Tymi słowami pouczał nas Ojciec Święty Jan Paweł II podczas modlitwy Anioł Pański w dniu 8 września br. Nazajutrz, w poniedziałkowy wieczór, zebrali się w zręcińskiej świątyni na modlitwę za śp. ks. dr. Mariana Kaszowskiego "starzy oazowicze" - jego koleżanki i koledzy.
Oprawa muzyczna jak przed laty, przeboje też odkurzone, rysy trochę zmienione, ale serca te same, mocno bijące, wierne ideałom młodości.
Po Mszy św. i Koronce do Miłosierdzia Bożego w intencji zmarłego udaliśmy się na jego grób zanieść oprócz tych zewnętrznych oznak pamięci - świecy i kwiatów - modlitwę i dar Komunii Świętej. Następnie nasze kroki skierowaliśmy do domu katechetycznego, by jeszcze powspominać dawne czasy.
Był Wielki Post 1979 r. Marian Kaszowski, wówczas uczeń Liceum Ekonomicznego w Brzozowie, wyszedł do nowego proboszcza naszej parafii ks. Jerzego Moskala z inicjatywą zorganizowania grupy osób, która by chciała z Bogiem przeżyć swoją młodość. Propozycja trafiła na dobry grunt, gdyż Ksiądz Proboszcz dostrzegał potrzebę zaangażowania ludzi świeckich w życie Kościoła, postrzegał parafię jako wspólnotę wspólnot.
Już na pierwszym spotkaniu mogliśmy się przekonać jak Marian zachwycony był tym ruchem, czego dał wyraz w świadectwie wyrażającym przeżycia po oazie wakacyjnej. Wtedy to pierwszy raz usłyszeliśmy co znaczą greckie słowa Z W E wpisane w nazwę Ruchu Światło- Życie oraz jakim wspaniałym drogowskazem są one dla młodego człowieka. Wpisane w układ krzyża przypominają o odniesieniu wertykalnym (ja-Bóg), ale nie bez pominięcia bliźniego (układ horyzontalny). Całość spotkania przeplatana była śpiewami.
I tak się zaczęło. Wciągnęło nas. Na następne spotkanie przyszło nas już więcej - efekt naszej skromnej ewangelizacji i osoba Mariana. Wyróżniał się z nas wszystkich zapałem, talentem, zdolnościami organizatorskimi i poczuciem humoru.
Najważniejszym wydarzeniem dla tej raczkującej dopiero oazy w Zręcinie był wyjazd naszej grupy na spotkanie z Ojcem Świętym do Nowego Targu w czerwcu 1979 r. Dzięki dobroci i wsparciu naszego Księdza Proboszcza wyruszyliśmy tam pięcioma taksówkami - nie łatwo było wtedy załatwić autokar. Po dotarciu do Krościenka udzielił nam się klimat oczekiwania całego Ruchu na Wielkiego Gościa. Trwaliśmy w nadziei, że może Ojciec Święty odwiedzi Kopią Górkę. Kiedy było już pewne, że spotkamy się dopiero następnego dnia, wyruszyliśmy po wieczornym nabożeństwie w kierunku Nowego Targu. Ten ponad 30-kilometrowy odcinek będziemy pamiętać do końca życia. W ulewie i błyskawicach, które rozświetlały nam drogę, ale i dodawały grozy sytuacji, pielgrzymowaliśmy na nowotarskie lotnisko. Gdy patrzyliśmy wówczas na Mariana, wydawać by się mogło, że on nigdy się nie męczył. Przygrywał na gitarze i podśmiewał się z nas: "Czy starczy wam gardeł, by tak zaśpiewać Ojcu Świętemu?".
Wreszcie, po trudach nocy, upragnione, oczekiwane spotkanie z Ojcem Świętym. Słowa Papieża kierowane do młodzieży: "Obyście, moi drodzy, nie ustawali w tym szlachetnym wysiłku, który pozwala wam stawać się świadkami Chrystusa", głęboko zapadały w nasze młode serca. Rodziły chęć działania i ciągłego zmierzania ku Bogu.
Później był wyjazd na oazę wakacyjną, a przez cały kolejny rok regularnie co tydzień odbywały się nasze spotkania. Czekało się na nie z niecierpliwością; jakiej piosenki nas nauczy, jaki opowie dowcip. Pełne uczestnictwo we Mszy św., wspólna modlitwa, śpiew, rozważania nad Pismem Świętym ubogacały nas duchowo.
Marian zawsze był pierwszy, a my biegliśmy za nim. Tak było w czasie pieszych wędrówek w góry, gdy bywało, że zawracał na szlaku, by upewnić się czy nikogo nie brakło, tak też było w życiu duchowym.
Przyszedł rok 1980. Nikogo nie zaskoczyło, gdy po maturze wybrał tę właśnie drogę życia. Wybrał? To Pan wybrał właśnie jego, by głosił Jego chwałę, uczył miłości do Niego i swoim przykładem pociągał za sobą innych. Brakowało go bardzo w grupie, gdy był już w seminarium. Przyjeżdżał coraz rzadziej na spotkania. Czasami wydawało się, że nie rozumie naszych problemów. To my nie rozumieliśmy, zostaliśmy w tyle.
Gdy przyjeżdżał, chciał jednak wiedzieć czy ktoś nie zbacza z drogi Bożych przykazań. Jak tylko zauważył, że coś w naszym życiu nie układa się zgodnie z Bożą nauką, nie szczędził gorzkich słów prawdy. I choć wtedy jego słowa raniły, po czasie nabierają zupełnie innego wymiaru. Pozwalają na refleksję, popychają do zrobienia remanentu z życia, odrzucenia tego, co złe, by być blisko Boga.
Co nam z tego zostało? Zaszczepił w nas pragnienie stawania się Nowym Człowiekiem w Chrystusie, kroczenia według Bożych drogowskazów.
Chociaż większość tych oazowiczów wybrała drogę małżeństwa, to chęć życia w przyjaźni z Bogiem stara się urzeczywistnić w swoich rodzinach, chce być światłem pośród szarości życia. Jesteśmy dumni, że mogliśmy wzrastać w jego obecności.
Spotkanie modlitewne 9 września br. pod przewodnictwem ks. prałata Jerzego Moskala, w asyście ks. Grzegorza Lęczmara oraz w obecności siostry ks. dr. Mariana Kaszowskiego - Elżbiety Wąsek, było podyktowane potrzebą serca, by spłacić dług wdzięczności.
"Człowiek otwierając się z ufnością na Boga, otwiera się z jeszcze większą wielkodusznością na bliźniego, staje się zdolny do tworzenia historii według planu Bożego" - powiedział Papież.
Dla niego ta historia skończyła się już na ziemi. Ufając, że Bóg bogaty w miłosierdzie, potrzebował już swego Kapłana u siebie, nam zaś przypomniał, że trzeba czuwać, ale nie z założonymi rękami, prośmy, byśmy stawali się świadkami miłosierdzia na co dzień.
A za ks. Mariana, racz wysłuchać naszych modlitw Panie i "daj mu wieczne spoczywanie".
Pomóż w rozwoju naszego portalu