Z Lechem Stefanem - wiceprezesem Stowarzyszenia „Pro Cultura Catholica”, działaczem opozycyjnym Solidarności Dolnośląskiej, przewodniczącym byłej Wyborczej Akcji Katolickiej we Wrocławiu - rozmawia Krzysztof Jan Dracz
Krzysztof J. Dracz: - Jesteśmy po pierwszej turze wyborów prezydenckich, przed nami druga tura. Kiedy „Niedziela” z naszym wywiadem ukaże się w kioskach, czytelnicy będą znali już wynik wyborów. Pomimo to proszę Cię o skomentowanie aktualnej sytuacji przedwyborczej, aby wyborcy, czytając ten tekst, mogli lepiej ocenić wybór, który się dokonał.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Lech Stefan: - Przed nami niezwykle ważny dalszy ciąg plebiscytu o Polskę: liberalną lub solidarną. Trzeba w tym miejscu powiedzieć, że zwolennicy liberalizmu wydają się wstydzić tego, że nazywa się ich liberałami. Wmawiają nam wszystkim, że chodzi im o Polskę wolności. Ale, niestety, pojęcie „wolność” nie jest synonimem dla pojęcia „liberalizm”. Czym w swojej istocie jest liberalizm, mówiliśmy już w cyklu niniejszych rozmów niejednokrotnie. PO jest partią liberalną, powstałą z innych ugrupowań liberalnych. Jest to zresztą własne samookreślenie Platformy. Można zapytać: dlaczego więc kręci i nie mówi jasno? Można również odpowiedzieć: jest to nieuczciwa gra przedwyborcza. To Polska solidarna jest Polską wolności. Jan Paweł II powiedział: „Nie ma wolności bez solidarności i nie ma solidarności bez wolności”. Opowiadając się za Polską solidarną, opowiadam się tym samym za Polską wolności, a liberalizm w bardzo wielu jego przejawach, reprezentowanych przez PO, może być jedynie przeszkodą dla tej wolności. Na przykład nieograniczona wolna konkurencja w świecie gospodarczym będzie wolnością dla jednych, a dla drugich - ograniczeniem, którego barier nie będą mogli przekroczyć. Liberalizm głoszony przez PO nie zna kompromisu i odnoszę wrażenie, że nie zna litości. Zresztą, tak naprawdę trudno takiemu liberalizmowi się dziwić, ponieważ odrzuca wartości chrześcijańskie, na których powstała nasza kultura. Liberalizm w tym wydaniu to nie wolność, lecz samowola oparta na ludzkim egoizmie, który odrzucił Pana Boga. Mam nadzieję, że większość rodaków dostrzeże ten - mówiąc kolokwialnie - przekręt socjotechniczny (czytaj: kłamstwo przedwyborcze) Platformy, czyli partii Donalda Tuska. Przyznaję w tym miejscu, że mówię trochę uszczypliwie, ale jest to skutek tego, że PO zawłaszcza sobie pojęcie wolności, które w ich wydaniu nie ma nic wspólnego z wolnością w rozumieniu chrześcijańskim, dopiero w filozofii Prawa i Sprawiedliwości nabiera właściwego znaczenia. Nie trzeba dużego wysiłku, żeby stwierdzić, że PiS od początku jest partią konsekwentną w działaniu dla dobra Polski. Mówiąc te słowa, nie mam pewności, kto wygra wybory prezydenckie, ale bez względu na to, Polacy muszą się nauczyć przynajmniej alfabetu politycznego, ponieważ od tego zależą nie tylko losy całego kraju, ale również codzienny byt indywidualny każdego z nas.
