Przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi ugrupowania prawicowe ostrzegały, że ewentualne objęcie władzy przez lewicę oznacza, iż polityka rodzinna znajdzie się na marginesie polityki społecznej, pojawią się też różne działania godzące w dobro rodziny. Obecnie nasilają się oskarżenia pod adresem władz, ze strony różnych środowisk, o nieliczeniu się z potrzebami rodzin. Warto zastanowić się, czy to tylko polityczna retoryka, czy też są to oskarżenia oparte na faktach. Chodzi tutaj przecież o ochronę wartości fundamentalnej, jaką stanowi rodzina, do wspierania której zobowiązuje także nasza konstytucja.
Komisja i Pełnomocnik ds. Rodziny niepotrzebni
Reklama
Za pierwszy akt nieprzyjazny wobec rodziny uznaje się często
likwidację Sejmowej Komisji Rodziny i urzędu Pełnomocnika Rządu ds.
Rodziny.
Komisja Rodziny podczas poprzedniej kadencji odbyła 211
merytorycznych posiedzeń, przygotowała m.in. projekty ustaw zmieniających
ustawę o pomocy społecznej, ustawę kodeks cywilny o odbieraniu dzieci
od osób nieuprawnionych oraz 16 innych.
Komisja przyjęła 51 dezyderatów i uchwał, w tym kilka
przyjętych następnie przez Sejm. Organizowała wiele ogólnopolskich
konferencji o tematyce rodzinnej, a jej wyczulenie na sprawy ubóstwa,
sieroctwa, pomocy społecznej, oddziaływania mediów, rodzin wielodzietnych
było szczególne. Z pewnością dorobek komisji uzasadniał jej dalsze
istnienie. Tak się jednak nie stało, ponieważ na wniosek SLD włączono
jej problematykę do Komisji Polityki Społecznej. Teoretycznie uzasadnić
to łatwo, bowiem polityka rodzinna to fragment polityki społecznej.
Praktycznie jednak taka decyzja oznacza, że nie zostanie obecnie
podjętych wiele problemów dotyczących funkcjonowania rodziny. Dlaczego?
Ponieważ Komisja Polityki Społecznej odbyła w ubiegłej kadencji 323
posiedzenia, co wraz z posiedzeniami Komisji Rodziny daje w sumie
534 posiedzenia, a więc liczbę trudną do zrealizowania w jednej komisji
w okresie kadencji.
W miejsce Pełnomocnika Rządu ds. Rodziny powołano Pełnomocnika
ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn, zastępując urząd zajmujący
się podstawową wspólnotą, jaką jest rodzina, urzędem podejmującym
problem cząstkowy. Nowa Pani Pełnomocnik, znana ze skrajnych poglądów,
już nadała mu odpowiedni wymiar, apelując o zmianę wychowania prorodzinnego
na seksualne, o dopłaty do środków antykoncepcyjnych oraz o zalegalizowanie
aborcji ze względów społecznych i na życzenie.
Dzieci uratowały budżet
W ramach ustaw okołobudżetowych rząd zaproponował cięcia dotykające
w szczególności dzieci i rodziny, obniżając wydatki na ponad 2,5
mld złotych. Skrócono o 10 tygodni urlop macierzyński, zlikwidowano
zasiłek porodowy oraz pomoc dla ubogich kobiet w ciąży. Drastycznie
ograniczono krąg uprawnionych do otrzymywania zasiłku rodzinnego
oraz zasiłku okresowego, gwarantowanego dla kobiet opiekujących się
dzieckiem po utracie zasiłku dla bezrobotnych. Zmniejszono także
krąg uprawnionych do zasiłku stałego z tytułu opieki nad dzieckiem
niepełnosprawnym oraz zmieniono zasady przyznawania zasiłku pielęgnacyjnego (
bez wprowadzenia okresu przejściowego, co spowodowało, że liczni
chorzy nie mogli z niego korzystać). Ograniczono dostępność do funduszu
alimentacyjnego oraz podwyższono podatek VAT na artykuły dziecięce.
Oficjalnym powodem tych głębokich zmian była mityczna
dziura budżetowa. Warto jednak sięgnąć pamięcią do poprzedniej kadencji,
w której posłowie Sojuszu nalegali na niewydłużanie urlopu macierzyńskiego
czy likwidację różnych uprawnień rodzinnych, gdy o takich problemach
finansów publicznych nikt jeszcze nie mówił. Gdyby rzeczywiście chodziło
tylko o problemy ekonomiczne, a rząd doceniał znaczenie np. dłuższych
urlopów macierzyńskich, rozważyłby ich mniej drastyczne skrócenie
albo zawieszenie części tego świadczenia na pewien okres, jak to
uczyniono np. z pensjami nauczycieli, sędziów czy kuratorów. Zasiłek
porodowy można było pozostawić przynajmniej w grupach najsłabszych
ekonomicznie, a z pieniędzy zaoszczędzonych na zmniejszeniu kręgu
uprawnionych do zasiłku rodzinnego zwiększyć ich wysokość. Nic z
tego, cięto bez rozwagi, chyba że pojawił się opór, np. studentów
w sprawie ulg na przejazdy czy PSL-u w sprawie podwyższenia podatków
na materiały budowlane.
Łatwiejsze okazało się oszczędzanie na pomocy ubogim
kobietom w ciąży niż na niepotrzebnych zmianach w służbach specjalnych
czy na stopowaniu reformy edukacji.
Nowe inicjatywy
Pełnomocnik ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn nawołuje,
a w resorcie edukacji już podejmowane są działania zmierzające do
zmiany obecnie obowiązującego wychowania prorodzinnego na wychowanie
seksualne. Może to być dokonane przez zmianę konsultantów wojewódzkich
ds. wychowania prorodzinnego, programów nauczania czy zalecanych
książek. Tymczasem szeroko znane rezultaty permisywnej edukacji seksualnej
powinny zniechęcać do takich zmian, tym bardziej że edukacja prorodzinna
sprawdziła się, jest akceptowana przez uczniów i ich rodziców oraz
nauczycieli.
Niepokojem napawają zapowiedzi Parlamentarnej Grupy Kobiet
i Pełnomocnika Rządu ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn dotyczące
inicjatywy ustawodawczej mającej doprowadzić do zalegalizowania aborcji
z tzw. przyczyn społecznych. Nie są one powodowane żadnymi innymi
motywami poza ideologicznymi. Prawie 10 lat ustawodawstwa chroniącego
ludzkie życie zaowocowało korzystnymi zmianami: zmniejszeniem liczby
aborcji, ale również zmniejszeniem liczby porodów samoistnych, zgonów
kobiet w wyniku ciąży, porodu i połogu, zmniejszeniem liczby zgonów
noworodków i urodzeń z niską wagą urodzeniową (jako wynik programów
chroniących kobiety w ciąży, które wymusiła ustawa o planowaniu rodziny)
.
Z punktu widzenia rodziny, dobra edukacja dzieci jest
sprawą zasadniczą. Tymczasem rząd wprowadza zamęt do reformy edukacji,
zamiast ją poprawiać, obniża standardy edukacyjne i zmniejsza liczbę
godzin niektórych przedmiotów.
Z kręgów lewicy pojawił się również projekt równouprawnienia
konkubinatów, w tym homoseksualnych, z małżeństwami. Małżeństwa i
rodziny mają sporo obowiązków, mają też pewne prawa. Jak utrzymać
ich szczególną rolę w społeczeństwie, jeśli wszyscy zamieszkujący
wspólnie będą mieli podobne uprawnienia? Czy nie będzie to zachęcało
do tworzenia wolnych związków, z natury bardziej krótkotrwałych,
a więc niekorzystnych na przykład z punktu widzenia dobra dzieci?
Autorzy są na powyższe argumenty zupełnie obojętni, mając przed sobą
tylko ideologiczną wizję równości par. Na marginesie warto w tej
sprawie dostrzec aspekt integracji europejskiej, ponieważ autorzy
projektu bezpodstawnie powołują się na rzekome ustawodawstwo unijne.
W ten sposób zniechęcają do integracji wielu ludzi dostrzegających
zagrożenie w pomniejszaniu roli małżeństwa.
Rząd sprawami państwa kieruje od 5 miesięcy. W tym czasie
znacząco obniżono lub zlikwidowano różne świadczenia rodzinne. Zgłoszono
również projekty, które obciążają budżet państwa (równouprawnienie
konkubinatu i małżeństwa), a obniżają status małżeństwa. Podjęto
też działania nie związane z finansami, które są groźne z punktu
widzenia wychowania dzieci lub ochrony ludzkiego życia. Wydatnie
zatem zmniejszono ochronę rodziny, co budzi obawy o dobry rozwój
społeczny, który bez polityki społecznej, sprzyjającej dobremu funkcjonowaniu
rodziny, jest zagrożony.
Autor był Przewodniczącym Komisji Rodziny Sejmu III Kadencji.
Pomóż w rozwoju naszego portalu