Włodzimierz Rędzioch: - Ekscelencjo, mówi się często, że Kościół ma pewne problemy w przekazywaniu swojego nauczania. Większość informacji o Kościele i jego nauce w niekatolickich środkach społecznego przekazu, tzn. w zdecydowanej większości mediów, jest stronnicza i niepoprawna. Czy dostrzegacie ten problem?
Abp Angelo Amato: - To prawda, że w dzisiejszym świecie pojawił się problem przekazywania wiary zarówno wewnątrz Kościoła, jak i na zewnątrz. Orędzie ewangeliczne głoszone współcześnie pozostaje dobrą nowiną, która może przynieść szczęście i harmonię całej ludzkości oraz promocję każdej osoby ludzkiej i talentów, którymi Stworzyciel ją obdarzył. Dlatego jest konieczne, aby głosić je skutecznie i jak najlepiej.
- W Kościele katolickim autorytatywne interpretowanie słowa Bożego jest powierzone Nauczycielskiemu Urzędowi Kościoła (Magisterium Kościoła). Czy mógłby Ksiądz Arcybiskup wyjaśnić, co rozumiemy przez „Nauczycielski Urząd Kościoła”?
- Konstytucja soborowa o Objawieniu Bożym Dei verbum mówi: „Zadanie zaś autentycznego wyjaśniania słowa Bożego spisanego bądź przekazanego w Tradycji zostało powierzone samemu tylko żywemu Urzędowi Nauczycielskiemu Kościoła, który autorytatywnie działa w imieniu Jezusa Chrystusa. Ten Urząd Nauczycielski nie jest ponad słowem Bożym, lecz jemu służy, nauczając jedynie tego, co zostało przekazane” (n. 10). Jedynie Urząd Nauczycielski, którego podmiotem jest całe Kolegium Biskupów w jedności z Papieżem, jest upoważniony do autentycznego interpretowania słowa Bożego, w stosunku do którego ma poczwórny obowiązek: słuchać go, strzec, wiernie wykładać i przekazywać wiernym.
Magisterium Kościoła jest więc ściśle związane ze środkami przekazu, ponieważ jego zadaniem jest wierne interpretowanie i autorytatywne przekazywanie słowa Bożego.
- Aby przekazywać naukę Kościoła, potrzebne są więc z jednej strony środki przekazu, a z drugiej - otwartość wiernych na jej przyjęcie. Niestety, we współczesnym świecie - świecie relatywizmu, zwątpienia i medialnych manipulacji - aprobowanie nauki Kościoła przez wiernych nie zawsze jest oczywiste…
Reklama
- W dzisiejszym świecie mamy jeszcze do czynienia z otwartym prześladowaniem chrześcijan, którym odmawia się wolności wyznawania wiary, grożąc więzieniem lub śmiercią. W większości krajów jednak prawdziwymi przeszkodami w głoszeniu Ewangelii są: współczesna kultura, zwana postmodernistyczną, pewne osłabienie wśród wiernych - niestety, także wśród teolgów - poczucia „utożsamiania się z Kościołem (cum Ecclesia) oraz rozpowszechniona nieznajomość historii Kościoła i teologii. Wszystko to sprawia, że przyjmowanie nauczania Kościoła nie jest takie, jakie być powinno, lub jest wręcz odrzucane.
Pensiero debole (dosłownie: „słaba myśl, filozofia” - co oznacza osłabione zaufanie do zdolności poznawczych rozumu) współczesnej kultury postmodernistycznej odrzuca pensiero forte (dosłownie: „mocna myśl, filozofia”) Objawienia chrześcijańskiego. Dla przykładu: antropologii chrześcijańskiej, która postrzega mężczyznę i kobietę jako obraz Boga i uznaje ludzką egzystencję jako pielgrzymowanie, którego celem jest doskonałe zjednoczenie z Bogiem - Trójcą Świętą, przeciwstawia się kulturę nihilistyczną, relatywistyczną i biotechnologiczną, która dominuje na uniwersytetach i jest w sposób nachalny propagowana przez mass media, wywierając wielki wpływ na tzw. zwykłych ludzi.
- Ksiądz Arcybiskup mówi o „kulturze relatywistycznej, nihilistycznej, biotechnologicznej”, lecz zwykli ludzie nie zawsze rozumieją te pojęcia.
Reklama
- Kultura nihilistyczna uznaje człowieka za zamkniętego w sobie osobnika, którego życie, bez wartości i celu, miałoby być jedynie kroczeniem ku nicości. Dla takiego człowieka, bez tożsamości i celu, orędzie chrześcijańskie byłoby propozycją nie do przyjęcia.
Niejako na drugim biegunie mamy kulturę relatywistyczną. Oferuje ona człowiekowi niezliczony wachlarz propozycji i „sensownych” rozwiązań, ale ta różnorodność propozycji idzie w parze z ich słabością, jako że relatywizm jest radykalnym odejściem od prawdy i dobra. Postawę relatywistyczną cechuje negowanie istnienia prawdy, którą uznaje się jedynie za nieuchwytną mrzonkę. Najważniejsza jest opinia, a co za tym idzie - to, co jest prawdziwe dla jednych, nie byłoby prawdziwe dla innych; to, co jest prawdziwe dzisiaj, nie byłoby prawdziwe w przyszłości. Człowiek nie byłby zatem w stanie posiąść prawdy, lecz miałby do dyspozycji tysiące opinii, włącznie ze swoją.
Jeżeli chodzi o pojęcie „kultura biotechnologiczna”, to trzeba zwrócić uwagę, że od pewnego czasu jesteśmy świadkami prawdziwej rewolucji biotechnologicznej, tzn. związanej z żywymi organizmami, z człowiekiem włącznie. Konsekwencją kulturalną tego gwałtownego rozwoju techniki zastosowanej do procesów życiowych jest: zastąpienie solidnej idei niezmienności natury istoty ludzkiej, stworzonej przez Boga, ideą istoty ludzkiej, która jest wytworem biotechnologii, a zatem, którą można manipulować. W konsekwencji takiego myślenia uważa się, że to, co można „zrobić”, można również „zniszczyć”. Jeżeli człowiek staje się czymś w rodzaju maszyny - similmacchina, zaczynamy podziwiać moc maszyny, zapominając o wszechmocy Boga. Gdy pojawiają się tego typu wypaczenia antropologiczne, mamy obowiązek przypominać, że człowiek jest osobą i obrazem Boga. Nauka, która neguje ludzką naturę człowieka, chce „wytwarzać” człowieka, który byłby jedynie produktem i materiałem biologicznym.
- Problem w tym, że dziś wielu ludzi pokłada swe nadzieje jedynie w nauce i chce, aby nauka rozwiązała wszystkie problemy człowieka, bez uwzględnienia religijnego aspektu naszej egzystencji...
- Kiedy usunie się aspekt religijny z naszego życia, pojęcie „życie” zostaje zredukowane. Takie życie miałoby być jedynie egzystencją biologiczną, bez żadnego głębszego znaczenia i wartości, która ograniczałaby się do zwykłego funkcjonowania organów ludzkich. Człowiek zostaje więc zredukowany do materiału biologicznego. Abp Ignazio Sanna z Oristano stwierdził: „Jeżeli człowieka traktuje się jako «produkt» biologiczny, każdy może nim manipulować, gdyż przestaje być nienaruszalny; natomiast gdy jest traktowany jako osoba, pozostaje misterium, które wszyscy muszą respektować w jego transcendencji”.
- Kultura postmodernistyczna, opisana przez Księdza Arcybiskupa, podbiła Zachód niewątpliwie dzięki propagującym ją środkom społecznego przekazu, które skutecznie piorą mózgi zwykłych ludzi. Nie wydaje się Księdzu Arcybiskupowi, że reakcja wiernych na te niepokojące tendencje kulturalne nie była dostateczna?
Reklama
- Niestety, należy odnotować wielkie ubóstwo kulturalne większości chrześcijan, którzy nie potrafią zająć zdecydowanego stanowiska w sytuacji wymagającej obrony prawd ewangelicznych. Inaczej nie da się wytłumaczyć sukcesu agresywnie antychrześcijańskiej powieści, jaką jest Kod Leonarda da Vinci, pełnej oszczerstw, obelg oraz błędów historycznych i teologicznych dotyczących Jezusa, Ewangelii i Kościoła. Gdyby tego typu oszczerstwa, obelgi i błędy dotyczyły Koranu, Buddy czy holokaustu, cały świat potępiłby je i nie obyłoby się bez protestów i zamieszek. Zniesławianie Kościoła natomiast nie niesie za sobą żadnego ryzyka, a wprost przeciwnie - może być rentowne i przynosić korzyści materialne.