Patrząc na działania Platformy Obywatelskiej w tych wyborach, wszyscy jesteśmy świadkami głoszonych przez nią półprawd czy też ćwierćprawd, zamiast całej prawdy, oraz wmawiania, że szare jest białe. Budzi to złe przeczucia. W różnych formach przerabialiśmy to już w Polsce powojennej. Na przykład potrzeba informacji o rodzinie i przodkach Donalda Tuska. Sprawa obecnie aktualna. Zainteresowanie społeczne tym tematem potraktowane zostało przez sztabowców Tuska jako niemoralne, nieetyczne, a przede wszystkim nie na miejscu. Mnie jako wyborcę interesuje jednak prawda o tym, w jakiej rodzinie Tusk się wychował, jaka była atmosfera w jego domu. Dlaczego? Ponieważ sprzeczność jego wypowiedzi wcześniejszych i obecnych, będących - jak sądzę - odzwierciedleniem jego poglądów, budzi mój niepokój o losy kraju. Przypomnę jego wcześniejsze wypowiedzi:
„Polska to nienormalność …”
„Piękniejsza od Polski jest ucieczka od Polski …”
„… polskość (dopisek L. S.) nas ogłupia, zaślepia, prowadzi w krainę mitu. Sama jest mitem” (Miesięcznik ZNAK, nr 11-12 z 1987 r.).
Co dzisiaj czytamy na billboardach tego kandydata na Urząd Prezydenta? - Czytamy hasło: Bądźmy dumni z Polski. Nie będę już przypominał innych nieoczekiwanych zwrotów. Dyskretnie przemilczę, i tak zresztą są własnością publiczną.
Który Tusk jest prawdziwy? Ten z wczorajszych czy ten z dzisiejszych afiszy? Podejrzewam, że nie jest to z jego strony rozdwojenie jaźni politycznej, a jedynie nieuczciwa gra przedwyborcza. Jego poglądy zostały ukształtowane wcześniej i należy przypuszczać, że to, niestety, pierwsze wypowiedzi są prawdziwe. Ja, jako wyborca, mam prawo do pełnej wiedzy o kandydacie. Tusk jest osobą publiczną i ubiega się o najwyższy urząd w państwie. Gdyby był osobą prywatną, to jeśli chciałby, mógłby się zamknąć w swojej prywatności i miałby do tego pełne prawo. Osoba publiczna ma to prawo ograniczone.
- W niewielu mediach można spotkać się z rzeczową, bezstronną analizą programów obu ugrupowań desygnujących swoich kandydatów na Urząd Prezydenta. Odnoszę wrażenie, że wielu głosujących wyborców nie ma świadomości konsekwencji swojego głosowania. Jaka jest Twoja ocena tego stanu rzeczy?
Reklama
- Przyznaję, że w mediach jest mało bezstronnych, merytorycznych rozmów i opinii na temat programów PiS i PO. Jeżeli są, to najczęściej w mediach katolickich, takich jak Nasz Dziennik czy Niedziela. Przedstawiane były w nich w miarę głębokie omówienia programów obu ugrupowań oraz przeprowadzone były analizy porównawcze. Przywołam dla ilustracji choćby wywiad ks. red. Ireneusza Skubisia z Lechem Kaczyńskim, artykuły ks. prof. Czesława Bartnika i ks. prof. Jerzego Bajdy czy też senatora Czesława Ryszki. Można mieć bardzo duże pretensje do mediów publicznych. Brak im bezstronności i uczciwego obiektywizmu. Więcej się w nich mówi o inwektywach niż rzeczowo o programach. Głęboka analiza zastępowana jest sloganami wypracowanymi przez socjotechników oraz zgrabnymi, i niestety tylko zgrabnymi, powiedzonkami. Donald Tusk w bezpośrednich dyskusjach z prof. Lechem Kaczyńskim boi się, a może nie potrafi - co jest bardziej prawdopodobne - podjąć prawdziwej, merytorycznej dyskusji. Podczas gdy Kaczyńskiego intelektualnie stać na podjęcie tematu ad hoc, Tusk musi mieć wyuczoną „regułkę”. To jest nie tylko moje spostrzeżenie. Wielu otaczających mnie ludzi, myślących i potrafiących wnikliwie obserwować rzeczywistość, która ich otacza, podziela tę opinię. Wyrażają oni głębokie zaniepokojenie o losy Polski zarządzanej przez prezydenta, który - nie mając dostatecznie ukształtowanych patriotycznych i niezależnych poglądów - może stać się marionetką w grze sił polityczno-gospodarczych, i to nie tylko polskich, ponieważ zapatrzył się w stronę, w którą zapatrzyć się nie powinien. Powiem więcej, spotkałem osoby głosujące w wyborach parlamentarnych na Platformę, które nisko oceniają walory intelektualne, charakterologiczne i etyczne Donalda Tuska. Wielu z nich odda głos na Lecha Kaczyńskiego w drugiej turze wyborów prezydenckich. Nie mogę jednak zrozumieć tych, skądinąd rozsądnych ludzi, którzy w imię tylko partyjnej lojalności, widząc wady Tuska i zalety Kaczyńskiego, skłaniają się oddać głos na tego pierwszego. Kiedy pytam: dlaczego? - nie bardzo potrafią uzasadnić swą decyzję i na ogół odpowiadają nieprawdziwym sloganem: „Co by powiedział świat na to, gdyby Polską rządzili bliźniacy?”. Na takich wyborcach trudno nam będzie zbudować IV Rzeczpospolitą.
