Tajemnicą jest ostatnie tchnienie człowieka, szczególnie, jeśli ginie nagle, w wypadku. A jednak nawet wtedy może zostać świętym.
ELŻBIETA RUMAN: - Uroczystość Wszystkich Świętych sprowadza nas na cmentarze, wykosztowujemy się na kwiaty, znicze... Czy w ten sposób bierzemy udział w "obcowaniu świętych"?
KS. MAREK DOSZKO:- Obcowania świętych nie można sobie kupić - jest to wspaniała rzeczywistość, której jesteśmy żywym elementem, w którą włączamy się przez modlitwę. Zjednoczeni z tymi, którzy są już w niebie, modląc się za tych, co "jeszcze w drodze" jesteśmy żywym organizmem, którego śmierć nie niszczy. Organizmem duchowym. Modlimy się za siebie nawzajem. Ci, którzy są w niebie wstawiają się za nami. My, żyjący na ziemi, modlitwą wspieramy tych, którzy już odeszli, ale jeszcze potrzeba im oczyszczenia. Jak krew w organizmie płynie nasza modlitwa do tych, którzy idąc swoją ziemską drogą do Boga zmagają się ze złem, umacnia ich, i "dotlenia", a ich codziennym dobrem wraca do nas, dodając nam sił. W ten sposób obcujemy ze świętymi...
- Świętymi, to znaczy z tymi, którzy są wyniesieni na ołtarze?
- Święci - oficjalnie uznani - to grupa znanych świętych, towarzyszą nam obrazki z ich podobiznami, prosimy ich o wstawiennictwo w wielu sprawach. Ale druga - pewnie o wiele większa grupa - to nieznani święci, ludzie, którym dobre życie zapewniło niebo, którzy nie dokonali niczego "wielkiego" w oczach świata. Spokojnie żyli, pracowali, wychowywali dzieci, a może młodo umarli... Nie znamy Bożych wyroków, ale może nasi bliscy, sąsiedzi, znajomi, odchodząc z tego świata wpadali prosto w ramiona kochającego Ojca... Oni są świętymi, to również ich święto obchodzimy 1 listopada.
- Ogromnie trudno jednak pogodzić się ze śmiercią, wydaje się ona progiem najtrudniejszym do przekroczenia...
- Mówiąc, że ktoś umarł, stawiamy go w jakimś niebycie, po prostu przestał istnieć... Jako chrześcijanie wierzymy oczywiście, że tam, po drugiej stronie jest jakaś rzeczywistość, ale tak nieznana, tak tajemnicza, że właściwie wszystko w niej ginie. Tymczasem to nie jest tak! Śmierć naszego ciała nie kończy życia osoby ludzkiej: " życie zmienia się, ale się nie kończy". My - jako wierzący w Chrystusa - już "umarliśmy dla świata", aby żyć w Nim, żyć życiem nowych ludzi, życiem dzieci Bożych. To życie nigdy się nie kończy. Człowiek, który odszedł, którego ciało spoczywa w grobie, nadal żyje, jest, i często bardzo potrzebuje naszego pamiętania, naszej za niego modlitwy. Myślenie współczesnych chrześcijan jest bardzo zmaterializowane - on umarł, nie ma go, bo przecież nie można z nim porozmawiać, dotknąć go, zobaczyć. A przecież to, co w człowieku najważniejsze, co odróżnia nas od innych ziemskich bytów, jest dla oka niewidoczne...
- Nie mówmy więc umarł, ale odszedł do wiecznego świata, do lepszej rzeczywistości?
- Ten lepszy świat to obcowanie z Bogiem, stanie twarzą w twarz z Tym, Który wszystko może, trwanie w rzeczywistości, której już żadne zło nie zniszczy. My idziemy na groby, wiedząc, że to jest tylko miejsce spoczynku naszego ciała, ale człowiek jest w drodze.
- Mówimy o obcowaniu świętych, o wzajemnej relacji tych, którzy - w różnych miejscach - są w drodze do Boga, z wszystkimi, którzy są już w niebie. Co my możemy dać, tym, którzy są już "po drugiej stronie"?
