KS. ADAM STACHOWICZ: Najczęściej mówimy o misjonarzach kapłanach, czasami o misyjnych zakonach żeńskich czy męskich. Natomiast rzadko o misjonarzach świeckich.
JOANNA OWANEK: To prawda, mówiąc o misjach widzimy najczęściej osoby duchowne. A w rzeczywistości bardzo dużo osób świeckich decyduje się na wyjazd na misje, by przez swą pracę i zaangażowanie pokazać ludziom Boga, świadczyć o Nim i Jego miłości.
Jak to było z Waszym powołaniem?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
JOANNA: Pasję do misji rozpalił we mnie jeden z księży wikariuszy, który służył w naszej parafii, a obecnie pracuje w RPA. Jednocześnie wiedziałam, że nie mam powołania do życia zakonnego. Zatem, gdy spotkałam Misjonarzy Kombonianów i okazało się, że posyłają oni osoby świeckie, pomyślałam, że to jest to. Ostateczną decyzję podjęłam po miesięcznym pobycie na misji w Ghanie.
EWA MAZIARZ: Moje powołanie tli się we mnie od najmłodszych lat. Zastanawiałam się czy wyjechać jako pracownik jakiejś organizacji działającej na rzecz ludzi z Czarnego Lądu, czy jechać jako misjonarka z diecezji po przygotowaniu się w Centrum Formacji Misyjnej. Wtedy Pan Bóg dał mi wskazówki, które pomogły znaleźć Kombonianów. Okazało się, że wysyłają oni na misje osoby świeckie w duchu Ewangelii. Jak dla mnie idealne połączenie.
Reklama
Co się stało, że w końcu zdecydowałyście się pojechać na misje na stałe?
JOANNA: Poczułam, że to jest moje miejsce. Że misja jest tym, czym chcę żyć i czemu chcę poświęcić życie.
EWA: Decyzji o takim wyjeździe nie podejmuje się w jednej chwili. W moim życiu przewijają się wspomnienia o osobach i zdarzeniach, które układają się w znaki od Boga, w przekonanie, że moim powołaniem jest służba „najbiedniejszym i najbardziej opuszczonym” jak pisał nasz założyciel św. Daniel Comboni.
Czy spotkałyście kogoś, kto o misjach opowiadał?
EWA: Pierwszą osobą, którą pamiętam, i która opowiadała o pracy na misjach był ks. Tomasz Wargacki obecnie pracuje na misji w Afryce. To było kilka, może kilkanaście lat temu. Później spotykałam wielu misjonarzy. Dzielili się swoimi doświadczeniami. Najczęściej spotykałam ich w szkole, byli zapraszani przez księży katechetów.
JOANNA: Nieustannie spotykam dużo osób, które opowiadają o misjach. Za każdym razem mnie inspirują i utwierdzają mnie w wyborze.
Dlaczego wybrałyście posługę tak daleko od domu?
Reklama
JOANNA: Ludzie często mówią: po co tam jedziesz, przecież praca jest też tutaj. To prawda, ale praca wśród najbiedniejszych i najbardziej opuszczonych w Ugandzie daje mi największą radość i satysfakcję. W Polsce też jest dużo pracy, ale jest też wiele osób, które tu zostaną i będą pracować.
EWA: Myślę, że to nie ja wybrałam pracę tak daleko od domu, ale moje serce. Wierzę, że tam gdzie jadę w Gulu Bóg potrzebuje moich dłoni do pracy.
A zdrowie? Czy nie macie obaw przed tamtejszymi chorobami?
JOANNA: Jasne, że mam, ale wierzę i ufam, że wszystko będzie dobrze. Pan Bóg jest ze mną i na pewno nie pozwoli, by stało się coś złego. Ale wiadomo, że na misjach dzieją się różne rzeczy. Jak będzie nie wiem, ale na pewno dobrze.
EWA: Zdaję sobie sprawę, że pewnie zachoruję na jakąś chorobę, ale wiem, że na miejscu są lekarze, którzy mi pomogą. Oddaję te sprawy w ręce Pana Boga.
Czy nie boicie się rozstania z rodziną, z przyjaciółmi? Jak na Waszą decyzję zareagowali rodzice?
JOANNA: Rozstania się nie boję, ale wiem, że będzie to bardzo trudne. Na pewno będę tęsknić. A rodzice? Na początku nie byli zadowoleni, że ich dziecko, zamiast układać sobie życie w Polsce, wyjeżdża do dalekiego kraju, narażając się przy tym na wiele niebezpieczeństw. Ale myślę, że teraz nauczyli się z tym żyć i wiedzą, że właśnie to daje mi prawdziwe szczęście. A chyba to jest najważniejsze.
Reklama
EWA: Rozłąka z rodziną będzie trudnym doświadczeniem ale w dobie rozwoju technologicznego będę mogła się z nimi swobodnie komunikować. Dwa lata szybko miną. Rodzice nie są sami, mam siostrę i brata, którzy założyli rodziny i mają dzieci. Początkowo rodzice byli zaskoczeni moim wyborem, ale z czasem przywykli do tej myśli, wiedzą, że będę tam spełniać moje marzenie.
Dlaczego wybrałyście akurat ten kraj?
JOANNA: Kraj wybrali Misjonarze Kombonianie, którzy najlepiej wiedzą, gdzie potrzebna jest pomoc i gdzie potrzeba świeckich z naszym wykształceniem. A ja ufam, że właśnie w Gulu potrzeba takiej osoby jak ja.
EWA: Wybór kraju nie był dla mnie problemem, bo od początku mówiłam, że pojadę tam, gdzie jest potrzeba, jedyną sugestią z mojej strony było to, żeby misja była na kontynencie afrykańskim.
Sądzicie, że Was tamtejsi ludzie zaakceptują?
JOANNA: Obawy zawsze są, ale Ghana pokazała mi, że ludzie są niezwykle otwarci. Mam nadzieję, że w Ugandzie także doświadczymy tej otwartości. Jeśli my jesteśmy otwarci na innych, to i ludzie otwierają się na nas.
EWA: Jedzie nas tam czwórka (ja, Asia, Monika i Carmen z Hiszpanii). Myślę, że poprzez nasze zaangażowanie w ich życie, naukę języka plemiennego (acholi), służbę i wspólną modlitwę pokażemy, że wszyscy jesteśmy dziećmi jednego Boga, jesteśmy jedną rodziną.