Przekręty wyborcze w USA
Reklama
W Stanach Zjednoczonych z dnia na dzień nasilają się coraz
zajadlejsze i coraz mniej chwalebne spory wokół liczenia głosów w
wyborach prezydenckich. Krzysztof Darewicz pisze w tekście Co naprawdę
powiedział naród (Rzeczpospolita z 16 listopada), iż: "Wynajęte przez
sztaby Gore´a i Busha do procesowania się na Florydzie hordy adwokatów,
a są to najtęższe i najdroższe umysły w całym kraju, dostaną zawrotne
honoraria". Oni zyskają na pewno. Wyraźnie straci jednak na wszystkim
reputacja demokracji amerykańskiej. Tym bardziej, że ze Stanów Zjednoczonych
dochodzi coraz więcej głosów uskarżających się na niebywałe "przekręty
wyborcze". W ostatnich dniach dostałem wiele telefonów od ludzi z
Polonii Amerykańskiej, zrzucających całą winę za przekręty wyborcze
na demokratów; już teraz oskarżają ich o "szwindel stulecia", przekupywanie
Murzynów, przeróżne naciski wyborcze. W tym duchu informuje też korespondencja
Janusza Subczyńskiego Medialna nagonka w Głosie z 18 listopada. Subczyński
pisze m.in.: "Bardzo szybko oznajmiono, że zwycięzcą na Florydzie
jest Al Gore. Oznaczało to, iż George W. Bush - praktycznie biorąc
- nie ma szans, ponieważ bez Florydy byłoby dla niego prawie niemożliwe
zdobyć 271 głosów elektorskich - niezbędnych, by zostać prezydentem.
Dla ludzi takich jak ja, republikanów, oznaczało to utratę nadziei.
Okazało się jednak, iż media nie tylko podały fałszywe wyniki, ale
że podały je w chwili, kiedy punkty głosowania na Florydzie były
jeszcze otwarte. Tego typu wyczyn, zainspirowany depeszą Associated
Press, nie tylko był wyrazem celowej akcji politycznej prowadzącej
do zwichnięcia procesu głosowania. Był także przestępstwem kryminalnym
sprzecznym z prawem Stanów Zjednoczonych (...)".
Subczyński pisze o przeróżnych przejawach "przekrętów"
i nacisków wyborczych. Stwierdza m.in.: "Na Florydzie mieszka dość
liczna grupa czarnej ludności z Haiti. Są to głównie byli nielegalni
emigranci, którzy z trudem otrzymali obywatelstwo. 93% z nich głosowało
na Ala Gore´a. W telewizji "Fox" wystąpił duchowny tej grupy, który
stwierdził, że ´naganiacze´ partii demokratycznej narzucali tej zastraszonej
ludności, jak ma głosować - i często wypełniali za nich kartki wyborcze.
Wraz z owym duchownym wystąpiło w telewizji kilkunastu haitańskich
Amerykanów, którzy potwierdzili prawdziwość jego słów.
W stanie Wisconsin republikanie sfilmowali, jak ´naganiacze´
partii demokratycznej ofiarowywali biedocie ulicznej papierosy, by
szła głosować. Murzyńskie kościoły zorganizowały transporty autobusowe
do punktów wyborczych - aktywiści szli od domu do domu i pędzili
ludzi na wybory".
Według redaktora naczelnego Nowego Państwa Anatola Arciucha (tekst Dramat czy farsa z 17 listopada): "ten spór zaczyna przybierać
charakter już nie tylko polityczny, ale i rasowy. Organizacje murzyńskie
uznały za przejaw rasizmu to, że na Florydzie około 400 tys. byłych
skazanych, zgodnie z ustawodawstwem tego stanu, nie mogło głosować.
A tak się składa, że ponad 90% z nich to czarni. Co prawda, przepis
ten został przyjęty na długo przed tym, zanim w tym stanie zaczął
rządzić obecny gubernator Jeb Bush, młodszy brat George´a, jednak
największa organizacja murzyńska w USA - Kongres Afrykański twierdzi,
że gubernator dawno już powinien był go uchylić, gdyż ma on ´wyraźnie
rasistowskie ostrze´, ale nie uczynił tego, aby zwiększyć szanse
brata". Według Arciucha napięcie wokół wyniku wyborów jest tak wielkie,
iż grozi, że kolejny - "43. prezydent USA - bez względu na to, czy
zostanie nim Bush czy Gore - będzie dźwigać piętno pochodzenia ´z
nieprawego łoża´. Dla połowy Amerykanów pozostanie uzurpatorem, który
zasiadł w Białym Domu dzięki manipulacjom wyborczym". Również Subczyński
w cytowanym tekście na łamach Głosu stwierdza, iż: "Obecnie ludność
Stanów Zjednoczonych dzieli się na dwa, mniej więcej równe sobie
liczbowo, wrogie obozy. Ta polaryzacja przybiera na sile". Według
Subczyńskiego, na demokratów głosują w przeważnej mierze środowiska
murzyńskie i latynoskie, duża część kobiet amerykańskich popierających
powszechny dostęp do sztucznych poronień, wielka część samotnych
matek (wśród Murzynek ok. 80%), którym demokraci obiecują "pełną
gwarancję zabezpieczenia bytu i pełne sfinansowanie ich egzystencji
z podatków, którymi obciąża się ´bogatych´ (w tym wszystkie kompletne
rodziny)". Z kolei po stronie republikanów stoją Christian Majority,
Kościół katolicki i "wszystkie te organizacje, które usiłują odrestaurować
wartości moralne, odbudować instytucję rodziny i zachować tradycyjny
amerykański republikanizm. (...) Organizacje te są silne - i dlatego
właśnie mniej więcej połowa amerykańskiej ludności głosowała na przedstawiciela
partii republikańskiej".
Podobnie mniej więcej objaśnia główną linię podziałów
w USA Marek Ostrowski w korespondencji pt. Ameryka Gorbusha. Dwie
Ameryki (Polityka z 18 listopada). Na zamieszczonej obok korespondencji
Ostrowskiego mapie USA kolorem niebieskim są zaznaczone obszary z
poparciem dla Busha, czerwonym dla Gore´a. Widać z tego, że obszary
z poparciem dla Busha są kilkakrotnie większe, są to przede wszystkim
tysiące małych miasteczek. Al Gore cieszy się zaś przede wszystkim
poparciem ogromnych wielkomiejskich molochów typu Nowy Jork i Chicago.
Jak pisze Ostrowski: "W istocie demokraci i republikanie to dwie
różne Ameryki, dwa różne style życia". Według Ostrowskiego, przeciętny
republikanin to człowiek, który ubolewa, że "tracimy nasze podstawowe
wartości", mamy prezydenta, który uprawia seks w Białym Domu. Jak
pisze Ostrowski: "Demokraci starają się o modniejsze ubrania. Republikanie
są raczej staromodni, solidniejsi. Demokraci to dawniej rock and
roll. Republikanie: muzyka sentymentalna. Jeśli żonaty i broni wartości
rodzinnych - to na pewno republikanin. Jeśli samotny, rzutki i mówi
o pracy zawodowej - to demokrata. Oczywiście, to stereotypy, ale
wystarczająco objaśniają tradycyjne głosowania na demokratów lub
republikanów".
Na aktualnych kłopotach amerykańskiej demokracji (z liczeniem
głosów) najbardziej żerują różne lewackie ekstremizmy za granicą.
Krzysztof Darewicz w cytowanej już korespondencji na łamach Rzeczpospolitej
pisze, że kubański dyktator Fidel Castro "zaoferował przysłanie swoich
sprawdzonych specjalistów, gotowych zupełnie bezstronnie przypilnować
uczciwości liczenia głosów. (...) Losem Ameryki przejęto się nawet
w Zimbabwe. - Gdyby u nas coś takiego się zdarzyło, to już grożono
by nam międzynarodowymi sankcjami - powiedział zatroskany rzecznik
tamtejszego rządu".
Łatwowierny AWS
Hanna Karaś w tekście Sztuka uwodzenia (Głos z 21 października) opisała prawdziwy szczyt łatwowierności AWS-u. Okazało się, że w skład sztabu wyborczego kandydata na prezydenta Mariana Krzaklewskiego wchodził jeden z przedstawicieli najskrajniejszej lewicy, Piotr Tymochowicz (był on jedną z osób kreujących wizerunek medialny szefa AWS). Red. Karaś przypomniała, że pochopnie zaangażowany do sztabu wyborczego Krzaklewskiego Tymochowicz był inicjatorem i przewodniczącym skrajnie lewicowego Ruchu Świadomej Tolerancji. Na apelu wzywającym do zorganizowanego przez ten Ruch Marszu Tolerancji 27 listopada 1997 r. podpisy złożyli m.in. Wielki Mistrz Wielkiego Wschodu Polski Andrzej Nowicki, Danuta Waniek, Barbara Labuda, Aleksander Małachowski, Jerzy Diatłowicki, Jacek Kuroń. Głos zamieścił również za Nie zdjęcie Urbana, niegdyś czołowego gościa na ślubie Tymochowicza. Nie wiadomo, co ten dobrany " fachowiec" doradził Krzaklewskiemu, poza pomysłem, by maksymalnie wykorzystał swoją żonę w roli "cudownej broni". Ech, naiwni, naiwni...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
"PAST-a" znowu wzięta
Głos z 18 listopada komentuje w tekście Boje o PAST-ę zakończone jedno z niewielu prawdziwie znaczących optymistycznych wydarzeń ostatnich miesięcy - oddanie 9 listopada br. gmachu PAST-y w Warszawie Fundacji Polskiego Państwa Podziemnego. Wreszcie należycie uczczono pamięć bohaterskiego czynu oddziałów szturmowych AK im. J. Kilińskiego, które 20 sierpnia 1944 r. dokonały zdobycia zajadle bronionego przez nazistów gmachu Polskiej Akcyjnej Spółki Telefonicznej. Po blisko dziesięcioletnich zmaganiach prawnych, różnych przeszkodach i zatorach, budynek PAST-y w Warszawie trafi w najgodniejsze ręce - byłych powstańców, stając się ośrodkiem naukowym kultywującym pamięć i etos Polskiego Państwa Podziemnego. Powstanie tam również archiwum na temat okresu II wojny światowej i zbrodni stalinowskich oraz przychodnia lekarska dla kombatantów.