Jeden z wykładowców Politechniki Wrocławskiej nosi na swojej bluzie wypisane hasło: Lechu Lepszy. Podoba mi się. On daje świadectwo prawdzie.
- Jaka jest Twoja opinia o niepokojąco niskiej frekwencji w czasie wyborów? Zastanawiająca jest ta bierność i obojętność społeczeństwa.
- Rzeczywiście, mimo apeli różnych autorytetów, a także hierarchów Kościoła katolickiego w Polsce frekwencja jest bardzo niska. Zbyt wielu Polaków nie ma świadomości, że pozostając w domu, głosuje w najgorszy z możliwych sposobów. Przy takiej frekwencji następuje „selekcja negatywna” w życiu politycznym kraju, której konsekwencje wszyscy ponosimy. Obawiam się, że w drugiej turze wyborów prezydenckich nie będzie lepiej. Niewątpliwie niska frekwencja jest bardzo istotnym problemem dla właściwego przebiegu procesu przemian w naszej wciąż jeszcze postkomunistycznej rzeczywistości. Te przemiany w dużej mierze zależą od tej frekwencji. Polacy muszą to sobie wreszcie uświadomić. Jest to problem wymagający poprawnej diagnozy i odpowiedniej terapii. Pozostawmy ten temat do szerszego omówienia i wyciągnięcia koniecznych wniosków.
- Jaką refleksją mógłbyś zakończyć naszą dzisiejszą rozmowę, na tydzień przed drugą turą?
- Rozmawiamy dzisiaj, nie znając wyników wyborów prezydenckich. Znamy sondaże, które wraz z mediami kreują przedwyborczą rzeczywistość, ale, niestety, jej nie odzwierciedlają. Nie są to metody wyborcze, jakich oczekujemy, ale są one takie, na jakie jesteśmy skazani. Nie pokazują społeczeństwu prawdy. Większość mediów w naszym kraju jest w obcych rękach i niejednokrotnie dały one dowód na to, że nie są zainteresowane dobrem naszego kraju. Tragedią naszą jest zależność mediów publicznych od różnych sił politycznych nieprzychylnych Polsce. Trudno jest się orientować i poruszać w takiej rzeczywistości medialnej. Trzeba w tym miejscu podziękować Panu Bogu za dzieło o. Tadeusza Rydzyka oraz różne medialne inicjatywy diecezjalne. Z Bożą pomocą skutecznie przeciwstawiają się one tej rzeczywistości i walczą o dobro Polski.
Bez względu na to, kto zostanie prezydentem, problemy poruszone przez nas w całym cyklu przedwyborczym „Rozmowy aktualne” pozostaną aktualne i będą czekały na dobre rozwiązanie. Ufajmy, że z Bożą pomocą pokonamy przeszkody.
- Dziękuję za rozmowę.