- Jesteśmy bardzo ważni dla tych, którzy odeszli. Pamiętać musimy, że ci, którzy są w czyśćcu nic już dla siebie nie mogą zrobić, oni - mówimy - nie mogą już zasługiwać. Nie da się będąc tam czynić dobrych uczynków, gromadzić tej "zapłaty w niebie". Tylko będąc na ziemi możemy pomnażać swój "niebieski kapitał" czyniąc dobro, apostołując, spełniając dobre uczynki, przystępując do sakramentów, modląc się. Kiedy znajdziemy się "po drugiej stronie" niczego już nie będziemy mogli zmienić. Karty naszej księgi są wtedy zapisane do ostatniej linijki i dodać - ani wymazać - już nic nie można. Czas oczyszczenia - czyściec - skrócić nam mogą tylko ci, którzy idąc jeszcze przez życie pamiętają o nas.
- Niektórzy próbują się zastanawiać, ile lat czyśćca " odejmuje" modlitwa za zmarłego, ile Msza św., ile nawiedzenie cmentarza...
- Ta rachunkowość przydać się może jedynie "po tej stronie". To dla nas każdy dzień, każda chwila jest ważna, niepowtarzalna, drogocenna - jeśli jest pełna Boga. Rzeczywistości wiecznej nie mierzy się zegarem czy kalendarzem. Można pewnie mierzyć tęsknotą i miłością. Jedno jest oczywiste: modlitwa, zanoszona z ziemi, albo Msza św. ofiarowana za zmarłego, przybliża go do Boga, skraca dystans dzielący oczekującego na wejście do wiecznej chwały szczęśliwca - właśnie szczęśliwca, bo on już wie, że na pewno tam się znajdzie. Na razie cierpi, bo ziemskie złe czyny, słowa, myśli, trzymają go z dala od wiecznej szczęśliwości. W tym cierpieniu ulgę możemy przynieść my, ofiarując za zmarłego swoje wyrzeczenia, modlitwy, pamiętając o nim podczas Mszy św., uzyskując dla niego odpusty korzystając ze skarbca Kościoła. Wtedy owo nagromadzone przez wieki w Kościele dobro niejako nakłada się na kary, jakich domaga się uczynione przez człowieka na ziemi zło. Pamiętać musimy, że podczas spowiedzi człowiekowi darowane są grzechy, natomiast potrzebne jest zadośćuczynienie za popełnione zło, które - mówiąc obrazowo - przykryje skutki popełnionego zła. Lepiej pamiętać o zadośćuczynieniu będąc na ziemi. Tam, "po drugiej stronie" możemy tylko liczyć na innych.
- Ta "druga strona" jest ogromnie tajemnicza, niektórzy uważają, że można się czegoś o niej dowiedzieć, "sprowadzając" ducha osoby zmarłej przy pomocy praktyk spirytystycznych...
- Kościół zdecydowanie potępia praktyki spirytystyczne
i wcale nie dlatego, że jest to niestosowna zabawa, ale, że duchy,
które chętnie z nami się skontaktują - istnieją. Nie są to bliskie
nam osoby zmarłe, ale złe duchy, które odkąd zbuntowały się przeciwko
Najwyższemu pałają nienawiścią do wszystkich, których On kocha. Serce
osoby zrozpaczonej po utracie kogoś bliskiego jest zranione. Jeśli
wiara takiego człowieka nie jest dość silna, jeżeli rozpacz zaczyna
brać górę nad zaufaniem Bogu, dusza wydana zostaje na pastwę złych
duchów. Tak, jak realne jest Królestwo Boże, tak również prawdziwie
istnieją siły zła, które szybko wykorzystają istniejącą w człowieku
pustkę. Lekarstwem na każde cierpienie jest trwanie w bliskości Boga.
