Letnia stolica ziem polskich przełomu XIX i XX wieku ściągała wielu artystów i intelektualistów, chociaż warunki dojazdu na wieś pod Giewontem nie były łatwe, a góralskie chałupy nie tylko były pozbawione komfortu, ale miały też budowę tak lichą, że podczas wichrów halnych gasły świece w pokojach. Najprawdopodobniej niedogodności te rekompensowały krajobrazy oraz klimatyczne zalety tego miejsca. Górski kurort odkrył, dzięki Helenie Modrzejewskiej, lekarz Tytus Chałubiński, który przybywszy tu ze względu na wybitną artystkę, osiadł w Zakopanem na stałe. Od tego czasu można mówić o trwałym magnetycznym uroku, który wzmocniły jeszcze potem legendy związane z zakopiańskimi postaciami.
Do miłośników Zakopanego należał Henryk Sienkiewicz, który wyróżniał miejscowość na planie swoich licznych podróży. Miał powiedzieć, że „ze względu na krótkość życia, najlepiej je spędzić w Zakopanem”. Bez uwzględnienia przerw przebywał w nim około trzech lat. Atmosfera podhalańskiego kurortu nie zawsze mu służyła, ale cenił uroki doliny pod Giewontem, chętnie do niej powracał z wojaży. Miał tu grono przyjaciół - bez wątpienia należących, według określenia jego wnuczki, do plemienia ludzi dobrych i szlachetnych. Tu najczęściej mieszkały w okresie letnim jego dzieci, hartujące się w klimacie tatrzańskim. Pisarz wyznawał, że pogoda wietrzna, deszczowa czasem „oddziaływa przygnębiająco; nerwy pod wpływem wilgoci rozkręcają się jak struny, na duszę wraz z mgłami opada prawdziwie angielski spleen, spowijając ją w melancholię, podobnie jak chmury otulają wierzchołki turni tatrzańskich”. Zachęcał też przyjaciół do przyjazdu, jak np. Artura Sienkiewicza w liście z 7 czerwca 1890 r.: „Ekskursje za to są wspaniałe i Tatry wielkością widoków nie ustępują wcale Alpom, nie mówiąc o tym, że nasi górale są nierównie troskliwsi, grzeczniejsi i serdeczniejsi dla gości od Szwajcarów. Wprawdzie są to po większej części potomkowie zbójów, a starzy sami jeszcze chodzili na rozbójnicze wyprawy - ale gość jest dla nich świętą osobą”.
Szczególną uwagę ówczesny świat artystyczny kierował w stronę rodzimych mieszkańców Podhala. Największą spośród nich sławą cieszył się Jan Krzeptowski Sabała, niepiśmienny bajarz, gawędziarz, zaprzyjaźniony z wszystkimi osobistościami Zakopanego. Czuł się z nim blisko związany także autor „Trylogii”. Pisał: „Mam tu takiego starca lat 90, który przychodzi do mnie i opowiada mi historie rozbójnicze językiem Homera”. Jedną z jego przypowieści, zasłyszaną w pierwszej połowie czerwca 1889 r., podczas wycieczki nad Czarny Staw Gąsienicowy, spisał w noweli „Sabałowa bajka”. Utrwalił w niej wyjątkową, pochodzącą z ducha ludu pobożność, w której źródłem otuchy jest niezachwiana wiara w opatrzność Boga. O tej góralskiej bogobojności ks. Józef Tischner mówił, że „jest to wiara zakorzeniona w dosłownym rozumieniu Biblii. Gniew Boga nie jest metaforą. Tego gniewu trzeba się bać. Z drugiej strony włos z głowy nie spada bez woli Bożej”. Kontakt z podhalańskim poczuciem zaufania w relacji człowieka z Bogiem stanowił ogromne wsparcie dla Sienkiewicza, który przedwcześnie owdowiał, w 1885 r., pozostając z dwojgiem malutkich dzieci. Gadka Sabały o Panu Jezusie i o śmierci uczy podporządkowania woli Boga, który czuwa nad każdym żywotem. Pisarz cenił góralskiego gazdę jako filozofa, po jego śmierci zapisał: „Naprawdę, była to większa postać, niżby kto myślał. I miła, bliska dusza”.
Pierwszy pobyt Sienkiewicza wypadł latem 1886 r. Gościł go wówczas z dziećmi i szwagierką Jadwigą Janczewską na plebanii ks. Józef Stolarczyk, pierwszy proboszcz Zakopanego. Podczas kolejnych przyjazdów, witany zawsze entuzjastycznie, mieszkał w różnych miejscach, np. w chacie Dembowskich, nazwanej Afapark (Małpi Gaj), w domu Zborowskich, u Wójciaka, Trzebuni. Niewątpliwie wrażenia z pierwszego pobytu zdecydowały o powrotach. W altanie przy „księdzówce” z widokiem na Giewont pisarz czytał któryś raz z kolei „Odyseję” Homera, co miał potem wspominać po wielekroć jako jedną z najmilszych chwil. Epos ów współgrał z charakterem zakopiańskiej rzeczywistości, więc i towarzyszył też później wyprawom w góry, był źródłem analogii między światem greckich wyobrażeń a podhalańskimi zjawiskami. Słuchał go nazwany przez Stanisława Witkiewicza „Homerem Tatr” Sabała, który przewodniczył, obok innych górali, wycieczkom w doliny tatrzańskie.
