Przejeżdżając tego roku w marcu przez Leśną k. Lubania, byłam świadkiem uroczystości Drogi Krzyżowej na tamtejszym cmentarzu. Drogę zorganizowali członkowie powstałego niedawno w tym miasteczku stowarzyszenia osób niepełnosprawnych. Ok. 30 osób z różnego rodzaju schorzeniami narządów ruchu przeszło trasą biegnącą ku górze, nasuwającą porównanie do ewangelicznej Golgoty. Trasa kończyła się na jej szczycie, przed kaplicą cmentarną. Atmosfera wśród ludzi była podniosła, mimo pogody, która tego dnia była typowo „marcowa”. Motywem całego nabożeństwa było zrozumienie cierpienia. Uczestnikami nabożeństwa były osoby, którym życie nie szczędzi cierpień i upokorzeń. Na czele procesji, na wózku inwalidzkim wieziony był kilkuletni chłopiec z krzyżem w rękach. Uczestnicy szli z zapalonymi świecami. Widok ludzi podążających drogą krzyża, którzy sami cierpią, robi na osobach postronnych wrażenie. Tak było ze mną... Szczególnie poruszył mnie chłopiec na wózku. Łukasz - bo jak się dowiedziałam, tak miał na imię - jest dla mnie osobą, obcą, anonimową. Dowiedziałam się tylko, że chory jest na porażenie mózgowe. Obserwując z boku procesję i idących w niej ludzi, zrodziło się we mnie pytanie: „Gdzie jest Bóg?”. I natychmiast nasunęła mi się odpowiedź: w cierpiącym. Bóg jest obok mnie. Jest on w małym Łukaszu dźwigającym krzyż. On jest w osobie pchającej wózek... Jak wiele jest podobieństw między cierpieniem Jezusa, któremu postronny człowiek zdjęty litością pomógł wynieść krzyż na Golgotę, i cierpieniem małego chłopca, jak i człowieka pchającego wózek. Są ludzie, którzy cierpią, ale w tym cierpieniu znajdują swój cel i potrafią z nim być szczęśliwi, zwłaszcza gdy swoim szczęściem potrafią podzielić się z innymi.
Pomóż w rozwoju naszego portalu