Na całym świecie wspaniałą pracę wykonują tysiące misjonarzy. Najwięcej z nich pochodzi ze starych, chrześcijańskich krajów. Problem w tym, że są coraz starsi, a następców nie widać. Kanadyjski dziennik „The Vancouver Sun” rozmawiał z trójką misjonarzy z Quebecu, pracujących już kilkadziesiąt lat w Peru. Oni najbardziej wyczekują następców.
Brat Leonard Rego ma 65 lat. Należy do Zgromadzenia Oblatów. Pracuje w Ameryce Południowej 35 lat. Jak każdy misjonarz, jest bardzo oddany swojej pracy. Prowadzi centrum duszpasterskie dla rodzin i młodzieży. Mimo niepokojących sygnałów wierzy, że na jego miejsce przyjdą następcy i idea oddania swojego życia najbiedniejszym tego świata nie odejdzie w zapomnienie.
62-letnia siostra Marie Luce Lacoste z Kanady także dostrzega zagubienie wartości w bogatych społeczeństwach Północy, z których sama pochodzi. - A potrzeby nadal są duże. Misjonarze są niezbędni - podkreśla. Niedobory zapełniają świeccy, którzy przyjeżdżają do pracy na kilka miesięcy albo kilka lat, wracając później do swojego życia. Pojawiają się także coraz częściej ludzie z krajów o niewielkiej tradycji chrześcijańskiej. Dlaczego coraz mniej powołań misyjnych pochodzi z krajów bogatej Północy? Misjonarze nie mają wątpliwości. To kwestia wiary.
(pr)
Pomóż w rozwoju naszego portalu