Kiedyś - wraz z cierpiącą rodziną - przygotowywałem pogrzeb
maleńkiego dziecka. Urodziło się martwe. Przyszedł do mnie jego ojciec,
omawialiśmy formalności, on był ogromnie przygnębiony i ciągle pytał
mnie: "dlaczego?". Dlaczego ono umarło, przecież powstało po to,
by żyć, tak na nie czekaliśmy, żona, ja, jego rodzeństwo. Dlaczego,
dlaczego, dlaczego? Przypomniałem sobie wtedy z mojej misyjnej pracy
na Nowej Gwinei rozmowę ze starcem z pewnej wioski. Chowaliśmy wtedy
zmarłego członka plemienia. Ja zapytałem: dlaczego on umarł, dlaczego
to się stało? Ten stary człowiek odpowiedział mi: Nie można pytać
dlaczego! Ja zdziwiony ciągnę dalej: ale dlaczego nie można pytać "
dlaczego?" "Bo zwariujesz" - zakończył rozmowę starzec.
Jest pewna granica, do której się dochodzi z pytaniem "
dlaczego". Dlaczego nie zdążyłem, dlaczego nie spróbowałem czegoś
jeszcze, dlaczego to właśnie on, ona, dlaczego to spotkało właśnie
mnie? Mamy łaskę od Boga, która pozwoli nam nie zadawać tego pytania
po raz ostatni...
- Niektórzy mają możliwość umierać pojednani z Bogiem, pogodzeni ze śmiercią, ale jaka jest sytuacja tych, którzy giną nagle, w wypadku, jakie oni mają szanse na niebo?
- Tajemnicą jest ostatnie tchnienie człowieka. Bóg
działa do ostatniej chwili życia i nie potrzeba dużo czasu, aby Mu
powiedzieć - kocham. Jak długo ciało i dusza jest jednością, tak
długo człowiek ma możliwość żałować za popełnione zło, prosić Najlepszego
Ojca o zmiłowanie. Nam może się wydawać, że człowiek już niczego
nie słyszy, nie czuje, że nie jest świadomy tego, co się z nim dzieje
- on jednak wtedy może rozmawiać z Bogiem i ta, całkowicie tajemnicza
dla nas chwila decyduje o miejscu człowieka w wieczności.
Mój bratanek miał niedawno wypadek, tak nieszczęśliwie
przewrócił się na rowerze, że przebił sobie wątrobę. Kiedy przyjechałem
do szpitala, był już po operacji, nieprzytomny, leżał na oddziale
intensywnej terapii. Udzieliłem mu sakramentu namaszczenia chorych
- ani na chwilę nie otworzył oczu - i w momencie, kiedy kończyłem
- on się przeżegnał. Następnego dnia, kiedy odzyskał przytomność,
mama mówi do niego: "wiesz, że wujek był u ciebie?". Nie wiedział,
był zaskoczony.
To, co dzieje się z człowiekiem będącym na granicy życia,
jest wielką tajemnicą i trzeba mieć pewność, że łaska Boża działa
pełniej, niż możemy to sobie wyobrazić...
- My możemy wiele zrobić dla tych, którzy odeszli, czy oni mogą to odwzajemniać, czy też mogą nam pomagać?
- Nasza babcia, która była bardzo kochana, wiecznie uśmiechnięta, długie lata spędziła z różańcem w ręku, może już być w niebie. Nie bójmy się zachowywać w swojej pamięci tych, którzy już odeszli i prosić ich o wstawiennictwo w wielu naszych problemach. Nie znaczy to, że mamy iść do księdza i prosić, aby z ambony się pomodlił za pośrednictwem świętej pamięci babci o łaski dla parafii. Kult w Kościele jest sprawą urzędową i dlatego uważnie sprawdza się biografie osób wynoszonych na ołtarze, aby uniknąć błędów. Jednak wielu jest świętych, którzy nigdy nie dostąpią chwały ogłoszenia błogosławionymi przez Ojca Świętego. Nigdy tysiące osób nie będą ich prosić o wstawiennictwo. Jednak stoją oni przed Bogiem twarzą w twarz i prosić Go mogą o wszystko...
- Dziękuję za rozmowę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu