Religia? A co to za przedmiot?
W nowoczesnym świecie liczą się kompetencje przyszłości: programowanie, znajomość języków obcych, umiejętność przetrwania w korporacyjnym open space. Religia? To przecież tylko strata czasu! Zresztą, kto dziś potrzebuje duchowości, refleksji nad sensem życia, wartości? Likwidacja jednej lekcji religii tygodniowo to krok ku „neutralności światopoglądowej”. Neutralności, która polega na tym, że wszyscy musimy myśleć w jeden, jedynie słuszny sposób. Przecież nikt nikogo nie zmuszał do chodzenia na religię – można się wypisać. To prostsze niż rezygnacja z matematyki czy WF-u. Ale teraz dla równowagi trzeba sprawić, by także ci, którzy chcą na nią chodzić, mieli trudniej. Nieważne, że zgodnie z preambułą ustawy z dnia 14 grudnia 2016 r. Prawo oświatowe nauczanie i wychowanie ma respektować chrześcijański system wartości i służyć rozwijaniu poczucia poszanowania dla polskiego dziedzictwa kulturowego.
Tak więc, Szanowna Pani Minister, nie atakuj mnie swoim ateizmem. Nie każ mi wierzyć, że religia to przeżytek, który trzeba wyplenić, żebyśmy wszyscy mogli zyskać oświecenie i pełen pakiet progresywnych wartości.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Między Biblią a wiedzą o 57 płciach
Reklama
W miejsce religii i literatury narodowej wchodzi coś bardziej „życiowego” – edukacja seksualna. Bo przecież w świecie, w którym uczniowie nie wiedzą, kim był Konrad Wallenrod, kluczowe jest, by umieli poprawnie zdefiniować swoją płeć. Oczywiście, edukacja seksualna jest potrzebna – nikt nie twierdzi, że młodzież ma czerpać wiedzę o biologii wyłącznie z kaznodziejskich kazań. Ale dlaczego każda zmiana w szkole wygląda tak, jakby trzeba było wymazać wszystko, co kiedyś stanowiło trzon edukacji? Czy naprawdę nie da się nauczyć zarówno o wartościach, jak i o ludzkiej fizjologii?
Tak więc, Szanowna Pani Minister, nie atakuj mnie swoim ateizmem. Nie mów mi, że religia w szkole to indoktrynacja, a wciskanie dzieciom ideologii pod przykrywką edukacji to już tylko „nowoczesne nauczanie”.
Wstydź się, Panie Mickiewiczu!
„Dziady”, „Pan Tadeusz” – ciężkie, męczące, za dużo o Polsce, Bogu, tożsamości. Uczniowie nie dają rady, musimy ich odciążyć. I oto nowa podstawa programowa: mniej klasyki, więcej „przystępnych” tekstów. W końcu kto chciałby męczyć się z inwokacją, skoro można czytać coś bardziej „współczesnego”? Szczygła Mariusza?
Słyszę argumenty: Szekspir to staroć, Mickiewicz to relikt, patriotyzm jest passé, a młodzież i tak nie rozumie tych wszystkich wielkich idei. No tak, bo najlepszym sposobem na podniesienie poziomu edukacji jest obniżenie wymagań. Logiczne.
W miejsce nudnych, XIX-wiecznych lektur pojawią się więc inne treści. Może więcej poradników o samoakceptacji? Może jakaś powieść, w której bohater zmaga się z kryzysem tożsamości płciowej? Przecież trzeba iść z duchem czasu! Będzie Szczygieł zamiast Szekspira (obaj na S!).
Tak więc Szanowna Pani Minister, nie atakuj mnie swoim ateizmem, daj uczniom wybór, zamiast decydować za nich, co jest wartościowe, a co należy usunąć, bo nie pasuje do współczesnej wizji świata.
Felietonisto, nie atakuj mnie swoim katolicyzmem!
Reklama
Nie, nie atakuję nikogo za to, że nie wierzy. Nie domagam się obowiązkowej lektury „Dziadów” na dobranoc. Ale nie chcę, by ktoś w imię swojego ateizmu odbierał mi to, co dla mnie ważne.
Szkoła ma uczyć, rozwijać, wychowywać i dawać narzędzia do myślenia. Ale jeśli kolejne reformy polegają głównie na wykreślaniu tego, co kiedyś było wartościowe, to nie jest to modernizacja – to rewolucja światopoglądowa.
Niektórzy powiedzą: „świat się zmienia, szkoła też musi”. Oczywiście. Tylko że świat się nie zmienia przez wymazywanie przeszłości. Nie staje się lepszy, gdy pozbawia się ludzi możliwości wyboru.
Nie chodzi o to, by narzucać religię czy konserwatywną wizję świata. Chodzi o to, by pozwolić ludziom mieć wybór. Odbieranie lekcji religii i usuwanie klasyków to nie neutralność – to pustka, w którą wkrótce ktoś włoży nowe treści, zgodne z nową, „słuszną” ideologią.
Nowoczesność nie musi oznaczać amputowania kultury, tradycji i duchowości. Można wprowadzać nowe treści, nie wyrzucając przy tym starych.
Resume
Nie atakuję nikogo za to, że nie wierzy. Nie domagam się, by wszyscy kochali Mickiewicza. Ale nie chcę, by ktoś wmawiał mi, że moje wartości są problemem, który trzeba „wyeliminować”.
Prawdziwa wolność to możliwość wyboru – bez narzucania go z góry. Może więc zamiast likwidować kolejne elementy szkolnej tradycji, pozwólmy uczniom mieć dostęp zarówno do religii, jak i do edukacji seksualnej, zarówno do Mickiewicza, jak i do współczesnych tekstów?
W przeciwnym razie za kilka lat obudzimy się w świecie, w którym młodzi ludzie będą świetnie wiedzieli, jak stosować antykoncepcję, ale nie będą mieli pojęcia, kim byli bohaterowie „Dziadów”. I szczerze mówiąc – nie jestem pewien, czy to naprawdę oznacza postęp.