Nie chciałbym wchodzić w kompetencje osoby, która relacjonować będzie (lub już to uczyniła) otwarcie wystawy i przebieg konferencji pt. Arcybiskup Ignacy Tokarczuk - Kościół, władza, opór społeczny, przygotowanych przez rzeszowski Oddział IPN. Na kanwie obu tych spójnych wydarzeń pozwolę sobie natomiast na spostrzeżenie, że Kościół rzeszowski, diecezja i jej mieszkańcy ciągle mają za co dziękować Księdzu Arcybiskupowi.
W pierwszym rzędzie za nowe świątynie i parafie. W latach 1966-93 powstało 430 obiektów sakralnych. Wiele bez pozwolenia, wiele w parafiach, które od 1992 r. weszły w skład diecezji rzeszowskiej. Były to działania metodą "faktów dokonanych" - co raz wzniesiono na chwałę Bożą i dla potrzeb duchowych wiernych, na ogół już się ostawało. Ale różnorodne szykany dotykały i księży, i parafian - bezpośrednich budowniczych kościołów i kaplic, a przede wszystkim przemyskiego Arcypasterza.
Po drugie, związane zresztą z pierwszym, za niezłomne kapłaństwo w "służbie Bogu i Ojczyźnie" - za pobożność i pobożność maryjną w szczególności, za bezkompromisowe homilie i inne wystąpienia, w których Ksiądz Arcybiskup nigdy nie obawiał się nazywać rzeczy po imieniu, za duszpasterską troskę o rodziny, o grupy zawodowe - robotników i rolników, za ducha miłosierdzia, który zawsze kazał pochylać się temu wybitnemu Kapłanowi nad ludzką niedolą.
Odrębną sprawą była otwartość abp. Tokarczuka na kontakty z PRL-owską opozycją. Jak na wspomnianej konferencji zauważył Bohdan Cywiński, zaangażowanie i postawa Księdza Arcybiskupa sprawiały, że opozycjoniści wychodzili z licznych z nim spotkań z przekonaniem, iż to "opozycja jedzie na jednym wózku z [ówczesnym - przyp. M. S.] Biskupem", a nie odwrotnie. "Otrzymaliśmy więcej niż mogliśmy się spodziewać" - dodał Cywiński i to zdanie oddaje całą istotę kapłańskiej i biskupiej posługi przemyskiego Arcypasterza. W tym miejscu warto też przypomnieć spotkania abp. Tokarczuka z ks. Jerzym Popiełuszką, kapelanem "Solidarności" zamordowanym w 1994 r. przez funkcjonariuszy SB.
Metody walki władz komunistycznych z Księdzem Arcybiskupem były zróżnicowane, ale jak czas pokazał, na szczęście nieskuteczne. O szykanach za inicjatywność i przyzwolenia na budowę obiektów sakralnych już wspominałem. Władze w kontaktach z Episkopatem, a nawet z dostojnikami watykańskimi używały argumentu, że domagają się tylko, by przemyski Hierarcha działał legalnie. Nie docierało do nich, że legalizm jest uprawniony, a nawet pożądany w państwach demokratycznych. W państwach totalitarnych, a takim był PRL, trzeba było działań niekonwencjonalnych, jeżeli chciało się przetrwać.
Na porządku dziennym była szeroko rozumiana inwigilacja abp. Tokarczuka - podsłuchy, podglądanie, raporty tajnych współpracowników UB, wśród których, niestety, byli także duchowni i pracownicy przemyskiej Kurii Diecezjalnej. Uciekano się do prób skłócenia Ordynariusza z duchowieństwem w diecezji, a także do wielu perfidnych prowokacji. Oskarżano Księdza Arcybiskupa o ukraińskie pochodzenie i, w związku z tym, o sprzyjanie Kościołowi grekokatolickiemu. Innym razem, podczas pamiętnego procesu zabójców ks. Popiełuszki, o sięgającą jeszcze czasów ostatniej wojny współpracę z Gestapo.
Często za tymi ohydnymi działaniami stali ludzie, którzy dzisiaj deklarują wolę współpracy z Kościołem, cytują nauczanie Ojca Świętego, usiłują schlebiać niewzruszonym Autorytetom, wśród których abp Ignacy Tokarczuk ma poczesne miejsce. Ci sami ludzie, albo ich ideologiczni spadkobiercy. Nie odmawiając nikomu prawa do nawrócenia, a przynajmniej rewizji niegdysiejszych postaw walki z Kościołem, zawsze się jednak zastanawiam, czy to aby nie jest tylko taktyczna zagrywka przed kolejnym atakiem?
Pomóż w rozwoju naszego portalu