Myślę, że raczej wydaje się nam, że kochamy innych. I wydaje się nam także, że innych nienawidzimy. Bo tak naprawdę to w większości, w jakiś przeraźliwy sposób, nie obchodzimy jedni drugich…
*
Reklama
Pamiętam skądś takie opowiadanie, jak na drugim świecie pozwolono tym, co stąd odeszli, wrócić na ziemię i przeżyć jeden, dowolnie wybrany dzień z dawnego swojego życia. Okazuje się, że nie ma ani chętnych, ani odważnych. Jednak zgłasza się nagle mała Emilka i mimo odradzania jej tego przez wszystkich, chce przeżyć ten dzień, w którym obchodziła swoje dziewiąte urodziny.
Zostaje przeniesiona na ten świat, dokładnie w ten dzień. Ubarana w nową, śliczną sukienkę i pięknie uczesana, ukazuje się na schodach, sądząc, że wszyscy domownicy będą zachwyceni jej wyglądem i na pewno dadzą temu wyraz. Ale jest w tej chwili tylko matka, zakrzątana przy strojeniu urodzinowego tortu, martwiąc się tym, ile koleżanek Emilki może przyjść do niej po południu. „Mamusiu, spójrz na mnie! - woła Emilka. - To ja, kończę dziś dziewięć lat! Widzisz, jak wyglądam?”. Matka nie patrzy na nią, tylko rzuca przez ramię: „Dobrze, dobrze, usiądź przy stole i jedz”. Jednak dziewczynka domaga się: „Ale spójrz na mnie, mamo!”. Matka jednak ma jeszcze tyle spraw związanych z poczęstunkiem, że nawet przez chwilę nie zatrzymuje wzroku na córce. Potem przychodzi ojciec, na którego pochwale tak Emilce zależy. Jednak ma on jakieś piętrzące się problemy w pracy, prześlizguje po dziewczynce wzrokiem, jak jednym z mebli i obrazów, wcale jej nie widząc, bo myśli nad czymś intensywnie. Podobnie starszy brat, zapatrzony w monitor… Emilka jest żałosna w tej bezradności i „niewidzialności”. Głos jej niknie, gdy jeszcze raz prosi pośrodku mieszkania: „Może jednak ktoś na mnie popatrzy, co? Ja nie chcę ani tego tortu, ani poczęstunku, ani prezentów! Niech ktoś zwróci na mnie uwagę!”.
Ona tam naprawdę jest, ale wszyscy zachowują się, jakby jej nie było… Dziewczynka już nie jest taka promienna i taka ładna - gaśnie i znika jej wdzięk, gdy z płaczem opuszcza ten dom, czego nikt zresztą nie zauważa… I wraca do świata zmarłych, wątpiąc, czy ci żywi żyją naprawdę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
*
Gorsza od nienawiści jest więc obojętność i to ona zabija. Ileż „szklanych” spojrzeń napotyka się u przechodniów na ulicach. Ale jak różne od nich jest uchwycone czasem spojrzenie jakiegoś małego dziecka, które patrząc - widzi, bo w tym spojrzeniu jest uważne zaciekawienie, odgadywanie, rozbawienie, współczucie i… zdziwienie, a nawet zaniepokojenie, że ktoś to jednak odwzajemnia, podczas gdy inni patrzą, nie widząc.
*
Bodaj najdotkliwszą karą stosowaną przez Starego Doktora Janusza Korczaka było potraktowanie niesfornego wychowanka przez parę godzin... jak powietrze. Mówienie i patrzenie nad jego głową, jakby go tam nie było, mimo iż on robił wtedy wszystko, by zwrócić na siebie uwagę. Była to jednak ograniczona w czasie kara. A kiedy my traktujemy innych, jakby byli przeźroczyści, już prawie rutynowo, czyż nie uśmiercamy w sobie czegoś żywego? Szklany wzrok mają bowiem umarli…