Niewesołe święta mieli w tym roku chrześcijanie w Syrii. Pełne lęków i obaw. Opisał je „The Washington Post”. Niepewna sytuacja chrześcijan w Syrii, którzy stanowią 10-procentową, ale wpływową mniejszość w tym muzułmańskim kraju, jest związana z antyrządowymi demonstracjami, które od kilku tygodni wstrząsają Syrią. Zdaniem chrześcijan, stoją za nimi radykalni islamiści, którzy na fali przemian w sąsiednich krajach, m.in. w Egipcie, chcieliby również zmiany w rządzonej przez klan Assadów Syrii. Chrześcijanie już otrzymują pogróżki i anonimowe listy, że to oni będą następnym w kolejce celem ataków po ewentualnym obaleniu rządu.
Wyznawcy Chrystusa, wśród nich katolicy, prawosławni i koptowie, boją się opuszczać swoje domy i nie posyłają dzieci do szkół. Lękają się również chodzić do kościołów. W tegorocznych celebracjach wielkanocnych uczestniczyło o połowę mniej chrześcijan niż w latach ubiegłych.
Obawy wyznawców Chrystusa są uzasadnione. W przeciwieństwie do innych krajów arabskich mieli oni stosunkową swobodę pod rządami Assadów, którzy odnoszą się do nich przychylnie. Chrześcijanie, mimo że nieliczni, tworzą wpływową część syryjskiego społeczeństwa. Pracują w administracji, nie zamyka się przed nimi drogi do prestiżowych zawodów jak w innych krajach regionu. Uchodzą też za ludzi majętnych. Gdyby upadł reżim Assada, który ścigał islamskich ekstremistów, mogłoby się okazać, że rzeczywiście ich sytuacja ulegnie znacznemu pogorszeniu. Po Bractwie Muzułmańskim, które prawdopodobnie stoi za protestami, nie można spodziewać się niczego dobrego.
(pr)
Pomóż w rozwoju naszego portalu