Powierzono mi zadanie dokonania pewnego rodzaju podsumowania dotychczasowych owoców trwającego wciąż Roku św. Pawła, ogłoszonego przez Ojca Świętego Benedykta XVI. I zaraz na początku muszę wyznać, że jestem zakłopotany tym zadaniem, bo - według mnie - wykonać je może tylko wytrawny biblista, jak to od dłuższego czasu czynią ks. prof. Waldemar Chrostowski czy ks. prof. Michał Bednarz. Ja mogę próbować tego dokonać z pozycji teologa, wierzącego teologa, a więc nie tak dogłębnie, jak może to uczynić wprawny biblista.
Spróbuję więc podejść do tematu w trzech następujących punktach:
1. Szaweł przemieniony w Pawła; wróg Chrystusa - Jego apostołem
2. Komentator tajemnicy Chrystusa i Jego zbawczego dzieła
3. Żarliwy Apostoł Narodów.
Szaweł przemieniony w Pawła
Reklama
Chciałbym rozpocząć od faktu ogromnej wagi, jakim było ogłoszenie Roku św. Pawła. Na dobrą sprawę, był św. Paweł dotąd ważnym „Znajomym” chrześcijaństwa, ale i wielkim „Nieznajomym” dla zwyczajnych wiernych. Teraz, po upływie kilku miesięcy, ukazał się w aureoli geniusza, znawcy Boga, Jego Wcielonego Syna, Odkupiciela człowieka, żarliwego głosiciela Jego orędzia na ogromnych obszarach ówczesnego świata, a wreszcie świętego Apostoła i Męczennika.
Na pierwszy plan chciałbym jednak wysunąć to, co kryje się w tytułowym zdaniu: „Szaweł staje się Pawłem”. A to dokonało się na drodze do Damaszku, dokąd zmierzał, aby prześladować tych, którzy przyjęli Chrystusa. To ten Chrystus, przecinając jego drogę, zawrócił go na niej i skierował w odwrotnym kierunku, czyniąc go równym Piotrowi, Jakubowi i pozostałym z Dwunastu. Była jednak między nimi jedna zasadnicza różnica. Oni stawali się Apostołami przez parę lat, słuchając i podążając za Chrystusem, by na końcu usłyszeć: „Wy jesteście moimi świadkami… aż po krańce ziemi” (por. Dz 1, 8). Paweł zaś godność „Jego świadka” otrzymał w tym dramatycznym wydarzeniu spod Damaszku, w blasku ujawniającego się Chrystusa, przyprawiającym go o czasową ślepotę, i w trwającym lata trudzie wnikania w głębię tajemnicy Chrystusa oraz w bogactwo Jego zbawczych dokonań.
To wszystko dziwne, wielkie i jedyne w swoim rodzaju wyniosło Pawła do roli autentycznego Apostoła, do grona Dwunastu, na których Jezus zbudował Kościół i którym powierzył skarby Bożego objawienia. Paweł ma tego jasną świadomość i będzie walczył z tymi, którzy będą podawać to w wątpliwość. Przede wszystkim jednak spala się w żarliwej i krańcowo trudnej pracy apostolskiej, do której czuje się powołany i zobowiązany. A jakżeż szeroko zakrojony był obszar tej heroicznej pracy! Paweł przemierzał wyboiste szlaki ówczesnego świata w głodzie, chłodzie, niebezpieczeństwie, na ziemi i na morzu (por. 2 Kor 11, 16-36). Poruszające do głębi są rozdziały 10-12 Drugiego Listu do Koryntian, w których Apostoł broni swojej godności apostoła, dramatycznie malując ogrom swojej pracy, uciążliwego trudu swoich apostolskich wysiłków.
