Co by się stało, gdyby Kościół katolicki w USA nagle, z dnia na dzień, zamknął wszystkie swoje placówki? To pytanie zadał sobie „The Fiscal Times”. Nie jest to pytanie wzięte z sufitu, bo polityka prezydenta Baracka Obamy może zmusić diecezje do zamknięcia swoich placówek. Chodzi o projekt systemu opieki zdrowotnej nakładający na każdego z pracodawców wymóg zagwarantowania swoim pracownikom finansowania aborcji, antykoncepcji i sterylizacji, co, jak wiadomo, jest niezgodne z nauczaniem Kościoła. Sami hierarchowie amerykańscy nie wykluczają takiej możliwości, która dla Kościoła byłaby zwykłym przymusem. Niedawno specjalny list do wiernych metropolii chicagowskiej wystosował kard. Francis George. Ostrzega w nim, że Kościół będzie musiał zamknąć prowadzone przez siebie instytucje, gdyby kontrowersyjne rozporządzenie weszło w życie.
Powtórzmy zatem pytanie: Co by się stało, gdyby Kościół katolicki w USA nagle, z dnia na dzień, zamknął wszystkie swoje placówki? Odpowiedź: Katastrofa dla amerykańskiego rynku medycznego, a szczególnie dla najmniej zamożnych Amerykanów, którymi w pierwszym rzędzie opiekują się placówki katolickie. „The Fiscal Times” podliczył, że Kościół katolicki prowadzi 12,6 proc. wszystkich szpitali w USA. Leczy się w nich 15,6 proc. wszystkich hospitalizowanych. Katolickie szpitale wydają blisko 100 mld dolarów rocznie. Katolickie placówki przodują w oferowaniu najmniej zyskownych serwisów medycznych, takich jak mammografie, programy odżywcze, opieka geriatryczna i społeczna. Jeśli pacjenci mają kłopoty, aby pokryć koszty świadczeń, płaci za nich Kościół. Placówki te znajdują się często poza wielkimi metropoliami, zapewniając opiekę mieszkańcom małych miejscowości.
Łatwo wyobrazić sobie, co by się stało, gdyby rząd USA zmusił Kościół do wycofania się z opieki medycznej. Biedni musieliby więcej płacić za usługi zdrowotne. Mieszkańcy małych miejscowości mieliby znacznie utrudniony dostęp do opieki medycznej. Na dodatek pracę straciłoby pół miliona pracowników zatrudnionych w katolickich szpitalach. Budżety federalne i stanowe musiałyby znaleźć gdzieś 100 mld dolarów na pokrycie ubytku usług, które do tej pory zapewniały katolickie placówki. Może ktoś kupiłby placówki Kościoła? Nic z tego. Ich ekonomiczny model sprawia, że nie byłoby na nie chętnych, bo nikt przecież, oprócz Kościoła, nie będzie dokładał do interesu, nawet jeżeli jest tak szlachetny, jak ochrona zdrowia.
(pr)
Pomóż w rozwoju naszego portalu