- Można sobie tylko wyobrazić, co by się stało, gdyby jakaś instytucja żydowska lub islamska została przedstawiona w powieści tak jak Opus Dei, tzn. jako zbrodnicza organizacja…
Co zatem należy czynić, by zahamować proces utraty tożsamości katolickiej przez wiernych?
- To wielkie wyzwanie dla Kościoła, dla duszpasterzy i wszystkich wiernych. Ojciec Święty dał Kościołowi Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego - księgę dwóch Papieży (Jan Paweł II chciał, by powstało kompendium, a Benedykt XVI to zrealizował). Kompendium jest syntezą naszej wiary wyznawanej (Credo), celebrowanej (sakramenty), przeżywanej (przykazania) i wiary, która staje się modlitwą (modlitwa Ojcze nasz). Był to pierwszy cenny dar Magisterium Benedykta XVI, wielkiego teologa, lecz także mądrego duszpasterza i wybitnego katechety.
- Problem w tym, że potężne siły antykatolickie czynią wszystko, aby osłabić moralny prestiż Kościoła, jego biskupów i księży (ostatnio daje się to zauważyć szczególnie w Polsce). To sprawia, że pojawiają się problemy w przekazywaniu Magisterium również wewnątrz Kościoła…
- To prawda. Oprócz wspomnianych zewnętrznych wyzwań kulturalnych, Kościół musi stawić czoło wyzwaniu wewnętrznemu, którym jest osłabienie wśród wiernych poczucia więzi z Kościołem, co święci nazywali amare Ecclesiam et sentire cum Ecclesia (kochać Kościół i czuć z Kościołem). Magisterium, zamiast być uważane jako przekaz prawdy Bożej o człowieku i zbawieniu, często postrzegane jest jako zwykła opinia i bywa ignorowane, zwalczane czy odrzucane. Zdarza się, że wiernym brakuje posłuszeństwa wierze i zaufania w skuteczność słowa Bożego w oświecaniu życia każdego człowieka i całego społeczeństwa. Własną opinię stawia się ponad prawdę Boga. Widać to wyraźnie w czasie dyskusji telewizyjnych, w których bierze udział wielu uczestników, wśród nich również kapłan. Opinia księdza katolickiego - chociaż prawdę mówiąc wolałbym, by w tego typu debatach uczestniczyli kompetentni i dobrze przygotowani świeccy - jest traktowana jak każda inna, ponieważ celem tego typu programów nie jest poszukiwanie prawdy, lecz głoszenie opinii bez ich odpowiedniej oceny.
Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii
Drodzy Bracia i Siostry,
Jednym z największych mistrzów średniowiecznej teologii jest św. Albert Wielki. Tytuł „wielki” („magnus”), z jakim przeszedł on do historii, wskazuje na bogactwo i głębię jego nauczania, które połączył ze świętością życia. Już jemu współcześni nie wahali się przyznawać mu wspaniałych tytułów; jeden z jego uczniów, Ulryk ze Strasburga, nazwał go „zdumieniem i cudem naszej epoki”.
Urodził się w Niemczech na początku XIII wieku i w bardzo młodym wieku udał się do Włoch, do Padwy, gdzie mieścił się jeden z najsłynniejszych uniwersytetów w średniowieczu. Poświęcił się studiom „sztuk wyzwolonych”: gramatyki, retoryki, dialektyki, arytmetyki, geometrii, astronomii i muzyki, tj. ogólnej kultury, przejawiając swoje typowe zainteresowanie naukami przyrodniczymi, które miały się stać niebawem ulubionym polem jego specjalizacji. Podczas pobytu w Padwie uczęszczał do kościoła Dominikanów, do których dołączył później, składając tam śluby zakonne. Źródła hagiograficzne pozwalają się domyślać, że Albert stopniowo dojrzewał do tej decyzji. Mocna relacja z Bogiem, przykład świętości braci dominikanów, słuchanie kazań bł. Jordana z Saksonii, następcy św. Dominika w przewodzeniu Zakonowi Kaznodziejskiemu, to czynniki decydujące o rozwianiu wszelkich wątpliwości i przezwyciężeniu także oporu rodziny. Często w latach młodości Bóg mówi do nas i wskazuje plan naszego życia. Jak dla Alberta, także dla nas wszystkich modlitwa osobista, ożywiana słowem Bożym, przystępowanie do sakramentów i kierownictwo duchowe oświeconych mężów są narzędziami służącymi odkryciu głosu Boga i pójściu za nim. Habit zakonny otrzymał z rąk bł. Jordana z Saksonii.