Rdzeniem jednak tej fundamentalnej przemiany z Szawła w Pawła była radykalna transformacja wizji Boga. Jako zagorzały Izraelita, przed historią pod Damaszkiem był z gruntu monoteistą, ale ten monoteizm w najgłębszym przekonaniu polegał na tym, że Jeden Bóg w swoim najgłębszym „esse” jest Sam, chciałoby się powiedzieć - Odosobniony. To jedno, ale za tym poszło drugie. Ten tak bardzo Jeden Bóg miał swoiste oblicze: był potężnym i surowym Stwórcą, określanym imieniem Jahwe Sabaoth. Postawą właściwą dla człowieka, mającego skromny status bycia stworzeniem, była postawa absolutnego wiernopoddaństwa, lęku i zrodzonej z nich czci i uwielbienia. Tak wierzyli Żydzi - tak też widział Boga Szaweł. A na dodatek on sam, Szaweł, był żarliwym zelotą sprawy surowego Jedynego Boga, gotowym do niszczenia wszystkiego, co tej sprawie wydawało się zagrażać. Tak dramatycznie przedstawił to św. Łukasz: „Szaweł ciągle jeszcze siał grozę, dyszał żądzą zabijania uczniów Pańskich” (Dz 9, 1).
I ta wizja Boga w konsekwencji wydarzenia pod Damaszkiem legła w gruzach. Paweł w wydarzeniu tym i jego przedłużeniu zobaczył przede wszystkim inny obraz Boga. Pozostał On Jeden Jedyny, ale zarazem stał się Bogiem w swojej istocie Troistym, Bogiem w Trzech wyraziście zarysowanych Osobach.
To jednak był pierwszy człon tej dramatycznej transformacji pod Damaszkiem. Za nim poszedł drugi. Ten Jedyny i Troisty Bóg pozostanie nadal Bogiem wielkim, ogromnym, dalekim swoją dalekością, ale równocześnie jest Bogiem bardzo bliskim, bo jest niedaleko każdego z nas: „W Nim bowiem żyjemy, poruszamy się i jesteśmy...” (Dz 17, 28). A to z kolei pociąga dalszą konsekwencję - ukazuje Boga jako miłującego Ojca, a więc Boga otwartego na człowieka, powodowanego miłością wobec niego. W Liście do Efezjan, w religijnym uniesieniu Paweł powie: „Bóg i Ojciec (...) który napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym (...) wybrał nas przed założeniem świata (...) z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów...” (por. Ef 1, 3-5). Te ostatnie słowa wzbogacają wizję Boga miłującego o nowe widzenie człowieka, który w nowej konstelacji jest „przybranym synem”, który żyje po to, „byśmy istnieli ku chwale Jego majestatu” (por. Ef 1, 12). W sumie oznacza to, że miłujący Bóg czeka na miłość umiłowanego człowieka (por. Ef 3,17). I w ten sposób zamyka się krąg tego nowego widzenia Boga i płynących z tego konsekwencji dla losu człowieka.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Komentator tajemnicy Chrystusa
„… poznać miłość Chrystusa, przewyższającą wszelką wiedzę, abyście zostali napełnieni całą Pełnią Boga” (Ef 3, 19)
Chrystus na etapie Szawła był „Wielkim Nieznanym”, co najwyżej mglistym wrogiem, którego, jak i Jego zwolenników, trzeba zwalczać. Szaweł zmierzał do Damaszku, „aby mógł uwięzić i przyprowadzić do Jeruzalem mężczyzn i kobiety, zwolenników tej drogi” - jak powie św. Łukasz w Dziejach Apostolskich (9, 2). I oto ten mglisty Chrystus zastępuje mu drogę w oślepiającym go świetle błyskawicy i ukazuje nową dla niego twarz. Jest to już oblicze nie wroga, którego trzeba zwalczać, ale błogosławiona Rzeczywistość, która stanie się sensem jego życia, co odnotuje w Liście do Galatów, stwierdzając w sposób niedopuszczający żadnej wątpliwości: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (2, 20). Ale zanim dotrze do tej rewelacyjnej maksymy, stanowiącej nerw całej jego egzystencji, dojrzy w Chrystusie Kogoś realnego, konkretnego, Kogo w Liście do Efezjan będzie chciał określić całą gamą wyliczonych przymiotów, które nie mieszczą się w pojęciu nie tylko człowieka, ale i jakiegokolwiek stworzenia (por. 1, 1-14). Zacytuję tylko jeden z tych identyfikujących Chrystusa przymiotów: „W Nim bowiem wybrał nas [Bóg - dop. S.N.] przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem” (tamże, 4).