Gangi i politycy
W związku z nasileniem uderzeń policji przeciwko różnym powiązaniom
mafijnym, a zwłaszcza najpotężniejszemu gangowi - z Pruszkowa, w
prasie ukazały się liczne artykuły na temat powiązań między gangami
a niektórymi politykami. Anna Marszałek w obszernym tekście Czego
nie może powiedzieć minister (Rzeczpospolita z 10 listopada) przypomina,
iż: "Ostatnio minister sprawiedliwości Lech Kaczyński stwierdził,
że on i szef MSWiA mają informacje o ´kompromitujących powiązaniach
establishmentu´, jednak nie może ich przekazać, gdyż nie pozwala
mu na to prawo". A. Marszałek próbuje wyręczyć min. Kaczyńskiego,
przypominając liczne nazwiska uwikłanych w związki z gangami polityków.
Najsłynniejszy z nich to były wicepremier w rządzie M. F. Rakowskiego,
a później m.in. prezes Głównego Urzędu Celnego Ireneusz Sekuła. Jak
pisze A. Marszałek: "Były poseł SLD i były szef GUC Ireneusz Sekuła,
podejrzany o przestępstwa gospodarcze, prowadził interesy z członkami
mafii pruszkowskiej. Sejm początkowo nie uchylił mu immunitetu, zrobił
to dopiero po innym śledztwie i nagłośnieniu sprawy. Sekuła m.in.
pożyczał pieniądze od jednego z szefów ´Pruszkowa´ - Andrzeja Kolikowskiego,
pseudonim ´Pershing´. W tym roku były szef GUC zginął w niejasnych
okolicznościach - najprawdopodobniej popełnił samobójstwo". Rzeczywiście,
były to bardzo niejasne okoliczności; złośliwi mówią, że była to
już druga próba popełnienia samobójstwa przez Sekułę - za pierwszą
nie zastano go w domu! Do sprawy tajemniczej śmierci Sekuły nawiązała
również Dorota Kania (w tekście Sekuła i inni, publikowanym w Nowym
Państwie z 17 listopada). Według niej: "Jedną z hipotez, jaka pojawiała
się w prasie w związku z przyczyną jego samobójczej śmierci, były
długi, które Sekuła zaciągnął u bossów pruszkowskiego gangu. Padają
nawet liczby - miał to być milion dolarów. Po zastrzeleniu ´Pershinga´
ci, którzy objęli po nim gangsterską schedę, podobno domagali się
natychmiastowej spłaty".
Wprost piórami Stanisława Janeckiego i Violetty Krasnowskiej
pisze o sile polskiej mafii w tekście Skok na państwo (nr z 19 listopada). Autorzy Wprost twierdzą, że: "Zalążki struktur polskiej mafii pojawiły
się już pod koniec istnienia PRL. To wtedy tysiące pracowników milicji,
SB i MSW postanowiło wykorzystać swoje układy do robienia interesów. (...) - Prawie 80% znanych przywódców polskiego podziemia było informatorami
bądź tajnymi współpracownikami SB, WSW i milicji - mówi były zastępca
szefa Zarządu Śledczego UOP". Autorzy Wprost przypominają również
liczne nigdy nie wykryte tajemnice zagadkowych śmierci znaczących
postaci polskiego życia, od śmierci prezesa NIK-u Waleriana Pańko
po zabójstwo gen. Marka Papały, b. komendanta policji. Przypominają
m.in., że: auto, którym jechał Pańko, "rozpadło się na dwie części.
Wkrótce po wypadku policyjna agentura doniosła, że w półświatku mówiono
o zamrożeniu części ramy samochodu służbowego Pańki ciekłym azotem".
Przypomnę tu, że W. Pańko zginął na trzy dni przed wystąpieniem
w Sejmie, w którym miał przedstawić wyniki śledztwa na temat FOZZ.
Jego ostatni wywiad, na tydzień przed śmiercią miał tytuł: Za dużo
wiem!