Po święceniach kapłańskich przełożeni skierowali go do nauczania w różnych ośrodkach studiów teologicznych przy klasztorach Ojców Dominikanów. Błyskotliwość intelektualna pozwoliła mu doskonalić studium teologii na najsłynniejszym uniwersytecie tamtych czasów - w Paryżu. Św. Albert rozpoczął wówczas tę niezwykłą działalność pisarską, którą miał odtąd prowadzić przez całe życie.
Powierzano mu ważne zadania. W 1248 r. został oddelegowany do zorganizowania studium teologii w Kolonii - jednym z najważniejszych ośrodków Niemiec, gdzie wielokrotnie mieszkał i która stała się jego przybranym miastem. Z Paryża przywiózł ze sobą do Kolonii swego wyjątkowego ucznia, Tomasza z Akwinu. Już sam fakt, że był nauczycielem św. Tomasza, byłby zasługą wystarczającą, aby żywić głęboki podziw dla św. Alberta. Między obu tymi wielkimi teologami zawiązały się stosunki oparte na wzajemnym szacunki i przyjaźni - zaletach ludzkich bardzo przydatnych w rozwoju nauki. W 1254 r. Albert został wybrany na przełożonego „Prowincji Teutońskiej”, czyli niemieckiej, dominikanów, która obejmowała wspólnoty rozsiane na rozległym obszarze Europy Środkowej i Północnej. Wyróżniał się gorliwością, z jaką pełnił tę posługę, odwiedzając wspólnoty i wzywając nieustannie braci do wierności św. Dominikowi, jego nauczaniu i przykładom.
Jego przymioty i zdolności nie uszły uwadze ówczesnego papieża Aleksandra IV, który zapragnął, by Albert towarzyszył mu przez jakiś czas w Anagni - dokąd papieże udawali się często - w samym Rzymie i w Viterbo, aby zasięgać jego rad w sprawach teologii. Tenże papież mianował go biskupem Ratyzbony - wielkiej i sławnej diecezji, która jednak przeżywała trudne chwile. Od 1260 do 1262 r. Albert pełnił tę posługę z niestrudzonym oddaniem, przywracając pokój i zgodę w mieście, reorganizując parafie i klasztory oraz nadając nowy bodziec działalności charytatywnej.
W latach 1263-64 Albert głosił kazania w Niemczech i Czechach na życzenie Urbana IV, po czym wrócił do Kolonii, aby podjąć na nowo swoją misję nauczyciela, uczonego i pisarza. Będąc człowiekiem modlitwy, nauki i miłości, cieszył się wielkim autorytetem, gdy wypowiadał się z okazji różnych wydarzeń w Kościele i społeczeństwie swoich czasów: był przede wszystkim mężem pojednania i pokoju w Kolonii, gdzie doszło do poważnego konfliktu arcybiskupa z instytucjami miasta; nie oszczędzał się podczas II Soboru Lyońskiego, zwołanego w 1274 r. przez Grzegorza X, by doprowadzić do unii Kościołów łacińskiego i greckiego po podziale w wyniku wielkiej schizmy wschodniej z 1054 r.;
wyjaśnił myśl Tomasza z Akwinu, która stała się przedmiotem całkowicie nieuzasadnionych zastrzeżeń, a nawet oskarżeń.
Zmarł w swej celi w klasztorze Świętego Krzyża w Kolonii w 1280 r. i bardzo szybko czczony był przez swoich współbraci. Kościół beatyfikował go w 1622 r., zaś kanonizacja miała miejsce w 1931 r., gdy papież Pius XI ogłosił go doktorem Kościoła. Było to uznanie dla tego wielkiego męża Bożego i wybitnego uczonego nie tylko w dziedzinie prawd wiary, ale i w wielu innych dziedzinach wiedzy; patrząc na tytuły jego licznych dzieł, zdajemy sobie sprawę z tego, że jego kultura miała w sobie coś z cudu, i że jego encyklopedyczne zainteresowania skłoniły go do zajęcia się nie tylko filozofią i teologią, jak wielu mu współczesnych, ale także wszelkimi innymi, znanymi wówczas dyscyplinami, od fizyki po chemię, od astronomii po mineralogię, od botaniki po zoologię. Z tego też powodu Pius XII ogłosił go patronem uczonych w zakresie nauk przyrodniczych i jest on też nazywany „Doctor universalis” - właśnie ze względu na rozległość swoich zainteresowań i swojej wiedzy.