Co to wszystko oznacza? Chrystus stworzył obraz samego siebie, rodząc się w stajni, żyjąc ubogo w Nazarecie, przemierzając drogi Palestyny z orędziem mówiącym, że przybliżyło się królestwo niebieskie, dramatycznie modląc się w Ogrójcu, a potem przeżywając swą mękę, konanie i śmierć na krzyżu - słowem stosując metodę opisu faktów, które złożyły się na Jego ziemskie życie. Były w tym oryginalnym opisie epizody wskazujące na Jego życie równocześnie w innym, metafizycznym porządku (przykład - Przemienienie), ale ten Jego opis empirycznymi faktami ziemskiej egzystencji był opisem tego, co było widać, a więc niejako z zewnątrz, co wpadło w oko materialne.
Obraz Chrystusa, który namalował Paweł, naprzód poszedł w głąb już nie tylko jako obraz człowieka funkcjonującego w ziemskim czasie i przestrzeni, ale istoty ludzkiej zanurzonej w innych, nieziemskich, choć dotyczących ziemi wymiarach. Paweł dobrze wie, że „gdy (...) nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem” (Ga 4, 4), a więc zna dobrze Chrystusa żyjącego w wymiarach historii. Swoją uwagę skupia na Chrystusie egzystującym w wymiarach świata Bożego, losów zbawienia człowieka, ostatecznego sensu świata i człowieka. Idzie więc - jeżeli tak można powiedzieć - o wnikliwy komentarz do tego, co Chrystus napisał tym oryginalnym pismem faktów Jego ziemskiego życia. Komentarz ten jest pisany językiem boskiego natchnienia, głębokiej wiary i nadprzyrodzonej, związanej z nią ściśle rozumowej refleksji, określanej mianem teologii. W oparciu o tak rozumianą metodę można powiedzieć, że Chrystus jest „Tajemnicą”, która została „oznajmiona apostołom i prorokom”, a która ściśle, związana jest z tajemniczym planem Boga „planem wieków, jaki powziął Bóg w Chrystusie Jezusie, Panu naszym. W Nim mamy śmiały przystęp [do Ojca] (...) dzięki wierze w Niego” (por. Ef 3, 3-12). Z tego wynika drugi fragment tożsamości Chrystusa, o którym pisze Paweł dokładnie już w Liście do Rzymian, sugerując, że Chrystus jest nowym Adamem, dającym ludzkości nowy początek istnienia, a więc bez skazy śmiertelnego piętna grzechu pierworodnego. Bo „jak przez jednego człowieka grzech wszedł do świata, a przez grzech śmierć (...) to o ileż obficiej spłynęła na wszystkich łaska i dar Boży, łaskawie udzielony przez jednego Człowieka, Jezusa Chrystusa” (5, 12-15). Jak kapitalny i głęboki jest ten komentarz do Chrystusowej śmierci na krzyżu i jej błogosławionego skutku, jakim było Jego zmartwychwstanie, a w sumie dokonane przez Niego dzieło zbawienia! I to jest kolejny identyfikujący Chrystusa tytuł: „Zbawiciel świata”. Jak nie podziwiać głębi, a równocześnie plastyczności tej interpretacji tajemnicy Chrystusa i Jego roli zbawczej, jaką realizował w swoim życiu i śmierci!
Mówiąc o Chrystusie Zbawicielu, dotykamy kolejnego elementu rzucającego jaskrawe światło na sprawę Jego tożsamości w świętym komentarzu św. Pawła. Zamknięty on został w kolejnym genialnym skrócie, a zarazem równie genialnej syntezie, która brzmi:
Żarliwy Apostoł Narodów
„On jest Głową Ciała - Kościoła” (Kol 1, 18)
Kościół stanowi współczynnik tego, co określone zostało jako dramat przeciwstawienia się zdeklarowanego Żyda, członka wyizolowanej etnicznie społeczności, posiadającej wyraźne kontury organizacyjne i ideowe społeczności Narodu Wybranego. I jedno, i drugie miało swoje poważne walory, o czym św. Paweł napisze również w Liście do Rzymian (zob. Rz 4, 1-8; 9-12). Ale w sumie Izrael był epizodem w historii zbawienia, zamkniętym w ciasnym zakamarku ogromnego świata, z określoną rolą dziejową zaułka figury przyszłej, nowej, zbawionej ludzkości, nowego Ludu Bożego.
