasyczna łacińska formuła.
Jednym słowem, uważam takie podejście za bezsensowne spekulacje dziennikarskie. Oczywiście, w sensie literackim można użyć takiego określenia, ale w żadnym wypadku w sensie ścisłym kanoniczno-prawnym.
- Ksiądz Arcybiskup wspomniał, że zadaniem postulatora jest przygotowanie listy świadków. W przypadku Jana Pawła II, osoby publicznej, która prowadziła nie tylko bardzo intensywną działalność duszpasterską, lecz także społeczną i polityczną, liczba świadków mogłaby być bardzo duża. Kogo więc należy powołać?
Reklama
- Chciałem wyjaśnić, że postulator proponuje listę świadków do powołania przed trybunałem, lecz to od trybunału zależy, kogo powoła do złożenia zeznań. Dla przykładu - gdyby postulator podał jako świadka Benedykta XVI, najprawdopodobniej trybunał odrzuciłby tę propozycję. Papież nie może być świadkiem w sprawie, w której sam jest sędzią, w której sam podejmuje decyzję.
Przedmiotem procesu nie jest działalność polityczna, społeczna czy nawet duszpasterska, lecz wewnętrzne życie człowieka i heroiczność jego cnót chrześcijańskich. W procesie nie musimy udowadniać, że ktoś odnosił sukcesy na jakimś polu swej działalności. Sam Chrystus był postrzegany przez współczesnych ludzi jako ktoś, kto poniósł klęskę, bo skończył swoje życie ukrzyżowany. Jan Paweł II w czasie beatyfikacji Piusa IX mówił, że wielu ludzi nie podzielało opcji politycznych tego papieża, który musiał być nie tylko Głową Kościoła powszechnego, lecz również kierował Państwem Kościelnym. Jego beatyfikacja była więc uznaniem tylko jego duchowości i jego świętości osobistej, a nie potwierdzeniem opcji politycznych.
Głównymi świadkami będą te osoby, które przez długi czas były świadkami duchowości kandydata na ołtarze. Przede wszystkim mają przytoczyć fakty, które będą świadczyć o heroiczności. Zasadniczy nacisk kładzie się na ostatni okres życia, kiedy kandydat osiągnął już pełną doskonałość swojej duchowości.
- Nie tylko Pius IX miał swych krytyków. Są ludzie, którzy również negatywnie postrzegali osobę i pontyfikat Jana Pawła II. Czy i tacy ludzi będą świadczyć w procesie?
- Do fundamentalnych wymagań procesu należy to, że powoływani są również świadkowie krytycznie nastawieni do kandydata na ołtarze. Chodzi o prawdę o kandydacie na ołtarze. Dlatego powinny też być rozpatrzone ewentualne zeznania krytyczne. Powtarzam jednak, że ocenie poddawana jest heroiczność cnót chrześcijańskich: wiara, nadzieja, miłość, roztropność, sprawiedliwość, umiarkowanie, męstwo itp. Fakt, że Jan Paweł II był krytykowany za stanowisko w sprawie „etyki seksualnej”, nie jest rzeczą negatywną, ponieważ chodzi tu o krytykę „postępowców” za obronę przez Jana Pawła II prawd ewangelicznych. Podobnie jest z oskarżeniami o „konserwatywność”. To może być argumentem na korzyść, gdyż Papież bronił zasad Chrystusa, a nie szedł za zmieniającymi się modami, które na drugi dzień już są inne. Wartości ewangeliczne są stałe i obowiązujące w każdej epoce.
- Mówiąc o procesie beatyfikacyjnym, trzeba również wskazać na rolę tzw. adwokata diabła. Kto to jest i jakie spełnia zadanie w procesie?
Reklama
- W starym prawodawstwie kanonicznym w odniesieniu do spraw beatyfikacyjnych „promotor wiary” był nazywany advocatus diaboli. Jego zadaniem było wyszukiwanie w aktach procesowych słabych punktów kandydata. One mogą rzucać cień na życie wewnętrzne i osobowość przyszłego świętego. Jest to rola konieczna i bardzo ważna, ponieważ pozwala rozwiać wiele wątpliwości dotyczących kandydata. Dokonywało się to przez dodatkowe badania czy zeznania świadków lub też nawet przez dodatkowy proces.