Niewątpliwie metody naukowe stosowane przez św. Alberta Wielkiego nie są takie jak te, które miały się przyjąć w późniejszych stuleciach. Polegały po prostu na obserwacji, opisie i klasyfikacji badanych zjawisk, w ten sposób jednak otworzył on drzwi dla przyszłych prac.
Św. Albert może nas wiele jeszcze nauczyć. Przede wszystkim pokazuje, że między wiarą a nauką nie ma sprzeczności, mimo pewnych epizodów, świadczących o nieporozumieniach, jakie odnotowano w historii. Człowiek wiary i modlitwy, jakim był św. Albert Wielki, może spokojnie uprawiać nauki przyrodnicze i czynić postępy w poznawaniu mikro- i makrokosmosu, odkrywając prawa właściwe materii, gdyż wszystko to przyczynia się do podsycania pragnienia i miłości do Boga. Biblia mówi nam o stworzeniu jako pierwszym języku, w którym Bóg, będący najwyższą inteligencją i Logosem, objawia nam coś o sobie. Księga Mądrości np. stwierdza, że zjawiska przyrody, obdarzone wielkością i pięknem, są niczym dzieła artysty, przez które, w podobny sposób, możemy poznać Autora stworzenia (por. Mdr 13, 5). Uciekając się do porównania klasycznego w średniowieczu i odrodzeniu, można porównać świat przyrody do księgi napisanej przez Boga, którą czytamy, opierając się na różnych sposobach postrzegania nauk (por. Przemówienie do uczestników plenarnego posiedzenia Papieskiej Akademii Nauk, 31 października 2008 r.). Iluż bowiem uczonych, krocząc śladami św. Alberta Wielkiego, prowadziło swe badania, czerpiąc natchnienie ze zdumienia i wdzięczności w obliczu świata, który ich oczom - naukowców i wierzących - jawił się i jawi jako dobre dzieło mądrego i miłującego Stwórcy! Badanie naukowe przekształca się wówczas w hymn chwały. Zrozumiał to doskonale wielki astrofizyk naszych czasów, którego proces beatyfikacyjny się rozpoczął, Enrico Medi, gdy napisał: „O, wy, tajemnicze galaktyki... widzę was, obliczam was, poznaję i odkrywam was, zgłębiam was i gromadzę. Z was czerpię światło i czynię zeń naukę, wykonuję ruch i czynię zeń mądrość, biorę iskrzenie się kolorów i czynię zeń poezję; biorę was, gwiazdy, w swe ręce i drżąc w jedności mego jestestwa, unoszę was ponad was same, i w modlitwie składam was Stwórcy, którego tylko za moją sprawą wy, gwiazdy, możecie wielbić” („Dzieła”. „Hymn ku czci dzieła stworzenia”).
Św. Albert Wielki przypomina nam, że między nauką a wiarą istnieje przyjaźń, i że ludzie nauki mogą przebyć, dzięki swemu powołaniu do poznawania przyrody, prawdziwą i fascynującą drogę świętości.
Jego niezwykłe otwarcie umysłu przejawia się także w działalności kulturalnej, którą podjął z powodzeniem, a mianowicie w przyjęciu i dowartościowaniu myśli Arystotelesa. W czasach św. Alberta szerzyła się bowiem znajomość licznych dzieł tego filozofa greckiego, żyjącego w IV wieku przed Chrystusem, zwłaszcza w dziedzinie etyki i metafizyki. Ukazywały one siłę rozumu, wyjaśniały w sposób jasny i przejrzysty sens i strukturę rzeczywistości, jej zrozumiałość, wartość i cel ludzkich czynów. Św. Albert Wielki otworzył drzwi pełnej recepcji filozofii Arystotelesa w średniowiecznej filozofii i teologii, recepcji opracowanej potem w sposób ostateczny przez św. Tomasza. Owa recepcja filozofii, powiedzmy pogańskiej i przedchrześcijańskiej, oznaczała prawdziwą rewolucję kulturalną w tamtych czasach. Wielu myślicieli chrześcijańskich lękało się bowiem filozofii Arystotelesa, filozofii niechrześcijańskiej, przede wszystkim dlatego, że prezentowana przez swych komentatorów arabskich, interpretowana była tak, by wydać się, przynajmniej w niektórych punktach, jako całkowicie nie do pogodzenia z wiarą chrześcijańską. Pojawiał się zatem dylemat: czy wiara i rozum są w sprzeczności z sobą, czy nie?
Na tym polega jedna z wielkich zasług św. Alberta: zgodnie z wymogami naukowymi poznawał dzieła Arystotelesa, przekonany, że wszystko to, co jest rzeczywiście racjonalne, jest do pogodzenia z wiarą objawioną w Piśmie Świętym. Innymi słowy, św. Albert Wielki przyczynił się w ten sposób do stworzenia filozofii samodzielnej, różnej od teologii i połączonej z nią wyłącznie przez jedność prawdy. Tak narodziło się w XIII wieku wyraźne rozróżnienie między tymi dwiema gałęziami wiedzy - filozofią a teologią - które we wzajemnym dialogu współpracują zgodnie w odkrywaniu prawdziwego powołania człowieka, spragnionego prawdy i błogosławieństwa: i to przede wszystkim teologia, określona przez św. Alberta jako „nauka afektywna”, jest tą, która wskazuje człowiekowi jego powołanie do wiecznej radości, radości, która wypływa z pełnego przylgnięcia do prawdy.
Św. Albert Wielki potrafił przekazać te pojęcia w sposób prosty i zrozumiały. Prawdziwy syn św. Dominika głosił chętnie kazania ludowi Bożemu, który zdobywał swym słowem i przykładem swego życia.
Drodzy Bracia i Siostry, prośmy Pana, aby nie zabrakło nigdy w Kościele świętym uczonych, pobożnych i mądrych teologów jak św. Albert Wielki, i aby pomógł on każdemu z nas utożsamiać się z „formułą świętości”, którą realizował w swoim życiu: „Chcieć tego wszystkiego, czego ja chcę dla chwały Boga, jak Bóg chce dla swej chwały tego wszystkiego, czego On chce”, tzn. aby upodabniać się coraz bardziej do woli Boga, aby chcieć i czynić jedynie i zawsze to wszystko dla Jego chwały.
Zakończyła się konferencja naukowa „Nie ma większej miłości. Męczeństwo i ofiara z życia”, zorganizowana przez Dykasterię Spraw Kanonizacyjnych w Instytucie Patrystycznym Augustinianum. Prefekt Dykasterii kard. Marcello Semeraro zwrócił uwagę na to, że liczba chrześcijańskich męczenników nie odpowiada liczbie beatyfikowanych lub kanonizowanych, a następnie przypomniał m.in. postać Akasha Bashira, młodego Pakistańczyka, który powstrzymał zamachowca samobójcę i sam został zabity.
Podczas sesji odbywających się w ramach konferencji „Nie ma większej miłości. Męczeństwo i ofiara z życia”, która odbywała się od 11 do 13 listopada w Instytucie Patrystycznym Augustinianum w Rzymie, pojawiło się wiele historii męczenników. Kard. Marcello Semeraro, podsumowując wszystkie sesje, podkreślił przede wszystkim, że „męczennicy nie byli i nie są bohaterami, którzy nie odczuwają strachu, cierpienia, paniki, przerażenia, bólu fizycznego i psychicznego”. Powiedział również, że „liczba męczenników chrześcijańskich wcale nie odpowiada liczbie beatyfikowanych lub kanonizowanych” i „jest cały, wielki lud męczenników”, również dlatego, że „z męczenników wyrastają chrześcijanie, ale z chrześcijan wyrastają męczennicy”.
Z okazji zbliżającego się Roku Świętego 2025 papież Franciszek wystosował list do rzymskiego duchowieństwa i wspólnot zakonnych, w którym prosi, aby wszyscy, którzy są właścicielami nieruchomości wnieśli wkład w powstrzymanie kryzysu mieszkaniowego w Wiecznym Mieście.
Papież przypomina, że już w bulli ogłaszającej Jubileusz wzywał wszystkich, by byli namacalnymi znakami nadziei dla tych którzy żyją w trudnej sytuacji. Boża miłość posługuje się bowiem naszą miłością, a dobro wspólne wyraża się w trzech nienaruszalnych prawach: do ziemi, do domu i do pracy.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.