I to był świat, albo raczej światek, Szawła z jego ciasnymi, etnicznymi, społecznymi i ideowymi ramami. Na drodze do Damaszku i w tym wymiarze dokonał się radykalny zwrot. Głos Chrystusa i zawarte w nim słowa: „Szawle, Szawle, czemu Mnie prześladujesz?” (Dz 9, 4) były tego przełomu zwieńczeniem. Mówiły one bowiem, że nowym Narodem Wybranym jest społeczność wzorowana na tamtym, starotestamentowym Narodzie Wybranym, tyle że spełnionym, bo zawierającym przebogatą treść Chrystusowego zbawienia, a nawet Jego samego. I znowu pojawia się genialna synteza, a zarazem lapidarny, bo wyrażony jednym słowem skrót - „Ciało”. Kościół Nowego Testamentu jest tętniącym życiem łaski organizmem Chrystusowego zbawienia, bo „wszyscy razem tworzymy jedno ciało w Chrystusie…” (Rz 12, 4), a „On jest Głową Ciała Kościoła. On jest Początkiem, Pierworodnym spośród umarłych (...). Zechciał bowiem [Bóg], aby w Nim zamieszkała cała Pełnia” (por. Kol 1, 18-19). A cóż to jest ta Pełnia? Jest nią to, co zapowiadała figura Kościoła, Izrael, Lud Starego Testamentu, a więc ogrom łaski zbawienia, od daru Bożego usynowienia człowieka, po całą gamę nadprzyrodzonych uzdolnień, jakimi są różnego rodzaju cnoty, różnorakie dary Ducha Świętego, z Nim samym na czele. A wszystko to jest dziełem Chrystusa, mieszkającego w Kościele, będącego jego Mistycznym Ciałem. Z tej perspektywy jakże zrozumiałe, pełne wymowy jest to skierowane do Szawła pod Damaszkiem pytanie: „Szawle, Szawle, czemu Mnie prześladujesz?”.
Tak zarysowany Kościół ma wymiar ogólnoludzki, przekraczający granice państw i narodów - wymiar katolicki. Figura starotestamentowa wie o tym aspekcie jej spełnienia w posłannictwie Mesjasza, ale w świadomości Izraela tamtych czasów aspekt ten jest nieco przytłoczony ciasnymi tendencjami nacjonalistyczno-politycznymi Żydów. Św. Paweł w sposób zdecydowany przełamuje ten ciasny model Kościoła, Ludu Nowego Testamentu. A czyni to lapidarnym stwierdzeniem: „...nie jesteście już obcymi i przybyszami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga” (Ef 2, 19). Odnosi się to do wszystkich, a więc do pochodzących z judaizmu, ale i do wielorakiej rzeszy nie-Żydów. To sam Bóg postanowił, by Paweł był apostołem właśnie tych drugich (por. Ga 1, 15-16).
Widziany w takiej perspektywie Kościół jest tym, co na ogół określa się jako Kościół niewidzialny, co nie oznacza, że Paweł nie wiedział o widzialnej warstwie Kościoła, a więc o jego specyficznej strukturze społeczno-organizacyjnej, której filarem było posłannictwo grona Apostołów z Piotrem jako głową na czele. To pierwsze wyraża się w żarliwej apologii własnej godności apostoła (por. 2 Kor 2, 14; 3, 1-17), jak i wźokreśleniu Apostołów jako „fundamentu” Kościoła (por. Ef 2, 19-22). O tym drugim zaś świadczy postawa wobec Piotra, a nawet spór, jaki między nimi wyniknął (por. Ga 2, 1-14).
Przedstawiony obraz dramatu przemienienia Szawła w św. Pawła nie wyczerpuje jego pełnej zawartości. Pokazuje jednak św. Pawła jako prawdziwego giganta chrześcijaństwa, torującego drogę do lepszego poznania „Pełni Tego, który napełnia wszystko wszelkimi sposobami” (por. Ef 1, 23) - Jezusa Chrystusa, Alfy i Omegi świata i ludzkości.