Z Bolesławem Ociasem - muzykiem i kompozytorem obchodzącym jubileusz 55-lecia pracy artystycznej i pedagogicznej - rozmawia Anna Wyszyńska
Anna Wyszyńska: - Jakie refleksje budzi w Panu ten jubileusz?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Bolesław Ocias: - Nie mogę uwierzyć, że to już tyle lat. Nawet nie mam wolnej chwili na głębsze refleksje... Zresztą, mnie zawsze brakowało czasu, a z wiekiem czas pędzi coraz szybciej.
- Skomponował Pan mszę, pieśni chóralne i piosenki dla dzieci, musical, koncert fortepianowy i wiele innych utworów. Kilka tysięcy razy stał Pan za pulpitem dyrygenckim, uczył Pan także w szkołach. Jak można pogodzić tyle zajęć?
- Muzyka była i jest moją wielką pasją. Nigdy nie uważałem, że jestem już dostatecznie wyedukowany. Kiedy pisałem musical Zawisza Czarny, którego akcja rozgrywa się w Polsce, na Węgrzech i w Hiszpanii, musiałem dobrze poznać muzyczny folklor tych krajów. Kiedy pracowałem z zespołem "Polanie" w Częstochowie, studiowałem folklor różnych regionów Polski. Zawsze pragnąłem uczyć się w muzyce czegoś nowego.
- W pewnym momencie życia musiał Pan dokonać wyboru: zostać kapłanem czy poświęcić się muzyce...
Reklama
- Tak, istotnie. Moje umiłowanie muzyki zaczęło się w Kościele. W latach okupacji księża salezjanie w Częstochowie otoczyli opieką mnie i starszego brata. U nich zacząłem się uczyć muzyki. Po kilku latach wstąpiłem do nowicjatu. Ukończyłem studia filozoficzne i rozpocząłem praktyki pedagogiczne, które u księży salezjanów trwają trzy lata. Nie podjąłem jednak studiów teologicznych, bowiem stwierdziłem, że o wiele bardziej pragnę studiować muzykę. Rozpocząłem studia w Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Warszawie. Do dzisiaj mam wielu przyjaciół wśród księży salezjanów i wszystkim życzyłbym tak znakomitych pedagogów, jacy mnie tam uczyli. Tam zdobyłem wiedzę na poziomie średniej szkoły muzycznej, nauczyłem się gry na organach, zacząłem komponować.
- Jeden z koncertów, zorganizowanych z okazji Pańskiego jubileuszu, odbył się w Wyższym Seminarium Duchownym. Słuchaliśmy tam uczniów częstochowskich szkół muzycznych. Można powiedzieć, ze rosną następcy pokolenia muzyków, które teraz obchodzi swoje jubileusze...
- Wiele lat uczyłem w szkołach muzycznych, w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Częstochowie i mam znakomitych wychowanków, wymienię choćby braci Łukaszewskich. Nie można jednak przedwcześnie wydawać sądów o uczniach, bo jedni mają wytrwałość, a inni nie. Potrzeba lat pracy i nauki, talentu, no i czasem szczęścia, aby w tej dziedzinie zajść wysoko. Ważne jest odkrycie swojego prawdziwego powołania. Gdy widzę, że uczniowi nie wychodzi komponowanie, proponuję, by spróbował sił w aranżacji. W muzyce trzeba szukać swojej drogi. Najważniejsze jest jednak to, że nawet jeżeli ktoś obierze sobie inny zawód, to pozostanie mu umiłowanie muzyki.
- Dziękuję za rozmowę.