Statystyk dotyczących samobójstw raczej nie znajdziemy w mass mediach, bo to nakręca epidemię, niestety, ataki samobójcze, te skuteczne, niepokojąco wzrastają. Ba, tylko jak rozpoznać kandydatów do tak desperackiej ucieczki, aby objąć ich prewencją? Z medycznego punktu widzenia człowiek zrównoważony psychicznie nie dopuszcza się ataku suicydalnego. Atak samobójczy bowiem zawsze, bez wyjątków, jest wynikiem poważnego ograniczenia sprawności i wytrzymałości ludzkiej psychiki. Przy czym niekoniecznie jest to jakaś forma zdecydowanej choroby psychicznej, chociaż w 1/3 przypadków tak jest. Choroba depresyjna w tej populacji chorych psychicznie wiedzie prym. Co więcej, jeżeli nie jest leczona skutecznie, to spycha po równi pochyłej w tym kierunku w takim stopniu, że ci nieszczęśnicy, wielokrotnie uratowani, ponawiają ataki, aż do samounicestwienia w czasie kolejnej próby. Można sobie wyobrazić ogrom ich psychicznych cierpień. Inni z tej grupy to: paranoicy, schizofrenicy, cyklofrenicy itd., zatem nasi bliźni, mający poważne zaburzenia psychiczne, które łatwo rozpoznać, o ile jest się wyczulonym i poznało się podstawę tych zaburzeń. Oni mają omamy, halucynacje, cały system urojeń, gdzie atak samobójczy jest wewnętrznym imperatywem. Gorzej z rozpoznaniem desperacji u zdrowych psychicznie z silnymi sytuacyjnymi zaburzeniami emocjonalnymi w przebiegu sytuacji życiowo trudnych, często z nawarstwieniami uszczuplającymi rezerwę sprawnościową psychiki do ich buforowania czy neutralizowania: narkotyki, alkohol czy inne przewlekłe intoksykacje, uszczuplające funkcje ośrodkowego układu nerwowego - biologiczne podłoże psychiki. Tutaj pomoc lekarza i zespołów leczniczych jest niezbędna. Moje doświadczenie (wiele lat w pogotowiu, na izbie przyjęć toksykologii miejskiej, biegły sądowy 8 lat) uwiarygodnia mnie w ocenie, że nawet ci z ostrym dołem, po ataku, ale zdrowi psychicznie, ćpuny i alkoholicy częściej dopuszczają się tego aktu desperacji z zamiarem „demonstratio suicidalis”, tj. zwrócenia uwagi innych na tragiczną, ich zdaniem, sytuację życiową, w jakiej się znaleźli. To nic innego jak wołanie o pomoc. Niestety, część z nich niewłaściwie ocenia skutki demonstracji i nie zdaje sobie sprawy, jak łatwo można się zabić, nie doczekawszy się skutecznej pomocy, np. odpętlenia, zatamowania, wyniesienia itd. Planują dość precyzyjnie, niestety, los płata figla, bo osoby, które w ich mniemaniu miały przerwać proces nagłego umierania, nieświadome, zmieniają kurs nieprzewidywalnie w taki sposób, że nie przetnie się z miejscem tego aktu, albo przybywają za późno. Takich przypadków „niedoświadczonych” demonstratorów jest bardzo dużo. Inne jeszcze przypadki, w mniejszości, to łagodni dewianci: psycho- i socjopaci, którzy dopuszczają się symulacji samobójstwa. Mógłbym swoje lekarskie doświadczenie z 40-letniej praktyki rozbudowywać bez końca. Dlaczego dochodzi do samobójstwa? Co powoduje, że ludziom zaczyna sprawiać ból własne istnienie?
Tak zwani subtelni i nadwrażliwi intelektualiści, wbrew zakazom naszej wiary, dokonują skutecznych, acz wyrafinowanych form samobójstwa z powodów ideologiczno-światopoglądowych (np. epidemia samobójstw po ogłoszeniu wyznań Sartre’a).
Co do leków antydepresyjnych - to sprzeciw: fundamenty wiedzy, a jest to absolutnie dowiedzione, mówią, że nie można uratować osoby w depresji przed kolejną skuteczną recydywą bez leków antydepresyjnych odpowiednio dobranych, w odpowiedniej dawce i stosowanych odpowiednio długo z równolegle prowadzonymi innymi metodami terapii pozafarmakologicznej. W moim odczuciu opis możliwych przyczyn zamachu na własne życie nie jest kompletny. Niestety, rzeczywistość jest bardziej złożona i kodeterminant tego zjawiska jest o wiele, wiele więcej. Obiegowe opinie mają to do siebie, że nie tyle są nieprawdziwe, ile niepełne, wysoce upraszczające meandry ludzkiego postępowania i motywacji. Jako lekarz mam obowiązek patrzeć na to przez pryzmat psychopatologii, dopiero „per exclusionem” mogę się zastanawiać, jaka była komponenta inna, tj. rodzinna, społeczna, losowa itd. W moim odczuciu osoby pracujące wśród ludzi, m.in. przyszli duszpasterze, powinni przejść minimum szkolenia na zajęciach praktycznych prowadzonych przez lekarzy, aby prawidłowo diagnozować i pomagać przyszłym penitentom. Chodzi o to, by charakteryzowali się zdolnością empatii i, mówiąc obrazowo, by zapalała im się czerwona lampka, gdy penitent w konfesjonale sygnalizuje tego typu desperację. Również pomoc lekarska, zwłaszcza psychiatryczna, dla wyprowadzenia z psychozy wydaje się „conditio sine qua non” (niezbędnym warunkiem). Jeśli chodzi o argumenty religijne, na ogół trafiają one do zdrowych z psychotraumatyczną sytuacją życiową suicydalną, niestety, odbijają się jak od ściany od ludzi chorych w mniejszym lub większym stopniu, także od tych, którzy pozostając zdrowi psychicznie, z powodu dojmujących cierpień cielesnych (zaniedbania lekarzy w skutecznej analgezji) nie znajdują innej drogi ich uśmierzenia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu