Państwo Środka dopina na ostatni guzik olimpijskie przygotowania. Wielokrotnie już o nich pisałem w ramach tej sportowej rubryki. Dotyczą one zarówno działalności związanej z przygotowaniem wielorakiej i wielofunkcyjnej infrastruktury, jak również samych sportowców, którzy chcą się jak najlepiej zaprezentować przed własną publicznością. Oczywiście, od lat wiadomo, że chiński rządowy reżim stara się kontrolować praktycznie każdą dziedzinę życia, włączając w to także sprawy związane z wyznawaną religią. Dlatego też z pewnością nie da się obecnie jasno oddzielić w tym kraju polityki od sportu.
Władze nie są również w stanie ukryć tych działań, które prowadzą do łamania elementarnych praw człowieka. Co prawda, jak często słyszę i czytam, nie tylko Europejczycy wracający z wypraw do Chin są zazwyczaj bardzo zadowoleni i raczej nie dostrzegają skutków tamtejszego totalitaryzmu. Dzieje się tak jednak tylko dlatego, że turystom w tym niedemokratycznym państwie pokazuje się wyłącznie to, co się chce pokazać. Prawdę zaś skrzętnie zasłania się maską wyreżyserowanych gestów. Władzom zależy bowiem bardzo, aby za parę miesięcy pokazać reszcie ludzkości (nie zapominajmy, że ponad 1/6 Ziemian to Chińczycy) potęgę swej cywilizacji, kultury, gospodarki oraz sportu.
Nie chciałbym za wiele pisać o polityce. Niemniej nie jest to możliwe w tym przypadku. Niestety, przyznanie swego czasu prawa organizacji letniej olimpiady właśnie Chinom w jakimś sensie było z pewnością decyzją polityczną. Nie zapominajmy, że jest to od lat najbardziej dynamicznie rozwijający się kraj. Praktycznie po USA jest obecnie drugą gospodarczą potęgą globu. Cały świat zabiega o lukratywne chińskie kontrakty. W sklepach zaś co rusz spotykamy tanie (niejednokrotnie słabej jakości) produkty opatrzone metką: „Made in China”. Obecnie każdy kraj musi się liczyć z Państwem Środka, które nie tylko jest mocarstwem atomowym, lecz również zdolnym do eksploracji przestrzeni kosmicznej. Ekonomiści zaś zwracają uwagę, że np. uwolnienie kolosalnych nadwyżek budżetowych wypracowanych przez Chińczyków mogłoby doprowadzić do zapaści finansowej praktycznie na każdym kontynencie.
Nie ma zatem takiej możliwości, aby tegoroczne igrzyska się nie odbyły (chyba, że świat spotka jakiś kataklizm). Nie dojdzie też do ich sportowego bojkotu. Świat przecież w niektórych swoich aspektach uległ diametralnym zmianom od czasu moskiewskiej olimpiady. Bez wątpienia należy potępić nagminne łamanie praw człowieka w Chinach. Być może nawet trzeba, aby sami sportowcy w jakiś sposób to zamanifestowali już tam na miejscu. Na pewno niedorzecznością byłoby zakazywanie im brania udziału w zawodach. Nie po to bowiem przygotowywali się przez cztery lata, aby teraz zniweczyć trud treningów. Nie jest też wykluczone, że szczytne ideały olimpijskie związane z wolnością, równością, braterstwem, zdrowym współzawodnictwem i międzynarodową solidarnością w jakiejś formie zagoszczą na stałe w sercu Azji.
Niestety, w dzisiejszych czasach totalnej globalizacji nie da się oddzielić sportu nie tylko od polityki, ale również od gospodarki kierowanej zazwyczaj przez potężne prywatne korporacje. Można powiedzieć, że różne - wydawałoby się czasem zupełnie do siebie niepasujące - dziedziny życia tworzą we współczesnym świecie swoisty system naczyń połączonych. Oddziałują one na siebie tak silnie, że niejednokrotnie są od siebie organicznie uzależnione. Zlikwidowanie jednej może prowadzić do unicestwienia drugiej. Sądzę zatem, że w przypadku ewentualnego bojkotu chińskich igrzysk trzeba zachować wielki dystans. Rozsądek zaś musi wziąć górę nad emocjami w myśl porzekadła o niewylewaniu dziecka z kąpielą.
Jakkolwiek będzie, zanosi się na to, że latem staniemy się świadkami wielkiego sportowego wydarzenia, kiedy to zawodnicy będą rywalizować zgodnie z zasadą fair play. W tle zaś tych zmagań będzie pojawiał się świat wielkiej polityki i spraw z nią związanych.
Kontakt:
Pomóż w rozwoju naszego portalu