Słowa psalmu: „Oto synowie są darem Pana, a owoc łona nagrodą” - prawie każdy Żyd czasów Jezusa z radością w głosie, niekiedy wzmaganą działaniem wina, wyśpiewywał na wieść o narodzinach syna. Starannie dobrane imię nadawano dziecku w pierwszych dniach życia. W przypadku chłopców ceremonię nadania imienia, którą w pierwotnym Izraelu stosowano zazwyczaj zaraz po urodzeniu, z biegiem czasu złączono z obrzezaniem. W osiem dni po narodzinach każde dziecko płci męskiej poddawano obrzędowi, który ma za podstawę nakaz Boży skierowany do Abrahama: „Wszyscy wasi mężczyźni mają być obrzezani; będziecie obrzezywali ciało napletka na znak przymierza waszego ze Mną” (Rdz 17, 10-11). Tak też stało się w przypadku Jezusa: „Gdy nadszedł dzień ósmy i należało obrzezać Dziecię, nadano Mu imię Jezus, którym Je nazwał anioł, zanim się poczęło w łonie Matki” (Łk 2, 21). W każdej miejscowości był przynajmniej jeden „mohel”, który trudnił się dokonywaniem delikatnego zabiegu. Obrzezanie miało potrójne znaczenie: było znakiem przymierza, oczyszczenia i włączenia do ludu wybranego przez Boga. Dopiero kilkadziesiąt lat temu wymazano z kalendarza święto Obrzezania Pańskiego. Jednak z przyjęciem na świat niemowlęcia wiązał się w Izraelu jeszcze jeden zwyczaj. Zwyczaj zapomniany. Zwyczaj, który nigdy nie doczekał się własnego święta. Zwyczaj, którego zachowanie domagało się od Józefa odwagi i szlachetnego serca. Otóż gdy oznajmiano ojcu narodziny jego dziecka, ten przychodził, by wziąć je na kolana. Ten prosty gest był znakiem potwierdzenia prawego pochodzenia dziecka. Był przyznaniem się do ojcostwa. Ciekawe, czy Józefowi drżały ręce, gdy brał Nowonarodzonego, by po raz pierwszy położyć Go na swoich kolanach?
Pomóż w rozwoju naszego portalu