Obecnie funkcje te spełniają tzw. relatorzy. Ich zadaniem jest czuwać nad redakcją Positio, gdzie mają być przedstawione aspekty pozytywne, heroiczne osobowości kandydata na ołtarze oraz ewentualne negatywne wraz z pełnym i satysfakcjonującym wyjaśnieniem. W wielu przypadkach obecne aspekty mniej pozytywne kiedyś były postrzegane jako wprost heroiczne. To zadanie odpowiedniego przedstawienia i wyjaśnienia należy do relatora i do historyków.
- Przypieczętowaniem każdego procesu jest stwierdzenie cudu za wstawiennictwem sługi Bożego. Jeszcze za życia Jana Pawła II mówiło się o cudownych uzdrowieniach, dokonanych za jego wstawiennictwem. Czy tego typu przypadki będą brane pod uwagę?
Reklama
- Chciałem wyjaśnić, że stwierdzenie cudu nie jest „przypieczętowaniem” procesu, lecz koniecznym wymogiem w procesie. Celem procesu jest stwierdzenie heroiczności cnót i stwierdzenie cudu. Wynika to z chrześcijańskiego pojmowania świętości. Święty ma być przykładem życia dla wiernych ze względu na heroiczność cnót, a równocześnie jest także orędownikiem u Pana Boga w potrzebach swoich braci żyjących na ziemi. Dlatego istnieje wymóg udowodnienia cudu, dokonanego za jego wstawiennictwem. Chodzi o rolę wstawienniczą świętego przed Bożym Majestatem.
Orędownik to ktoś, kto jest już w niebie u Pana Boga. Dlatego brane są pod uwagę przypadki, które miały miejsce już po śmierci kandydata. Natomiast przypadki cudownych uzdrowień i innych łask otrzymywanych przez ludzi jeszcze za życia kandydata przyczyniają się do opinii o jego świętości, do opinii o tzw. znakach: fama sanctitatis, fama signorum.
Gdy biskupi przyjeżdżający ad limina do Ojca Świętego, do Stolicy Apostolskiej pytają mnie podczas wizyty w Kongregacji, kiedy powinni rozpoczynać proces beatyfikacyjny danego kandydata, mówię im, że są dwa kryteria kanoniczne, aby biskup mógł rozpocząć proces diecezjalny: fama sanctitatis i fama signorum, tzn. opinia ludzi o świętości danej osoby za życia, w momencie śmierci i po śmierci oraz znaki po śmierci - chodzi o cuda i łaski.
- Gdy używaliśmy słowa „proces”, odniosłem wrażenie, że Ksiądz Arcybiskup był jakby niezadowolony. Dlaczego?
- Chciałbym tu powiedzieć, że niechętnie używamy słowa „proces”. To słowo kojarzy się dzisiaj z rzeczywistością negatywną, kiedy ktoś popełnił jakieś przestępstwo i jest sądzony. W przypadku beatyfikacji czy kanonizacji chodzi o to, aby udowodnić rzeczywistość pozytywną - heroiczność w czynieniu dobra. Słowo „proces”, które używaliśmy w naszej rozmowie, oznacza „stopniowe postępowanie”, w języku łacińskim procedere. Obecnie chętniej mówimy o postępowaniu kanonicznym, o dochodzeniu kanonicznym, o badaniu kanonicznym, tzn. według norm prawa kanonicznego. Słowo „proces” jest przyjęte i powszechnie używane, dlatego używamy go w naszej rozmowie z powyższym jednak zastrzeżeniem.
- Papież Benedykt XVI ogłosił dyspensę w święto Matki Boskiej Fatimskiej i w rocznicę zamachu na Jana Pawła II. Czy to czysty przypadek?
- Jeżeli my, wierzący, jesteśmy przekonani, że Pan Bóg kieruje losami świata, to nic na ziemi nie jest czystym przypadkiem. Opatrzność Boża daje nam znaki, które powinniśmy umieć odczytywać. Są to tzw. znaki czasu. Dlatego uważam, że nie był to zbieg okoliczności, lecz znak Boży.
- Dziękuję za rozmowę.