W Zakopanem można było obcować z niejednym herosem, a zaliczyć do nich trzeba gościnnego gospodarza plebanii. Budził respekt ks. Stolarczyk, który za punkt honoru postawił sobie przeobrażenie pierwotnej religijności górali, która dopuszczała zbójecki i kłusowniczy proceder. Był zahartowanym taternikiem, człowiekiem olbrzymiego wzrostu, wielkiej odwagi i siły fizycznej. Podhalanin, wygłaszający w gwarze góralskiej kazania pełne prostoty doskonale trafiał do serc pokrewnych duchowo parafian. Dzięki niemu powstał, zbudowany w 1847 r. przez cieślę Sebastiana Gąsienicę Sobczyka, pierwszy drewniany kościół w Zakopanem. Gdy okazał się zbyt ciasny, proboszcz położył kamienne fundamenty pod pierwszy murowany kościół w październiku 1877 r., uprzednio odprawiwszy w sierpniu procesję na miejsce, gdzie miała powstać nowa, okazała świątynia.
Do wzniesienia kościoła w stylu neoromańskim przyczynił się również Sienkiewicz. W rok po śmierci ks. Stolarczyka, pod wpływem jego następcy ks. Kazimierza Kaszelewskiego, zwróciła się do powieściopisarza delegacja górali z prośbą o odczyt na rzecz budowy kościoła. Twórca, przebywający wówczas w Zakopanem od czerwca do połowy września, skupiony nad „Rodziną Połanieckich”, postanowił opracować kilka końcowych obrazów do zamierzonej dopiero powieści „Quo vadis”. W sali Dworca Tatrzańskiego, ozdobnie na tę okoliczność udekorowanej, 11 sierpnia 1894 r. odczytał szkice, wśród których znalazły się najistotniejsze sceny chrześcijańskiego eposu, w tym legenda związana z kapliczką rzymską. Poruszenie, jakie wywołało to pierwsze czytanie „Quo vadis” wśród tłumu, którego kasyno nie było w stanie pomieścić, było objawem artyzmu, dzięki któremu powieść ta zasłynęła szeroko na całym świecie. Jednocześnie słusznie przewidywano powodzenie przedsięwzięcia budowlanego w „Gazecie Polskiej”, która miała powieść drukować: „kościół zakopiański zdobędzie fundusz tem snadniej, że rzadko chyba przedmiot odczytu tak się szczęśliwie do celu jego dostraja”. Dochód przeszedł wszelkie najśmielsze oczekiwania. Budowa kościoła została ukończona równolegle z finałem „Quo vadis” w 1896 r.
Autor „Trylogii” najchętniej wracał na wieś pod Giewontem latem, ale zachwycał się i jego zimową aurą. Znaczna część jego powieści powstawała w tym galicyjskim kurorcie. Sceny podhalańskie z „Potopu” były już napisane, gdy Sienkiewicz przyjechał po raz pierwszy do Zakopanego, ale obserwacje poczynione w Tatrach zaowocowały silnie w „Krzyżakach”. Znajomości gwary podhalańskiej saga o rycerzach z Bogdańca zawdzięcza swoją szatę językową, a gadkom Sabały jej bohaterowie, a zwłaszcza Maćko, nie tylko niejeden rys, ale i uzdrowienie. Można rzec, że sztuki medycyny ludowej nauczył się stary rycerz z opowieści Sabałowych. Czas odpoczynku wypełniały Sienkiewiczowi rozmowy na werandzie w „Cukierni Zakopiańskiej”, niegdyś Skowrońskiego (u Skowronka), gdzie w dysputach grona artystów przypadała mu zawsze rola przewodniczącego. Ostatni pobyt pisarza, zaledwie trzydniowy, miał miejsce 100 lat temu na początku września. Konsultacje u twórcy pierwszego nowoczesnego sanatorium przeciwgruźliczego, specjalisty od chorób płucnych, Kazimierza Dłuskiego dały wtedy pisarzowi nadzieję na to, że u córki nie rozwinie się choroba, która uprzednio odebrała mu żonę. Chociaż miał więcej pod Giewont nie przybyć, snuł marzenia w Vevey, w swej ostatniej przystani tuż przed śmiercią, w listopadzie 1916 r., o przyjeździe do Zakopanego.
Na cmentarzu na Pęksowym Brzyzku spoczywa zakopiański krąg przyjaciół Sienkiewicza. Ich skromne groby niezmiennie świadczą o powszechności odwiecznego rytmu życia, uzasadnionego w „Sabałowej bajce” mądrością Boga. Rozpoczęty w styczniu tego roku z okazji 200. urodzin Mszą św. w starym kościółku przy Kościeliskiej i uroczystą salwą myśliwską „Sabałowy cas”, w czerwcu w Boże Ciało przybrał formę muzykanckiej imprezy plenerowej pod chałupą sławnego gazdy tatrzańskiego na Starych Krzeptówkach. Po procesji, która zgromadziła tłumy wiernych do parafialnego kościoła Świętej Rodziny, oddanego w 1899 r., pod chałupą Sabały zagrało dwieście góralskich gęśli, odtwarzając nuty, którymi zachwycano się przed przeszło wiekiem. Co prawda, nie wszystkie miejsca sprzed stu lat się zachowały, np. na miejscu sławnej cukierni powstał hotel „Giewont”, a budynek Dworca Tatrzańskiego trzeba było wznieść od nowa po pożarze, jednak liczne przejawy pamięci o legendowych postaciach zakopiańskich, w tym znaki hołdu, niwelują poczucie straty. Przywoływanie szczytnej tradycji jest stałym elementem zakopiańskiej rzeczywistości. Przywiązanie do niej objawia się nawet w drobnych gestach, czego symbolem jest umieszczona na domu ks. Stolarczyka, przy ul. Nowotarskiej, tablica upamiętniająca pierwszy przyjazd Sienkiewicza do Zakopanego, a odsłonięta w 100. rocznicę ostatniego pobytu i jednocześnie w 70. rocznicę śmierci pisarza - 15 listopada 1986 r.
Pomóż w rozwoju naszego portalu